Imaginy z One Direction


Imaginy i opowiadania z One Direction

19 października 2014

#4. - Liam cz.3

          Miałam Londyn pod swoimi stopami. Przynajmniej dosłownie. Panorama miasta rozciągała się przede mną, a ja napawałam oczy niesamowitym widokiem. Strasznie żałowałam, że nie mam ze sobą aparatu (taką odpowiedź wystukałam do Lily, gdy napisała z zapytaniem "Jak tam?").
          Miejscem, w które lubił uciekać Liam okazała się być niewielka łąka na jednym ze wzgórzy okołolondyńskich lasów. To właśnie z niej mogłam podziwiać świat. Dotarcie na miejsce było dość trudne - na drodze stanęła nam zdradliwa leśna dróżka pełna wystających korzeni i leżących na niej kamieni, które pojawiały się w najmniej oczekiwanych miejscach. Dopiero gdy pokonywaliśmy tę pułapkę stworzoną przez naturę, zrozumiałam dlaczego Liam zdecydował się właśnie na półciężarówkę. Samochód bez najmniejszego problemu sunął po drodze, czasem tylko podskakując na większych wybojach. Podczas jednego z większych skoków, lekko się przestraszyłam i odruchowo kurczowo chwyciłam się ramienia Liama. Chłopak nic nie odpowiedział, więc dopiero gdy adrenalina opuściła mój układ krążeniowy, zdałam sobie sprawę z tego co zrobiłam i że, co gorsza, jego ramię nadal znajduje się w uścisku moich dłoni. Szybko je uwolniłam, mrucząc pod nosem przeprosiny. Payne nie wyglądał na zagniewanego, wręcz przeciwnie, uśmiechnął się do mnie tajemniczo, na co moje serce zabiło szybciej. Ty idiotko, odezwał się głos w mojej głowie, to jest LIAM PAYNE, więc może w końcu przestań o nim fantazjować bo i tak nic z tego nie wyjdzie. I ten głosik z pewnością miał rację.
          Drugim powodem, dla którego Liam mógł wybrać pick-upa, był z pewnością fakt, że jego tył można było z łatwością zmienić w przenośną, metalową kanapę poprzez opuszczenie brzegu od strony pasażera. I właśnie w tym momencie siedziałam na tej prowizorycznej kanapie, z jednym kocem ułożonym na podłodze i drugim zwiniętym w kłębek za plecami. Nie wiem skąd Payne je wyciągnął te koce, ale byłam zadowolona, że je zabrał.
          Teraz Liam stał parę metrów od samochodu i rozmawiał z kimś przez telefon. Słyszałam jedynie jego głos jednak nie rozumiałam ani jednego słowa. Chłopak miał na sobie zwykłe jeansy, trampki i szary sweter z podwiniętymi rękawami. Nie było już zimno jak wcześniej, ale mimo to nadal wisiała nad nami groźba deszczu. I nawet ubrany w takie zwykłe rzeczy, Liam nadal zapierał dech w piersiach, zwłaszcza z tym swoim kilkudniowym zarostem. Złapałam się na tym, że nadal się w niego wpatruję, więc zawstydzona spuściłam wzrok. Jeszcze nigdy żaden chłopak nie wzbudził we mnie takich emocji. Oczywiście, przez mój krótki żywot przewinęło się paru chłopaków, którzy przyciągnęli moją uwagę na dłużej, jednak przy nich zawsze zaczynałam gadać jakieś głupoty, byleby coś mówić. Nie wyszło to na dobre. Przy Liamie nie czułam przymusu mówienia, wręcz przeciwnie, nasze rozmowy żyły swoim życiem. Z jednej strony Payne sprawiał, że czułam się swobodnie. Z drugiej, budził we mnie dziwne zawstydzenie i niepewność skręcającą moje wnętrzności.
          - Przepraszam, że nie wyszło z tą kawiarnią - usłyszałam nagle jego głos niedaleko siebie.
          Nawet nie zauważyłam kiedy podszedł. Stał oparty o bok szoferki i spoglądał na mnie niepewnie.
          - Jeśli o mnie chodzi, to nie mam nic przeciwko. To miejsce bije kawiarnię na głowę. Ale za to ty nie dostaniesz swojej dziękczynnej kawy - powiedziałam. "Zawsze możemy umówić się na drugą", chciałam dorzucić, jednak byłoby to z mojej strony zbyt nachalne.
         - Nigdy nic nie wiadomo - rzucił Payne z tajemniczym uśmiechem, który od razu mnie zaalarmował. Co ten chłopak kombinuje? - I jak podobają ci się widoki?
          - Tu jest... niesamowicie. Ta cisza i spokój są po prostu nierealne, biorąc pod uwagę jak niedaleko miasta się znajdujemy - powiedziałam i opadłam głębiej na leżący pod moimi plecami koc. - Doskonale rozumiem dlaczego lubisz uciekać w to miejsce. Jest idealne, żeby odciąć się od ludzi i od świata. I nawet nie ma tu dobrego zasięgu.
          - Dlatego tak bardzo lubię tu być - powiedział Liam, podchodząc do tyłu samochodu. Jednym zwinnym ruchem wspiął się na rękach i po chwili siedział koło mnie na kocu. - Mogę wyłączyć telefon, a potem wykręcać się że nie było zasięgu, co czasami jest bardzo wygodnie. Tylko cisza, spokój, ja i...
          - ... dziewczyna, którą akurat chcesz poderwać ? - zapytałam zaczepnie. Dopiero po chwili do mnie dotarło że ja też tu jestem i całość zabrzmiała tak jakbym oskarżała go o podrywanie mnie. Ups.
          - Prawdę mówiąc, to jesteś pierwszą dziewczyną, którą tutaj zabrałem - powiedział z uśmiechem.
          Odetchnęłam z ulgą. Nie załapał dwuznaczności tego tekstu. A jeśli tak to nie dał nic po sobie poznać. I dobrze.
          - W takim razie czuję się zaszczycona, panie Payne - odpowiedziałam z galanterią, udając, że dygam.
          - Cała przyjemność po mojej stronie, panno [T.N.].
      
