Z Tomlinsonem zaczęłam się spotykać zaledwie trzy miesiące temu, więc nie byliśmy parą zbyt długo, dlatego ten wyjazd miał być sprawdzianem dla tego związku. A teraz ja siedziałam w domu, a on był tysiące kilometrów ode mnie. To nie wróżyło dobrze.
- JUŻ WŁĄCZYŁAŚ ?? - Perrie darła się do telefonu, próbując przekrzyczeć piszczące stado nastolatek, które przybyło na koncert One Direction w Nowym Jorku. Tak samo jak ona i Danielle. Z dziewczyn zespołu brakowało tylko mnie.
- Jeszcze chwilę - powiedziałam, otwierając laptopa. Sama nie wiem jak dałam się jej namówić na obejrzenie koncertu online.
- CO ??
- JESZCZE CHWILĘ ! - teraz to ja wydzierałam się do telefonu, wpisując adres strony.
Okienko z transmisji załadowało się w kilka sekund. Hałas, który słyszałam w słuchawce uderzył we mnie ze zdwojoną siłą.
- WŁĄCZYŁAŚ ?
- TAK !
- NA PEWNO ??
Kamerzysta zaczął pokazywać tłum. Nastolatki, młodsze i starsze, skakały, krzyczały, wymachiwały transparentami z wyznaniami miłości zarówno do całego zespołu jak i do poszczególnych członków. Gdy zobaczyłam imię Louisa na jednym z nich, coś ścisnęło mnie w dołku. Obraz zmienił się. Rozszalane dziewczyny zostały zastąpione grupką siedzących spokojnie ludzi. Loża VIP-ów. Od razu wyłapałam Perrie. Jej włosy rzucały się w oczy na kilometr. Kamera podjechała do niej. Dziewczyna odłożyła na chwilę telefon i pokazała: "KOCHAM CIĘ [PLTI]" ! językiem migowym. Na ekranie pojawiła się kolejna osoba.
- JA CIEBIE TEŻ, P ! - krzyknęłam.
- OK - Perrie zaśmiała się. - OGLĄDA ! - zwróciła się do kogoś
- PERRIE ?
- CHYBA SIĘ ZACZYNA, ZADZWONIĘ PÓŹNIEJ !
Rozłączyła się. Zrezygnowana, odłożyłam telefon i wzięłam do ręki miskę popcornu. Jedyny plus całej tej sytuacji był taki, że mogłam się spokojnie rozłożyć na kanapie i wcinać popcorn, kiedy reszta musiała stać lub siedzieć przez całe 2,5 godziny. Ktoś musiał się pojawić na scenie, ponieważ piski i krzyki zrobiły się głośniejsze, a kamery szybko zmieniły pozycję. Postać na scenie stała i machała do tłumu. To musiał być support zespołu.
- Jak się masz, Nowy Jorku ? - ten cudowny akcent rozpoznałabym wszędzie. Gdy tylko usłyszałam głos Louisa, poczułam motylki w brzuchu. Znowu. Mojemu chłopakowi odpowiedział pisk. - Słuchajcie. Normalnie, grałby teraz nasz support, ale... będę się produkował ja. Tak, wiem, wolicie Harry'ego, ale teraz jesteście skazane na mnie.
Transmisję przejęła kamera stojąca tuż przed sceną. Louis z małej postaci na scenie, stał się centrum obrazu. Zbliżenie na twarz. Jeszcze kilka minut temu miałam ochotę zabić go gołymi rękoma, teraz nawet nie wiedziałam, za co się na niego złościłam. Dotknęłam palcami jego policzka na ekranie. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak cholernie za nim tęskniłam, mimo, że minęły trzy dni. Dla mnie to była wieczność.
- Cześć, Louis - powiedziałam do ekranu.