         ~Oczami Liama~


         - Żartujesz ?! - zapytała [T.I.], a gdy zaprzeczyłem, wybuchła śmiechem, tak uroczym jak to było możliwe. Jeszcze nigdy nie słyszałem kogoś, kto śmiałby się jak ona.
          Do takiego stanu doprowadziła ją jedna z historii z naszej trasy koncertowej. Dokładnie ta o Hazzie stojącym na środku sceny w samych gaciach po tym jak opuściliśmy mu z Zaynem spodnie.
          - To musiał być niezły widok - wyrzuciła z siebie, gdy się uspokoiła. - Chciałabym to zobaczyć.
         - Jestem pewien, że gdybyś pokopała w Internecie, na pewno coś znajdziesz. A co z Tobą ? Jakieś wspomnienia warte podzielenia się ?
         [T.I.] zmrużyła oczy, zastanawiając się nad odpowiedzią. Wyglądała po prostu uroczo. Uroczo w tej swojej białej koszuli, jasnych, lekko poszarpanych jeansach i czerwonych trampkach. Wyglądała tak zwyczajnie a przy tym... Przepięknie.
          - Co prawda całe moje życie to jedno wielkie pasmo "wartych podzielenia się" wspomnień, naprawdę mam takiego pecha jak nikt, ale... No dobra. Ale obiecaj, że nie będziesz się śmiać - powiedziała, patrząc na mnie poważnie.
          - Obiecuję - odpowiedziałem jak najbardziej serio.
          - Kiedy miałam 8 lat przechodziłam fascynację filmami Disneya. Oglądałam bajkę za bajką, wśród nich znalazła się Mulan, która spodobała mi się tak bardzo, że postanowiłam być taka jak ona. Dlatego pewnej nocy, kiedy wszyscy spali, chwyciłam nożyczki, poszłam z nimi do lustra w przedpokoju i zaczęłam ścinać sobie włosy, żeby wyglądać jak Mulan. Lily obudziła się i poszła mnie szukać. Kiedy mnie znalazła i zobaczyła co robię przeraziła się i zawołała rodziców. Zanim zdążyli do nas dobiec, miałam już całą głowę obciętą. Oczywiście na takiej długości na jakiej akurat udało mi się złapać dany kosmyk. Efekt był ... interesujący. Mam o mało nie dostała zawału kiedy mnie zobaczyła. Chyba nigdy nie dostałam od niej większej bury.
          Próbowałem wyobrazić sobie ośmioletnią dziewczynkę z fryzurą składającą się z pasm włosów o najróżniejszej długości. To z pewnością musiało wyglądać komicznie. I chociaż nie znałem siedzącej obok mnie dziewczyny zbyt długo, to takie zachowanie brzmiało zupełnie jak ona. Niepokorna, ale przy tym ujmująca.
          [T.I.] czekała chyba na jakąś reakcję z mojej strony, ponieważ kiedy nie odzywałem się przez chwilę spojrzała na mnie zaskoczona i powiedziała : - Wow, jesteś pierwszą osoba która nie śmiała się ze mnie po usłyszeniu tej historii.
          - Po pierwsze, obiecałem, że nie będę się śmiać, a po drugie, czekałem na ciąg dalszy - odpowiedziałem zgodnie z prawdą za co zostałem nagrodzony delikatnym uśmiechem, który zapalił w jej oczach iskierki. Mógłbym patrzeć w te oczy zawsze.
          - Ciąg dalszy wyglądał tak, że moja mama następnego dnia zabrała mnie do fryzjera i wyrównała włosy. Lily tak bardzo się spodobała moja nowa fryzura, że sama postanowiła mieć taką samą i również się obcięła. Jedynym dowodem na to, że taka sytuacja miała miejsce została fotografia, którą zrobił tata.
          Skończyła. Patrzyła na mnie z zaciekawieniem, czekając aż coś powiem.
          - Czyli... - Moje usta rozciągnęły się w uśmiechu.- ... fanka Disneya?
           - Tak - odpowiedziała z ulgą w głosie. - Zawsze i na zawsze. Niektórzy uważają, że to dziecinne, ale dla mnie to ważna część dzieciństwa, która mnie ukształtowała.
          Po raz pierwszym w swoim życiu spotkałem osobę w wieku 11+, która nie wstydziła się przyznać, że lubi bajki. Z każdym kolejnym słowem [T.I.] zaskakiwała mnie coraz bardziej, a ja byłem jej coraz bardziej ciekaw. Od dawna żadna dziewczyna nie obudziła we mnie czegoś takiego.
          - Toy Story - powiedziałem znienacka.
          - Co ?
          - Toy Story - powtórzyłem, uśmiechając się szeroko. - Moja ulubiona bajka Disneya. Disney/Pixar, ale kto by się tam czepiał.
          - Piękna i Bestia - odpowiedziała po chwili.
          - A nie Mulan ? - zapytałem zaczepnie.
          - Nope. Zdecydowanie Piękna.
          - Dlaczego ?
          - A dlaczego ty lubisz Toy Story ? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
          - Bo to niezwykła historia o przyjaźni, miłości, dorastaniu... Uczy nas, że w życiu zmienia się wiele, że czasami ci, których kochamy nie zostają z nami na zawsze. Jednak istnieją ludzie, którzy będą z nami na zawsze. I przy okazji, jest w niej dużo humoru - dodałem, wzruszając ramionami.
         Tak wiele osób zadało mi już to pytanie, że odpowiadałem na nie prawie machinalnie. Lecz [T.I.] była jedną z niewielu osób, które słysząc moje słowa nie patrzyło na mnie jak na wariata lub zdziecinniałego faceta. Przeciwnie, uśmiechnęła się do mnie ciepło.
          - Lubię Piękną i Bestię ponieważ to historia, która daje nadzieję na to, że ktoś cię kiedyś pokocha - powiedziała, patrząc gdzieś przed siebie, tak że widziałem tylko jej profil. - Że na świecie istnieje ta jedna osoba, która będzie cię kochać nie tylko za wygląd, ale też za to jaki jesteś. Że pewnego dnia spotkasz kogoś takiego na swojej drodze, zupełnie przez przypadek i ta osoba wywróci twój świat do góry nogami - dokończyła, patrząc na mnie nieśmiało tymi pięknymi, dużymi oczami.
          To właśnie ona wywróciła mój świat do góry nogami. Dla niej po raz pierwszy opuściłem sesję nagraniową, ją pierwszą zabrałem w swoje święte miejsce... Było w niej coś niesamowicie pociągającego. Coś, co sprawiało, że miałem niesamowitą ochotę wziąć ją w ramiona i o chronić przed całym światem. Nagle [T.I.] uniosła głowę i spojrzała mi prosto w oczy. Miał wrażenie, że czas zatrzymał się w miejscu - wszystko inne przestało istnieć. Była tylko ona, wpatrująca się we mnie z tym nieśmiałym uśmiechem i iskierkami radości w oczach. Niesforne kosmyki spływały po obu stronach jej nakrytej rumieńcem twarzy, lecz dla mnie wyglądała idealnie. Moje spojrzenie zatrzymało się dłużej na jej ustach. Pod wpływem uśmiechu, w ich końcach pojawiały się delikatne zmarszczki. Zacząłem zastanawiać się czy rzeczywiście są tak ciepłe i miękkie na jakie wyglądały. Zawsze mógłbym to sprawdzić...
          Ostry dźwięk klaksonu przerwał panującą wokół nas ciszę, a mnie przywrócił do rzeczywistości. Samochód Stylesa stał na samym skraju polany, a sam kierowca dawał "delikatnie" do zrozumienia, że przybył na miejsce wraz z moim zamówieniem. Niechętnie odsunąłem się od [T.I.] i zeskoczyłem z samochodu.         
          - Czyżby twoje sekretne miejsce nie było aż takie sekretne? - zapytała, patrząc z zaciekawieniem na auto.
          - To tylko Harry ze swoim brakiem wyczucia czasu - mruknąłem cicho pod nosem. - Skoro nie mogliśmy nic dostać w kawiarni, kawa przyjechała do nas - wytłumaczyłem głośniej i ruszyłem w stronę auta.
          Hazza musiał zauważyć ruch przy samochodzie, ponieważ przestał maltretować klakson i wysiadł z auta. Wyszedł mi na przeciw, niosąc tackę, na której stały kubki z kawą oraz tajemniczy przedmiot. Dopiero gdy odległość między nami zmniejszyła się, rozpoznałem charakterystyczny kształt. Styles przywiózł ze sobą aparat fotograficzny.
          - I jak ci idzie, kochasiu? - zapytał, gdy stanęliśmy twarzą w twarz.
          - Szło całkiem dobrze, dopóki jakiś idiota nie postanowił zrobić sobie wejścia smoka - odpowiedziałem.
          - Naprawdę, nie wiem kto mógłby wykazać się takim nietaktem. Facet z pewnością pozbawiony jest elementarnych zasad dobrego wychowania. Powinieneś wysłać go do mnie na lekcję, wróciłby jak odmieniony, kulturalny człowiek - odpowiedział Harry z szelmowskim uśmiechem. Taki jego urok. - To dla was - dodał, wysuwając w moim kierunku kawę i aparat.
          - Wielkie dzięki, że zgodziłeś się przywieźć tę kawę - powiedziałem, biorąc od niego podstawek z kubkami. - Wiem, że miałeś inne plany...
          - Nie ma sprawy - odpowiedział. - Poza tym, nawet nieźle na tym wyszedłem - dorzucił z szelmowskim uśmiechem, a blask w jego oczach zdradzał: "Zdobyłem".
          Pytanie tylko czy numer dziewczyny czy samą dziewczynę.
- Znów zawróciłeś jakieś biednej dziewczynie, pracującej przy kasie, w  głowie? – zapytałem.
- Nie – odparł, udając urażonego. - Powiedzmy, że skorzystałem z pomocy pewnej czarującej niewiasty jeśli chodziło o wybór kawy dla [T.I.]. Kto zna ją lepiej jeśli nie własna siostra?
- Poderwałeś Lily?!
- Staram się. Ale wszystko jest na dobrej drodze - odszepnął konspiracyjnie. - A jak tobie idzie, Romeo?
Dobre pytanie. Prawdę mówiąc, nie miałem zielonego pojęcia. Czekałem na jakikolwiek sygnał z jej strony, jednak niczego nie dostrzegałem.
- Nie do końca jestem pewien… - zacząłem wymijająco.
- Po prostu bądź sobą - wpadł mi w słowo Harry. - Większość lasek leci na takich gości jak ty. Resztę zgarniają tacy jak ja.
- Takich jak ja?
- Miły, grzeczny, ułożony, kulturalny, no wiesz, dżentelmen w każdym calu. Poskacz koło niej jeszcze kilka minut i będzie twoja - dodał i puścił do mnie oko.
Jeśli było coś co wkurzało mnie w Harry, to właśnie takie lekko podmiotowe traktowanie dziewczyn. Jedynym ratunkiem dla niego byłaby tak jedyna, o którą musiałby trochę powalczyć. Może wtedy zrozumiałby ich prawdziwą wartość.
- Prawie bym zapomniał - odezwał się, przerywając moje rozmyślania. - To również jest dla was - rzucił, podając mi futerał z aparatem. - Lily prosiła żeby to przekazać [T.I.].
- Dzięki - odparłem odruchowo biorąc od niego przesyłkę.
- Powodzenia, stary - Styles klepnął mnie przyjacielsko w ramię.
- Tobie również - odpowiedziałem. - Tylko wróć do hotelu przed północą.
- Jasne, Daddy - zaśmiał się i ruszył w stronę swojego auta.
Patrzyłem za nim dopóki nie zniknął w jego wnętrzu. Następnie odwróciłem się na pięcie i wróciłem do półciężarówki. Idąc, przyjrzałem się trzymanemu przez mnie futerałowi. Czyżby [T.I.] nudziło się tak bardzo, że poprosiła Lily o przywiezienie aparatu? To nie wróżyło nic dobrego.

***
Liama nie było już od dłuższej chwili, jednak w momencie, w którym zaczęłam się już trochę denerwować jego przedłużającą się nieobecnością, chłopak pojawił się niosąc w ręku kawy i futerał z aparatem. Do złudzenia przypominał ten, który miałam w domu.
- Karmelowa latte z podwójną pianką raz! - Powiedział, odkładając futerał na bok i podając mi jeden z kubków, na którym widniało logo mojej ulubionej kawiarni.
- Skąd…?
- Twoja siostra była bardzo pomocna - odpowiedział Liam, usadawiając się na swoim miejscu, jednak zachowując przy tym dystans między nami, co delikatnie zabolało.
- Biedny Harry - rzuciłam i pociągnęłam łyk kawy. Ciepły napój przyjemnie grzał od środka, a karmelowy smak był niebem dla mojego podniebienia.
- Biedny Harry? Na twoim miejscu martwiłbym się o Lilly - odrzekł Liam.
- Nie znasz mojej siostry. Łamie serca jak mało która dziewczyna.
- Hm… Nadal jestem za Harrym. - Upierał się przy swoim Payne, a w jego tonie można było wyłapać lekko wyzywającą nutkę.
- Jeszcze zobaczymy. Idę o zakład, że niedługo stanie się kolejnym chłopakiem śpiewającym ballady do mojej siostry pod naszym oknem - odpowiedziałam, patrząc na Liama.
- Stoi!
- O co się zakładamy? - zapytałam.
- To zależy od tego kto wygra - odrzekł konspiracyjnym tonem. - A właśnie, skoro już jesteśmy przy temacie twojej siostry - dodał, odwracając się na chwilę tyłem. Gdy znów  był twarzą do mnie, w ręce trzymał futerał. - Kazała ci to przekazać.
Wiedziałam, że wyglądał znajomo! Bez słowa wzięłam aparat od Liama, w którego oczach pojawiła się iskierka smutku. To właśnie ona sprawiła, że zaczęłam mu się tłumaczyć, choć nie miałam ku temu żadnego powodu.
- Widzisz, to taki nasz siostrzany … kawał - powiedziałam, z braku odpowiedniejszego słowa. - Lily śmieje się, że jestem fotografem zawsze i wszędzie, dlatego według niej najlepszy komplement jaki mogę powiedzieć na temat jakiegoś miejsca lub o osoby to: „ Chciałabym mieć ze sobą aparat”. I kiedy jakiś czas temu wysłała mi smsa z zapytaniem jak jest, odpisałam jej właśnie to - wyrzuciłam z siebie na jednym wydechu.
Liam przyglądał mi się niepewnie przez chwilę, po czym jego twarz rozjaśnił uśmiech.
- A pisałyście o mnie czy o miejscu? - zapytał zaczepnie.
- O samochodzie - odpowiedziałam równie zaczepnie, na co chłopak się roześmiał.
Korzystając z tej chwili nieuwagi z jego strony, cichacze wyciągnęłam aparat i zaczęłam robić zdjęcia. Widokowi pod moimi stopami, lasowi który nas otaczał… wszystkiemu co było wokół nas. W końcu przyszedł jednak czas na samego Liama.
- Uśmiech - rzuciłam, naciskając przycisk migawki.
Payne zareagował momentalnie, robiąc głupią minę.
- Ej, normalnie poproszę - zaśmiałam się zza aparatu.
Liam przybrał neutralną minę, jednak tylko na chwilę. W momencie, w którym uchwyciłam go na zdjęciu miał wystawiony język. Po piątym zdjęciu, tym razem z zezem, miałam ochotę mu walnąć. Czy naprawdę nie możemy zrobić normlanego?!
- Jedno. Normalne. Zdjęcie - powiedziałam, akcentując każde słowo. - Czy proszę o taki wiele?
- No dobrze - zgodził się. - Ale chcę mieć to zdjęcie z tobą.
- Ze mną? - spytałam, zaskoczona.
- Tak, a tobą - odpowiedział.
Selfie było już wyższą szkołą jazdy, jednak jak przystało na nastoletniego fotografa, miałam je opanowane do perfekcji.  Przysunęłam się bliżej Liama i obróciłam obiektyw w naszą stronę. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, Payne przysunął się bliżej mnie tak, że opierałam się plecami o jego tors, a nasze twarze dzieliły jedynie centymetry. Po sekundzie zdjęcie było już gotowe. Jednak co było najdziwniejsze, wcale nie czułam się skrępowana jego bliskością. Czułam się tak swobodnie jak to było możliwe. Utrwaleni w tej pozycji zrobiliśmy jeszcze kilka fotografii, aż w końcu Liam postanowił zaszaleć i dać mi buziaka w policzek - i to bardzo długiego, ponieważ zdążyłam zrobić aż trzy zdjęcia. Kiedy skończyliśmy, aparat znów wylądował w futerale.
- Nieźle idzie ci robienie selfie - skomentował Payne, gdy usiadłam na swoim miejscu.
- To podstawowa umiejętność każdego szanującego się fotografa - odpowiedziałam.
- Macie jakiś kodeks umiejętności dla fotografów? - zapytał, zaintrygowany.
- Oczywiście. A wy nie macie kodeksu bycia gwiazdą boysbandu? Jak… łamanie serc milionów nastolatek, bycie nieziemsko przystojnym, posiadanie mega seksownego głosu, stawianie włosów na żel…?
- Ha-ha, bardzo śmieszne - powiedział ironicznie, jednak kąciki jego ust podjechały w górę. - Zapomniałaś o najważniejszym.
- Tak? A o czym?
- Obcisłych spodniach i za krótkich koszulkach - powiedział, po czym oboje się roześmialiśmy.