- Jak wiecie, w moim życiu jakiś czas temu pojawił się ktoś bardzo dla mnie ważny. Niestety, ta osoba nie może być tutaj z nami ciałem, ale dowiedziałem się, że ogląda transmisję na żywo. Dlatego chciałbym zaśpiewać coś dla niej. Nie przeszkadza wam to ?
Krzyki, które się rozległy wyrażały zgodę. Ja natomiast siedziałam, wpatrzona w ekran laptopa, z coraz szybciej bijącym sercem. Moje ręce zaczęły się pocić, a nogi trząść. Nie wierzyłam w to, co słyszałam. Jeden z technicznych podał Louisowi gitarę. Chłopak usadowił się na specjalnie przystosowanym krzesełku i sprawdził, czy struny są nastrojone. Kiedy się upewnił, poprawił swoją pozycję.
- To dla ciebie, [T.I] - powiedział do mikrofonu, który postawili przed nim.
Zaczął grać, a ja z rosnącym tętnem wpatrywałam się w niego, nie mogą oderwać oczu.
Rozległy się jeszcze większe krzyki. Louis uśmiechnął się pod nosem. Przegrał kilka taktów i zaczął śpiewać. Już po pierwszym wersie wiedziałam, że to nie będzie zwykły cover. Że to będzie jego wersja dla mnie. NASZA wersja.
Hey there, my lovely
I am now in New York City
You're a thousand miles away
But girl tonight you look so pretty
Yes you do
Time Square can't shine as bright as you
I swear it's true
Hey there my lovely
Don't you worry about the distance
I'm right there if you get lonely
Give this song another listen
Close your eyes
Listen to my voice it's my disguise
I'm by your side
Oh it's what you do to me
Oh it's what you do to me
Oh it's what you do to me
Oh it's what you do to me
What you do to me
Zamknęłam oczy i byłam w zupełnie innym świecie. W świecie, w którym Louis siedział naprzeciwko mnie, śpiewając z tym swoim błyskiem w oku, od którego miękły kolana. Nagle poczułam, że coś spływa po moim policzku. Zaskoczona, wróciłam do rzeczywistości. Rozpłakałam, nawet nie wiem kiedy. Łzy wzruszenia, które ściskało również moje gardło, płynęły po moich policzkach nieprzerwanym strumieniem. Louis cały czas patrzył w kamerę, ale ja czułam, że patrzy prosto na mnie. Tak samo jak ja na niego. Liczył się tylko on. Zniknęła gdzieś wielka scena, rozwrzeszczane fanki, wielki amfiteatr. Byliśmy tylko my.
A thousand miles seems pretty far
But they've got planes and trains and cars
I'd walk to you if I had no other way
Our friends would all make fun of us
And we'll just laugh along because we know
That none of them have felt this way
Delilah I can promise you
That by the time that we get through
The world will never ever be the same
And you're to blame
Byliśmy rozdzieleni tysiącem kilometrów, ale nigdy nie byliśmy tak blisko. Ironia. Wszystkie moje obawy zniknęły, ponieważ teraz wiedziałam, że jestem tam na tej scenie razem z Louisem. W jego sercu. Tak samo jak on w moim. Gdy skończył, rozległy się brawa, krzyki i jeszcze większej pisków, a ja nie nadążałam z wycieraniem oczu. Nadal nie mogłam uwierzyć, w to, co przed chwilą usłyszałam.
- Kocham Cię, [T.I.] - powiedział cicho do mikrofonu. Jednak ja, jako osoba oglądająca transmisję, usłyszałam wszystko dokładnie.
- Kocham Cię, Louis - odpowiedziałam, po raz kolejny gładząc ekran.
- Wielkie dzięki ! - zawołał głośniej. - A teraz, specjalnie dla was, Zayn, Niall, Harry, Liam i oczywiście powód dla którego wszyscy tu jesteście - ja, czyli ONE DIRECTION !!
I właśnie tak rozpoczął się koncert.