Nie wiedziałam ile czasu spędziliśmy na tej łące, po prostu rozmawiając. Wiedziałam, że zdążyło się ściemnić i zrobić zimniej, dlatego Liam pożyczył mi swój sweter, który był na mnie trochę za szeroki, dzięki czemu mogłam się nim szczelnie opatulić. Jednak jemu też było odrobinę zimno, dlatego narzucił na siebie koc, k który wcześniej się opieraliśmy. A kiedy zaczęłam się trząść pomimo jego ciepłego swetra, chłopak po prostu otoczył mnie ramieniem (nakrywając przy tym kocem) i najzwyczajniej w świecie przytulił do siebie także nam obojgu było wystarczająco ciepło. I właśnie wtedy, w tej pozycji poczułam się, jakbym znalazła swoje miejsce na ziemi. Jakbym należała właśnie tam, przytulona do niego na bagażniku auta pod niebem okrytym gwiazdami. I mogłam tak trwać już zawsze. A przynajmniej do czasu, kiedy nie zaczęło padać. W zorganizowanym pośpiechu sprzątnęliśmy wszystkie rzeczy do szoferki i usadowiliśmy się na swoich siedzeniach.
Deszcz uderzał o dach i okna samochodu, a my siedzieliśmy w ciszy i spokoju, wsłuchując się w niego. Nie czułam przymusu rozmowy z Liamem. Napawałam się jego obecnością i bliskością, tak samo jak on moją. Dlatego, gdy nasze dłonie spotkały się w pewnym momencie, spletliśmy palce. Tak po prostu, bez żadnych niepotrzebnych słów. I właśnie tak złączeni zaczęliśmy kolejną rozmowę. Tym razem bardziej poważną, życiową. Poruszyliśmy tematy tego, jak wyobrażamy sobie nasze życia w przyszłości. Co chcemy zrobić ze sobą za pięć, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści lat. I chociaż wydawało się to dość błahym tematem, tak naprawdę było bardzo intymne, ponieważ zwierzyliśmy się sobie ze swoich największych marzeń. Z tego, co siedzi nam głęboko w duszy, co kieruje naszym życiem. Liam był pierwszą osobą, przed którą otworzyłam się aż w takim stopniu. Nawet z Lily nie odbyłam tak ważnej rozmowy, a to znaczyło już wiele.
Niestety, nasz czas powoli dobiegał końca o czym uprzejmie przypomniała mi moja siostra dzwoniąc w najmniej odpowiednim momencie. I to nie do mnie lecz do Liama. Miałam ochotę udusić ją na odległość, widząc jego zagubioną minę gdy Lily produkowała się przez telefon. Kiedy skończyła, Payne przekazał mi nowinę o powrocie do domu i odpalił silnik. Całą drogę powrotną spędziliśmy w ciszy, słuchając radia, w którym jak na złość w pewnym momencie zaczęła lecieć piosenka One Direction. Moments rozbrzmiewało w szoferce, gdy Liam skręcał w moją ulicę. I chociaż podjechaliśmy pod mój dom w połowie drugiej zwrotki, siedzieliśmy w aucie aż do końca utworu. Dopiero gdy wybrzmiała ostatnia nuta Liam wysiadł i otworzył przede mną drzwi. Wysiadłam z samochodu i stanęłam na podjeździe, a zimne powietrze przewiało mnie od stóp do głów.
Dochodziła jedenasta. Niebo nad nami było tak czyste jak wcześniej, dlatego byłam w stanie  zobaczyć każdą gwiazdę. Jednak i tak najjaśniej błyszczała ta stojąca koło mnie. Payne chwycił moją dłoń (czym bardzo mnie zaskoczył) i poprowadził aż pod same drzwi. Tam rozplótł nasze palce i stanął naprzeciwko mnie.
- Dziękuję za dzisiaj - zaczęłam niepewnie, zakładając za ucho niesforny kosmyk. - Naprawdę świetnie się bawiłam.
- Ja również - odpowiedział Liam, a z jego twarzy biła niesamowita szczerość, która sprawiła, że zrobiło mi się ciepło w środku. - Jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś z kim tak dobrze by mi się rozmawiało. Dziękuję za to.
Staliśmy przez chwilę w milczeniu, parząc na siebie. W oczach Liama widziałam niepewność, jakby musiał podjąć jakąś ważną decyzję, jednak nie wiedział co ma wybrać.
- Musimy to kiedyś powtórzyć - odezwał się nagle. - Jutro wylatujemy z chłopakami na dwa tygodnie, ale gdy tylko wrócę, skontaktuje się z tobą. Możemy się tak umówić?
- Pewnie - odpowiedziałam z uśmiechem. Chciał się ze mną jeszcze spotkać. Chciał się ze mną jeszcze spotkać!
- W takim razie - zaczął przysuwając się bliżej. - Do zobaczenia za dwa tygodnie - powiedział półszeptem, a ja o mało nie zemdlałam.
Jeśli wcześniej jego bliskość nie robiła na mnie tak dużego wrażenia, teraz miałam nogi z waty i czułam się, jakbym miała zaraz się rozpuścić. Ale co najważniejsze, ogarnęła mną niesamowicie silna chęć pocałowania go. I chociaż nigdy wcześniej nie całowałam się z nikim, czułam się gotowa by zrobić to. Tu i teraz.
- Dobranoc - odpowiedziałam cicho, ponieważ tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić.
- Dobranoc - powiedział Liam i pochylił się w moją stronę.
Po chwili jego usta dotknęły mojego policzka, a ja westchnęłam zawiedziona w duchu. W miejscu, w którym jego wargi dotknęły mojej skóry poczułam ogień, a moja twarz spłonęła rumieńcem. Miałam nadzieję, że nie widać tego w słabym świetle ganka.
Payne patrzył mi jeszcze przez moment w oczy.
- Zadzwonię jak tylko wrócę.
- Trzymam za słowo - powiedziałam, naciskając na klamkę drzwi, które na szczęście były otwarte. - Bezpiecznego lotu - dodałam.
- Dzięki. Ty również na siebie uważaj - powiedział Liam.
Przez setną sekundy miałam wrażenie, że jednak zdecyduje się mnie pocałować. Zamiast tego jednak uśmiechnął się w ten swój powalający na kolana sposób i ruszył w stronę samochodu. Idąc w jego ślady, rozchyliłam drzwi i weszłam do środka, rzucając za nim jeszcze jedno spojrzenie zanim je zamknęłam.
- No i jak było?! - Głos Lily dobiegł mnie od strony schodów.
Mogłam jedynie marzyć o spokojnym wieczorze, ponieważ wiedziałam,  że Lily nie da mi spokoju dopóki nie pozna wszystkich szczegółów.
- Dobrze - odpowiedziałam lakonicznie.
- Chyba bardzo dobrze - powiedziała moja siostra, pokonując ostatnie stopnie. - Nowy nabytek do garderoby? - zapytała, lustrując mnie od stóp do głów.
Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że nadal mam na sobie sweter Liama. Szybko ściągnęłam go przez głowę, otworzyłam drzwi i wybiegłam na ganek. Payne zdążył już odjechać. Dostrzegłam jedynie tylne światła pick-upa, zanim zniknął za zakrętem.
- Cholera - mruknęłam pod nosem, wracając do środka domu.
Przynajmniej miałam dobry powód, żeby się z nimi mimo wszystko spotkać i ta świadomość podniosła mnie na duchu. Najpierw jednak musiałam przeżyć przesłuchanie Lily, które czekała na mnie, rozpromieniona uśmiechem.
- A teraz - zaczęła wesoło. - Poproszę wszystko. Ze szczegółami. I nie masz co liczyć na to, że pozwolę Ci spać, dopóki wszystkiego się nie dowiem.
Zawsze możesz zamknąć ją w piwnicy albo w schowku pod schodami, pocieszyłam się w myślach. Zrezygnowana, ruszyłam w stronę schodów.
- Co chcesz wiedzieć? - zapytałam, stawiając stopę na pierwszym stopniu.
- Od czego by tu zacząć? - zapytała retorycznie Lily, po czym zaśmiała się.

To zapowiadało długą noc. Za jakie grzechy?!

3 sierpnia 2014

#5. - Louis cz.2

          Samochód Julie, mojej współlokatorki, stał spokojnie na parkingu lotniska, gdy my wkroczyłyśmy na halę odlotów. Miałam ze sobą dwie, wielkie i wypchane po brzegi walizki i Julie uparła się, że pomoże mi z nimi na lotnisku. Była jedyną osobą, która towarzyszyła mi aż do samego końca podróży. Moi rodzice mieszkali w pewnym oddaleniu od Londynu i mieli za dużo obowiązków, by wyrwać się z pracy na cały dzień - zwłaszcza, że w domu czekała trójka moich młodszych braci. Doskonale rozumiałam sytuację, więc nie miałam im tego za złe. Była jeszcze jedna osoba, która powinna tu być, jednak od paru dni staranie wyrzucałam ją ze swoich myśli. On podjął swoją decyzję, ja swoją. Koniec pieśni, każde idzie w swoją stronę.
          - Uważaj na siebie w tej całej Australii, [T.I.] - powiedziała Julie, tuląc mnie na pożegnanie. - Pisz często. I poderwij jakiegoś seksowanego Australijczyka z zabójczym akcentem. Szybciej zapomnisz.
          Julie wiedziałam o moim związku z Louisem od samego początku. Była moją przyjaciółką, więc nie chciałam przed nią tego ukrywać.
          - Będę uważać, obiecuję. A Australijczyka to przywiozę dla ciebie - odpowiedziałam z uśmiechem.
          - Metr osiemdziesiąt wzrostu, opalony i umięśniony! - zawołała za mną, gdy szłam w kierunku miejsca odprawy.
          - Zapamiętam! - odkrzyknęłam i już po chwili podchodziłam do kontroli.
          Cała odprawa zajęła mi wyjątkowo niewiele czasu, więc została mi ponad godzina do odlotu. Usiadłam spokojnie, czekając na wywołanie mojego lotu. Zostawiona sama swoim myślom, co nie było dla mnie zbyt dobre, ponieważ znów pojawił się w nich Louis. Wszystkie spędzone z nim chwile - od naszego pierwszego spotkania do świętowania zdania egzaminów (ostatni raz kiedy się widzieliśmy) - przemknęły mi przed oczami jak film. Kochałam go, mimo tego całego zamieszania z Emmą. Nawet bardzo. Dlatego tak bardzo bolało mnie, że wyjeżdżałam bez pożegnania z nim. To było jak niedokończenie ważnej sprawy - miałam wrażenie, że zostawiałam coś ważnego, coś bez czego nie mogę funkcjonować.
          - Proszę pana, tylko na chwilę! - Z ponurych rozmyślań wyrwał mnie głos pracownika odprawy.
          Zaintrygowana dziwnym okrzykiem podniosłam głowę i wtedy go zobaczyłam. Biegł ku mnie, a jego włosy, normalnie zaczesane do tyłu, rozwiewały się we wszystkich kierunkach. Zawsze były tak miękkie w dotyku... Wyrzuciłam tę myśl ze swojej głowy. Zbliżał się coraz bardziej, a ja zastanawiałam się, czy jestem gotowa z nim porozmawiać. I odpowiedź brzmiała: nie. Podniosłam się ze swojego miejsca z zamiarem odejścia, jednak chłopak zdążył już do mnie dobiec.
          - Zaczekaj - powiedział, kładąc mi na ramieniu dłoń, którą od razu strąciłam. - Czy to prawda? Wyjeżdżasz do Australii? Na cały ROK?!
          - Skąd o tym wiesz?
          - Twoja mama mi powiedziała. Pojechałem do niej, bo myślałem, że już wróciłaś do domu. Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
          - Próbowałam - odpowiedziałam, patrząc na swoje buty. - Ale byłeś wtedy zbyt zajęty Emmą.
          - Wróciłem dwa dni później, tak jak obiecałem - próbował się usprawiedliwiać. - Mogłaś mi wtedy powiedzieć, że masz zamiar wyjechać na cały rok.
          - Stwierdziłam, że skoro ona jest dla ciebie ważniejsza, to nie będę ci zawracać głowy moim życiem - mruknęłam. Wspomnienie tej laski obudziło ból i złość, którą czułam od kilku dni.
          - Ty jesteś dla mnie ważniejsza - zaoponował Louis, a w jego głosie słyszałam coś na kształt szczerości.
          Wtedy po raz pierwszy spojrzałam na niego. Wyglądał na dość... zmęczonego. Jego oczy były zapuchnięte, a pod nimi widniały ciemne worki. W jego oczach czaił się jakiś smutek. Nagle poczułam potrzebę przytulenia go. Chciałam go pocieszyć, sprawić, żeby na jego ustach pojawił się ten uśmiech, który tak uwielbiałam. Zacisnęłam mocniej dłoń na ramieniu plecaka, zduszając w sobie budzące się uczucie.
          - To bardzo dziwne, bo gdy ciebie najbardziej potrzebowałam, gnałeś do niej, bo miała niegroźny wypadek. W momencie, w którym ważyły się sprawy mojej przyszłości, naszej przyszłości, ty byłeś zbyt zajęty inną laską. Czy tak traktuje się dziewczynę, która jest rzekomo "ważniejsza" - zapytałam gorzko. - Ty podjąłeś swoją decyzję, ja podjęłam swoją.
         - Wiem, wiem, że zawaliłem - powiedział. - Ale nie powiedziałaś mi, że sprawa jest aż tak poważna. Myślałem, że chodziło o coś... bardziej błahego, codziennego. Że po prostu przesadzasz, żeby mnie do siebie ściągnąć.Tak często narzekałaś, że nie możemy się spotkać, że nie mam dla ciebie czasu...Nie sądziłem, że uciekniesz mi aż do Australii.
         - Przez te kilka miesięcy przyzwyczaiłam się do tego, że jesteś... zajętym człowiekiem. Ale byłam tego świadoma od samego początku. Wiedziałam, że muszę się dzielić tobą z całym światem. A nawet z Emmą. Ale nawet nie wiesz jak bardzo zabolało kiedy mnie wtedy tak potraktowałeś.
         - Wiem, wiem i przepraszam. Błagam, wybacz mi. Już więcej nie popełnię tego błędu. Tylko błagam, nie wyjeżdżaj. Obiecuję, że będę częściej przyjeżdżał, spędzał z tobą więcej czasu. I obiecuję, że zerwę z Emmą. Tylko błagam, zostań...
         - Nie, Louis. Nie zostanę. To moja życiowa szansa. Nie zmarnuję jej.
         - W Anglii również jest wiele wykopalisk na których możesz odbywać praktyki. Nie musisz wyjeżdżać tak daleko. Jeśli wyjedziesz, w ogóle przestaniemy się widywać! Loty do Anglii, a loty do Australii to zupełnie inna sprawa. Nie będę w stanie tak często się, pojawiać, jeśli w ogóle. Zrób to dla nas, nie jedź.
         - Cały czas musiałam podporządkowywać się tobie i twojej karierze. Mogłam się spotykać z tobą tylko w określone dni, kiedy to ty miałeś czas. Jeździć w miejsca, w których ty byłeś. Robić to, co kazała mi twoja wytwórnia. I wiesz co? Mam tego dosyć! Chcę w końcu sama kierować swoim życiem. I chcę jechać do Australii. Rozwijać się, uczyć, zdobywać doświadczenie.
         - Sama mówiłaś, że wiedziałaś w co się pakujesz - zauważył lekko chłodnym tonem.
         - Tak, wiedziałam. Ale nie wiedziałam, że tylko ja będę się starać utrzymać ten związek, a to katorżnicza robota - odpowiedziałam równie chłodno.
         - Ja też staram się utrzymać ten związek!
         - Paradując po ulicach z inną laską? Świetnie ci idzie - żachnęłam się.
         - Musiałem to robić, doskonale o tym wiesz. To się niedługo skończy. Obiecuję. Skończę tamten związek i wtedy będę mógł pokazać światu osobę, którą naprawdę kocham. Ciebie - powiedział spokojniej, sięgając po moją dłoń.
         Odsunęłam się nieznacznie, jednak zdecydowanie. Żadne czułości mu teraz nie pomogą.
         - Ja też cię kocham - odpowiedziałam cicho. - Kocham tak, że to boli. Ale muszę żyć swoim życiem, nie oglądając się na ciebie i wymaganie twojej wytwórni. Kocham cię i cieszę się, że spełniasz swoje marzenia, ale jakim kosztem? To naprawdę jest tego warte?
          - Marzenia kosztują - odparł cicho.
          - Wiem. Moje też dużo kosztuje, lecz nie poświęcę go. Chcę żyć swoim życiem, po swojemu - powtórzyłam, a w moich oczach pojawiły się łzy.
          Życie po swojemu oznaczało życie bez niego, a nie byłam pewna czy jestem na to gotowa.
          - Czyli to koniec? - zapytał z bólem.
          Tak. Nie.
           - Nie wiem - odpowiedziałam łamiącym się głosem.
           - Nie przekreślaj nas jeszcze, proszę...
           - Ja... mogę poczekać. Poczekam aż zrobisz porządek ze swoim życiem...
           - Jak długo?
           Tak długo jak będzie bolała myśl o tym, że mogę cię stracić, pomyślałam.
           - Nie wiem. Żegnaj, Louis.
           Gwałtownym ruchem Tomlinson przyciągnął mnie do siebie i przytulił, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyji. To była nasza wersja pocałunku, gdybyśmy znaleźli się w miejscu publicznym ustalona na samym początku naszego związku. Nigdy jednak jej nie użyliśmy, aż do tego dnia. Nawet nie mogliśmy się normalnie pożegnać. I to przypomniało mi dlaczego zdecydowałam się na ten wyjazd.
           - Nie rób tego jeszcze trudniejszym niż jest w tej chwili - poprosiłam.
           Podniósł twarz, jednak nie odsunął się.
           - Zostań - wyszeptał tuż nad moim uchem.
           - Muszę zdążyć na samolot - odpowiedziałam, wyplątując się z jego uścisku.
           Jak na zawołanie, w głośnikach rozległ się kobiecy głos nawołujący pasażerów mojego samolotu do bramek.
           - Bezpiecznego lotu - powiedział Lou. - Kocham cię.
           - Ja ciebie też kocham - odpowiedziałam.
           Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku bramek, nie oglądając się za siebie. Ponieważ wiedziałam, że gdybym spojrzała na niego, zawróciłabym i została. Byleby znów się uśmiechnął. Z każdym kolejnym krokiem byłam coraz dalej od niego i z każdym kolejnym krokiem czułam, że zaczyna mi czegoś brakować. Czegoś, bez czego nie można żyć. Jakby Louis był moim powietrzem, bez niego nie potrafiłam funcjonować. Jednak teraz musiałam. I miałam w swoim sercu iskierkę nadziei, że może pewnego dnia znów zacznę oddychać pełną piersią.
          Życie w Australii toczyło się swoim rytmem. Pierwsze tygodnie wyjazdu spędziłam na przestawianiu się na inną strefę czasową, urządzanie pokoju w akademiku - uroczym zbiorze drewnianych domków niedaleko uniwersytetu, poznawaniu okolicy, nowych ludzi oraz na leczeniu się z Louisa. W ciągu dnia, w ferworze zajęć i otoczona ludźmi, zapominałam zupełnie o swoim złamanym sercu. Kiedy jednak kładłam się spać, Tommo wracał wraz ze wspomnieniami. Tak samo boleśnie za każdym razem.
          Mój pech sprawił, że moja nowa współlokatorka była Directionerką. Johanna potrafiła gadać o chłopcach 24 godziny na dobę. Szybko nawiązałam znajomość z innymi studentami z naszego roku, dlatego bardzo rzadko przebywałam w swoim pokoju (nie licząc momentów, w których się uczyłam), a w towarzystwie Jo nie była już tak chętna do rozmowy o 1D. Czasem jednak z jej paplaniny mogłam dowiedzieć się czegoś ciekawego.
          - O. Mój. Boże! - usłyszałam głos Jo zanim zdążyła otworzyć drzwi od naszego domku. - Nie uwierzysz w to co ci zaraz powiem! - mówiła tak głośno, że równie dobrze mogłaby krzyczeć.
          Sfrustrowana zamknęłam książkę i odwróciłam się w jej stronę, wiedząc o co poszerzyć listę prezentów urodzinowych - zatyczki do uszu dla mnie lub kaganiec dla niej. I ta druga opcja bardziej mi pasowała.
           - Uwaga, oto news tygodnia - powiedziała strasznie podekscytowana. - Louis Tomlinson zerwał z Emmą Hardwave! I najlepsze jest to, że oboje już od jakiegoś czasu spotykali się z kimś innym. Emma z Jamesem Hollandem, tym gościem z filmu, natomiast o Louisie nic nie wiadomo.
          Kilka dobrych sekund zajęło mi przetworzenie tej informacji. Louis zerwał z Emmą. Tak jak mówił. Szkoda tylko, że zabrało mu to tyle czasu. "A może... Może to ona zakończyła ten udawany związek. W końcu też chciała być z tym swoim Jamesem", powiedział głosik w tyle mojej głowy.
          - A co najważniejsze - kontynuowała Jo, nawet nie czekając na moją odpowiedź - że już niedługo będę mogła ich zobaczyć na żywo! Dodali kilka nowych dat do trasy koncertowej, właśnie tutaj, w Australii. Najbliższy koncert jest za miesiąc, musisz ze mną iść! Zwłaszcza, że jeden koncert będzie w miejskiej sali konertowej, zaraz za rogiem.
          Miesiąc?! Za miesiąc Louis będzie na tym samym kontynencie co ja. Ba, na tej samej ulicy co ja. Byłam w lekkim szoku, a ta informacja nadal do mnie nie docierała. Patrzyłam z niedowierzaniem na podekscytowaną Jo, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Nie wiedziałam, czy bardziej jestem na niego zła za to, że o wszystkim (a zwłaszcza o tym, że przyjeżdża) musiałam dowiedzieć się od kogoś innego czy bardziej cieszę się tym, że będę mogła go zobaczyć. Mimo, że minęło tyle czasu, nadal za nim tęskniłam,bo nadal go kochałam. I nadal każde wspomnienie Louisa nie tylko powodowało uśmiech na mojej twarzy, lecz również sprawiało ból, ponieważ stawałam się boleśnie świadoma tego, co zostawiłam. A teraz w mojej głowie pojawiło się kolejne pytanie: "Nie powiedział mi o tym, ponieważ chciał zrobić mi niespodziankę?" czy "Nie powiedział mi o tym, bo ruszył do przodu, a mnie zostawił w tyle?".