Środek nocy. Pukanie do drzwi. Ze złością zwlekłam się z łóżka. Co prawda ściągnęli mi gips, ale nadal poruszałam się za pomocą jednej kuli. Rozczochrana, ubrana w jedynie pidżamę i z ledwo otworzonymi oczami pokuśtykałam do drzwi. Gdy podchodziłam do nich, usłyszałam dźwięk przekręcanego zamka. Jedyną osobą, która miała klucze do mojego mieszkania była Perrie, ale nie spodziewałam się jej tutaj. Tym bardziej nie spodziewałam się osoby, która weszła przez mój próg z bukietem czerwonych róż.
- [T.I.] ! - nie zdążyłam nawet zareagować, ponieważ sekundę później, Louisa trzymał mnie w ramionach, obracając mnie w górze. Moja kula a hukiem runęłam na podłogę, obok bukietu róż. Gdy już odstawił mnie na ziemię, wpił się w moje usta. Całowaliśmy się przez dłuższą chwilę, chcąc nacieszyć się sobą po tej tygodniowej rozłące. Louis wplótł dłonie w moje włosy, a po moim ciele przeszły przyjemne dreszcze. Aż jęknęłam z żalu, gdy skończyliśmy. Chłopak wziął mnie na ręce i zaniósł do salonu, rozpalając po drodze światła.
- Co tu robisz ? - zapytałam, gdy usiedliśmy przytuleni na kanapie. - Nie powinieneś być w okolicach L.A. ?
- Powinienem - zaśmiał się. - Ale korzystając z tego, że mamy dzień wolny, postanowiłem naprawić jeden błąd.
- Błąd ? - spojrzałam na niego zaskoczona.
- Zabieram cię w trasę. I mam gdzieś, że Paulowi się to nie podoba, bo chodzisz o kuli. Za bardzo tęskniłem i nie chcę przez to przechodzić jeszcze raz - odpowiedział, przyciągając mnie jeszcze bliżej do siebie.
- A gdybym powiedziała, że nie chcę jechać ? - zapytałam zaczepnie.
- Musiałbym cię do tego przekonać - powiedział, nachylając się nade mną. Louis złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. - Nadal nie masz ochoty jechać ? - zapytał szeptem przy moich wargach, łaskocząc je delikatnie swoimi.
- Nie - odpowiedziałam. Szybki całus.
- Na pewno ?
- N...o dobrze - zaśmiałam się.
- Co dobrze ? - zaczął się droczyć Louis.
- Pojadę z tobą - powiedziałam z uśmiechem.
- TAAAAAAAAAAAAAAK ! - Chłopak zeskoczył z kanapy i zaczął skakać po całym pokoju. - Tak, tak, tak !
Tego samego dnia w południe wsiedliśmy w samolot, który zabrał na nie tylko w trasę koncertową, ale i do wspólnej przyszłości.
- Na pewno ?
- N...o dobrze - zaśmiałam się.
- Co dobrze ? - zaczął się droczyć Louis.
- Pojadę z tobą - powiedziałam z uśmiechem.
- TAAAAAAAAAAAAAAK ! - Chłopak zeskoczył z kanapy i zaczął skakać po całym pokoju. - Tak, tak, tak !
Tego samego dnia w południe wsiedliśmy w samolot, który zabrał na nie tylko w trasę koncertową, ale i do wspólnej przyszłości.
Żeby nie było wątpliwości - to jest mój pierwszy IMAGIN zamieszczony na tym blogu. "You and Me" to opowiadanie, które będzie miało kilka części :)
Super :D
OdpowiedzUsuńGenialny *.*
I taki sweet :D
Ojejku, normalnie cudownie się czytało *.*
Czekam już na kolejny :*
Cudowne i takie romantyczne.
OdpowiedzUsuńMówiłam Ci już, że piszesz genialnie?? Jak nie to mówię, że piszesz genialnie :)
Życzę weny
~Twoja Draco