          ***

          - Witam w audycji "Krewetki na ławę"!. Nazywam się Sophie Swanson, a w tym wydaniu naszej audycji gościmi boysband, który w ostatnich latach dosłownie podbił cały świat. Pierwsze miejsca list przebojów, miliony fanów, głównie fanek, na świecie, a do tego uroczy, angielski akcent. Czego chcieć więcej? Panie i panowie, pozwólcie, że zaprezentuję  - ONE DIRECTION! - Głos spikerki lokalnego radia rozchodził się po całym mieszkaniu.
          Jo odpaliła radio na maksymalną głośność i usiadła przed nim, przyciskając do piersi poduszkę. Rozpromieniona. Ja siedziałam na kanapie przed telewizorem, starając się ignorować rozchodzące się po domie dźwięki. Niestety głośność była tak wielka, że nawet ze słuchawkami na uszach byłam w stanie usłyszeć wszystko.
           - Witaj, Sophie - powiedział przyjaznym tonem Liam.
           - Cześć - dorzucił Louis.
           - Witajcie chłopcy - odpowiedziała Sophie. - Niestety, dzisiaj zespół pojawił się w okrojonym składzie, tylko Liam Payne i Louis Tomlinson. Nie martwicie się, dostaliśm tych lepszych - powiedziała zaczepnym tonem, na co obydwaj się zaśmiali.
           Głos Louisa rozszedł się po moim ciele zostawając za sobą przyjemny dreszcz. Działał na mnie tak od samego początku.
           - Pozostała trójka jednak nie próżnuje - odpowiedział Liam. - Przygotowują się właśnie do jednego z naszych koncertów.
           - Właśnie, koncerty. Wasza decyzja o zagraniu kilku nowych koncertów była dość niespodziewana. Plan trasy był przecież ułożony od kilku miesięcy. Skąd więc pomysł na Australię?
           - Cóż, po pierwsze - ze względu na naszych fanów - odpowiedział Louis. - Jak sama zauważyłaś, trochę ich jest,dlatego chcieliśmy mieć pewność, że każdy kto chce przyjść na nasz koncert będzie miał taką szansę. Chcieliśmy również, żeby chłopcy z 5 Seconds of Summer, naszego niesamowitego supportu mogli zagrać przed swoją publicznością. A przede wszystkim, chcieliśmy wrócić do Australii. Jest to piękny kraj, w którym znajduje się wiele rzeczy które kochamy - dokończył  a moje serce zabiło mocniej.
           - Och, czy oni się są uroczy? - rozpływała się Sophie. - Dobrze, zanim przejdziemy do kolejnych pytań, tradycji musi stać się zadość. Każdy z naszych gości ma prwo zadedykować komuś jedną piosenkę. Możecie zadedykować ją mamie, tacie, rodzeństwu, cioci, babci, wujkowi, dziadkowi, sąsiadce, kotu z podwórka, komukolwiek kto wam przychodzi do głowy. W takim razie, który z was zacznie? Może Louis?
          - Czemu nie. Piosenka, którą chciałbym zadedykować pewnej ważnej dla mnie  osobie to "Everything I Didn't Say" zespołu 5SOS. To dla pewnej niesamowitej, kochanej i cudownej osoby, której zapomniałem mówić o najważniejszym. To dla ciebie.
          - No proszę, lista moich pytań właśnie się powiększyła - zaświergotała Sophie. - Lecz na razie, 5 Seconds of Summer w utworze "Everything I Didn't Say".
          Z głośników poleciały pierwsze dźwięki utworu. Siedziałam jak sparaliżowana, wsłuchując się w tekst, a z moich oczu płynęły łzy. Louis nadal mnie kochał. Tak samo jak ja jego.

          ***

          - Jesteś pewna, że nie chcesz wpaść do nas? Będzie świetna impreza - powtórzył Matthew po raz setny, kiedy wracaliśmy na teren kampusu.
          Złapaliśmy wspólny język już od pierwszego dnia i od tego czasu Matthew Eaton odstawiał mnie pod moje drzwi po każdych zajęciach.
          - Masz na myśli siedzenie na dworze przy grillowanych krewetkach i ciepłym piwie w towarzystwie tych wszystkich lasek, które sprowadzą chłopacy? Za duży tłok. Chyba wybiorę swoją kanapę i kubek herbaty - odpowiedziałam z uśmiechem. Poza tym, następnego dnia miałam iść na koncert One Direction. Sama myśl o tym wyczerpywała nie emocjonalnie, więc musiałam być na to gotowa i wyspana.
          - W takim razie - kontynuował temat już pod moimi drzwiami. - Co powiesz na mniejszy tłok? Tylko ty i ja? I jakaś dobra komedia?
          Nie, nie, nie. Błagam, tylko nie to.
          - Matthew, ja... Bardzo ci dziękuję za zaproszenie - odpowiedziałam, starannie dobierając słowa. - Jednak będę musiała odmówić. I nie zrozum mnie źle, jesteś naprawdę świetnym gościem, ale... W moim życiu jest już ktoś ważny.
          - Jasne, rozumiem - odpowiedział szybko i zaczął się wycofywać. - Szczęściarz z niego. W takim razie, do zobaczenia jutro na zajęciach - powiedział i odwrócił się.
          - Do zobaczenia, Matthew - odpowiedziałam, patrząc na jego plecy.
          Odwróciłam się dopiero, gdy zniknął za zakrętem.
          - Można wiedzieć kto jest tym szczęśliwcem? - usłyszałam znajomy głos.
          Louis. Skąd on się tu wziął. Odwróciłam się do niego, powstrzymując się od głupiego uśmiechu, który cisnął mi się na usta. Jest tutaj. Przyjechał. Stał jak gdyby nigdy nic, z tymi swoimi potarganymi włosami, święcącymi oczami i niepewnym uśmiechem, który powalał mnie na kolana.
          - Taki jeden facet, który ukrywał mnie przed całym światem, bo tak mu kazano - odpowiedziałam, chcąc wbadać sytuację.
          W oczach Louisa pojawiło się zrozumienie.
          - A gdybym ci powiedział, że w ostatnim czasie ten facet przestał słuchać innych i zaczął robić to, na co ma ochotę? - zapytał cicho.
          - Powiedziałabym, że podobają mi się buntownicy.
          - A gdybym dodał do tego, że przestałby cię ukrywać przed całym światem?
          - Mimo, że nadal nie przyznał się do mnie? - zapytałam, przypominając sobie rewelacje Jo.
          - Może nie był pewien, czy twoje uczucia do niego się nie zmieniły - powiedział cicho, przysuwając się do mnie, także staliśmy teraz twarzą w twarz.
          - Jeśli tak, to jest największym idiotą świata.
          - Ale tylko twoim.
          - Żadnego ukrywania? - zapytałam.
          - Żadnego.
          - Żadnych poleceń od wytwórni?
          - Żadnych.
          - Będziesz przyjeżdżał tak często jak się da?
          - Częściej - odpowiedział, kładąc rękę na swoim sercu.
          - Żadnych pocałunków? - rzuciłam zaczepnym tonem.
          - Chyba śnisz - odpowiedział, oburzony i zanim zdążyłam zreagować, przyciągnął jeszcze bliżej i pocałował.
          Jego usta naparły na moje z namiętnością zbieraną od kilku tygodni, a ja odpowiedziałam tym samym, wplatając ręce w jego włosy. Jego dłonie trzymały mnie mocno w pasie. Tak mocno, jakby chciał powiedzieć, że już nigdy nie pozwoli mi odejść.
          - Myślę, że powinniśmy wejść do środka - wyszeptałam w jego usta.
          - To dobry pomysł - odszepnął i kontynuując pocałunek, zaczął prowadzić mnie do drzwi.
          Gdy oparłam się plecami o drzwi, uwolniłam jedną rękę i oślep poszukałam klamki, po czym nacisnęłam. Po chwili byliśmy już w środku, a Louis zamknął za nami silnym kopniakiem.
           - O. MÓJ. BOŻE - usłyszałam krzyk Jo.
           Jęknęłam w duchu. Tylko jeszcze jej brakowało. Oderwałam się od Louisa, w momencie, w którym Jo pokonała dzielący nas od niej dystans i zaczęła krzyczeć nam prosto w twarz.
           - Louis Tomlinson jest w moim domku! O MÓJ BOŻE, nie mogę w to uwierzyć. Jestem waszą największą fanką, mam wszystkie albumy, pokój oblepiony plakatami, byłam na jednym koncercie...
            - ... i nazwałaś na ich cześć swoją hodowlę świnek morskich, tak, wiem! - Nie wytrzymałam i wybuchnęłam. - Wiem, że słuchasz ich każdej nocy do poduszki, masz This Is Us na płycie DVD, a pod poduszką trzymasz zdjęcie Harry'ego. Gadasz mi o tym bez przerwy, od kilku tygodni. I nie chcę być nie miła, ale naprawdę doceniłabym chwilę ciszy i spokoju żebym mogła nacieszyć się swoim chłopakiem.
          Kiedy tylko skończyłam swój wywód, chwyciłam Louisa za dłoń, minęłam zszokowaną Jo i pognałam do swojego pokoju.
          - Czyli jestem twoim chłopakiem? - zapytał Louis gdy tylko zamknęłam za nami drzwi.
          - Nie podoba ci się ta rola?  zapytałam, zaskoczona. .
          - Wolałabym być miłością twojego życia, jego sensem, twoim światem,  nawet wszechświatem, ale na razie mogę się zadowolić chłopakiem.
          - Dobrze, ale obiecaj mi jedną rzecz. Żadnych narwanych fanek.
          - Ale one są wszę... - zaczął, ale przerwał widząc moją minę. - Żadnych.
          - To dobrze - odpowiedziałam, zanim znów połączyłam nasze usta w pocałunku.
   

24 lipca 2014

#5. - Louis cz.1

          - Louis wpadniesz dzisiaj?
          - Dzisiaj nie dam rady, idziemy z Emmą do kina.
          
          - Może obejrzymy jutro wieczorem jakiś film?
           - Nie da rady. Zostaliśmy z Emmą wysłani na przyjęcie charytatywne.
          - Pojutrze?
          - Emma ma pokaz filmu, na którym wypadałoby gdybym był.

          - Obiecałeś, że wpadniesz choć na chwilę przed egzaminami. Brakowało mi ciebie dzisiaj...
          - Wiem, kochanie. Bardzo, bardzo, bardzo cię przepraszam, ale Emma wpadła z niezapowiedzianą wizytą do studia i musieliśmy pójść na spacer.

          Tak było już od kilku tygodni - Louis nie miał czasu dla mnie, dlatego, że musiał poświęcać go Emmie, swojej dziewczynie "na niby". Pech chciał, że poznałam Tomlinsona zaledwie tydzień po tym jak zaczęli swoje udawanie i chociaż staraliśmy się do tego nie dopuścić, zakochaliśmy się w sobie. Jednak wytwórnia, z którą miało kontrakt One Direction nie chciała, żeby Louis wyszedł na podrywacza, który zmienia dziewczyny jak rękawiczki, więc kazali mu nadal udawać z Emmą, a my zaczęliśmy spotykać się po kryjomu. Z początku nawet mi się to podobało, jednak z czasem stało się uciążliwe. Ile można ukrywać się po domach i prywatnych pokojach w restauracjach? I wręcz błagać o każde spotkanie? Kochałam Tommo, ale nie byłam pewna czy długo tak wytrzymam.
          Ostatni egzamin letniej sesji miałam za sobą. Przygotowałam się do niego bardzo staranie, więc na pewno nie dostanę niżej niż trzy. To znaczyło, że zaliczyłam cały semestr, a co za tym idzie - drugi rok studiów. Tego wieczoru miałam co świętować. I wiedziałam z kim chcę świętować. One Direction zawitało na dwa tygodnie w Londynie, więc miałam nadzieję, że Louisowi uda się choć na chwilę wyrwać.
          - Halo? - odezwał się znajomy głos po drugiej stronie, gdy do niego zadzwoniłam.
          - Cześć, Lou - powiedziałam, uśmiechając się sama do siebie.
          - Cześć, skarbie - odpowiedział, a po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz, gdy usłyszałam to pieszczotliwe określenie z jego ust.
          - Nie zgadniesz kto właśnie zdał ostatni egzamin i ma wolne przez najbliższy miesiąc!
          - Moje gratulacje! - zawołał. - Jestem z ciebie taki dumny! Masz co świętować.
          - A nie chciałbyś poświętować ze mną? Powiedzmy dziś wie...
          - Nie dam rady - przerwał mi szybko.
          Miałam ochotę krzyczeć. Czy to naprawdę takie trudne znaleźć jeden wolny wieczór raz na tysiąc lat?
           - Ale za to jutro mam wolny dzień - dodał szybko zanim zdążyłam wyrazić swoje niezadowolenie w mocniejszych słowach. - Zjawię się z samego rana i spędzę z tobą cały dzień. Co ty na to?
           - Ty się jeszcze pytasz! - powiedziałam radośnie. - Jeśli nie przywleczesz jutro tutaj swojego seksownego tyłka, to i tak cię znajdę i ci go skopię!
           - Seksowny tyłek, powiadasz. Skoro jest taki seksowny to nie mogę go narażać na bliższe spotkanie z twoimi butami - zaśmiał się.
          - Do zobaczenia jutro? - zapytałam, żeby się upewnić czy aby na pewno dobrze go zrozumiałam.
          - Zjawię się o 9 - odpowiedział. - Jestem z ciebie ogromnie dumny - potwórzył, a ja poczułam się jakbym dostała skrzydeł i zaczęła unosić się nad ziemią. - Pa, kocham cię.
          - Ja ciebie też - odpowiedziałam i rozłączyłam się zanim zdążyłby się wycofać z postanowienia.
          "Tym razem ci się upiekło, Louisie Tomlinsonie. Następnym razem może nie być tak kolorowo", pomyślałam.

          Dokładnie tydzień po naszym cudownym, spędzonym tylko i całkowicie we dwójkę dniu, dostaliśmy wyniki egzaminów. Dostałam 5 z całości. A to znaczyło, że miałam szansę dostać się na wakacyjny wyjazd na praktyki do Australii. Do AUSTRALII. Nazwiska szczęśliwców miały zostać ogłoszone następnego dnia na gablocie w holu uczelni. Pojawiłam się przed nią z samego rana. Lista wisiała na już na swoim miejscu, a moje nazwisko znajdowało się na samym jej szczycie. Australio, oto nadchodzę.
          - Moje gratulacje, panno [T.N.] - usłyszałam za sobą głos profesor Trevelay.
          - Dziękuję, pani profesor - odpowiedziałam, odwracając się w jej kierunku.
          Catherine Trevelay jak zwykle miała ma sobie swoje wytarte jeansy, czarny top i skórzaną kurtkę. Miała trzydzieści kilka lat - była najmłodszym i najbardziej wymagającym wykładowcą na mojej uczelni.
           - Pani wyniki w tym roku były zadowalające. Nawet bardziej niż zadowalające. Dlatego wraz z innymi nauczycielami i dziekanem naszego wydziału postanowiliśmy złożyć pani pewną propozycję. Ale to powinniśmy omówić w moim gabinecie. Zapraszam - oznajmiła i wskazała mi dłonią kierunek, w którym mam się udać.

          Roczne praktyki! W Australii! Z pełnym pokryciem kosztów przejazdu i zakwaterowania za pomocą stypendium! Przez kilka minut siedziałam oniemiała, patrząc z niedowierzaniem na moją wykładowczynię.
           - Wszyscy uważamy, że na to zasłużyłaś.
           - Ja... naprawdę nie wiem co powiedzieć. Bardzo państwu dziękuję za to wyróżnienie...
          - Sama sobie na nie zapracowałaś - powiedziała Trevelay, uśmiechając się ciepło.
          - Cały rok to bardzo długo - zauważyłam. - A co z zajęciami? Czy to oznacza, że będę musiała go nadrabiać?
          - Bynajmniej. Będziesz uczęszczać na wykłady do pobliskiej uczelni. Mają tam bardzo przyzwoity wydział archeologiczny. Oczywiście nie tak dobry jak nasz - dodała konspiracyjnie. - Wszystkie szczegóły dotyczące wymiany dostaniesz drogą mejlową. Niestety, jest mały problem. Decyzję musisz podjąć do jutra.
          - Do jutra? To niewiele czasu...
          - Zdaję sobie z tego sprawę, jednakże oferta przyszła do nas w ostatniej chwili. Nie musisz odpowiadać teraz, zaraz. Wróć do domu i przemyśl to na spokojnie, porozmawiaj z bliskimi. Tu masz mój numer telefonu w razie jakichkolwiek pytań. - Kobieta podała mi swoją wizytówkę. - Jeśli się zdecydujesz, musisz przyjechać jutro i podpisać stosowne dokumenty lub gdyby to było niemożliwe, po prostu zadzwoń żebyśmy chociażby potwierdzili twój udział mejlowo. To wszystko z mojej strony. Do zobaczenia jutro, mam nadzieję.
          - Do widzenia, pani profesor.
          Roczna wymiana. To coś, o czym większość studentów może tylko pomarzyć! A ja dostałam szansę na spełnienie tego marzenia. Jednak rok to strasznie długo. Dam radę wytrzymać taki szmat czasu bez rodziny, znajomych... bez Louisa? Już teraz było nam trudno znaleźć chwilę dla siebie, a co w momencie, gdy będę tysiące kilometrów stąd? Z drugiej strony, taka wymiana otwierała przede mną, jako przed przyszłym archeologiem, niezliczenie wiele możliwości. Miałam szansę na poznanie innej kultury, zwiedzenie niesamowitych miejsc, przyglądanie się pracy specjalistów i uczenie się od nich oraz nawiązanie nowych kontaktów, które mogą przynieść mi korzyść w przyszłości. Stanęłam przed naprawdę trudnym wyborem. Zwłaszcza kiedy chodziło o Tomlinsona. Gdy tylko wróciłam do domu, wybrałam jego numer.
          - Błagam, odbierz. Odbierz. Odbierz. - Modliłam się do telefonu, wsłuchując się w odgłos nawiązywania połączenia. - Od...
          - Cześć, skarbie - usłyszałam głos Tommo.
          - Cześć, kochanie - powiedziałam, czując ucisk w gardle. Czy naprawdę mogłabym z niego zrezygnować na cały rok? - Słuchaj, stało się coś bardzo ważnego i muszę z tobą o tym porozmawiać.
          - Czy to coś pilnego? W tej chwili nie mogę za bardzo rozmawiać - powiedział przepraszającym tonem. - Zadzwonię jutro, ok?
           - Nie, Louis, nie "ok" - odpowiedziałam z irytacją. - To bardzo ważna sprawa i wolałabym porozmawiać o niej twarzą w twarz.
Jeśli ty nie możesz pojawić się na te pół godziny to ja mogę pojechać do ciebie.
          - To raczej niewykonalne. Jestem teraz w drodze na lotnisko. Za dwie godziny mam lot do Stanów.
          - Ale... dlaczego? Przecież mieliście wyjechać dopiero za tydzień. Myślałam, że chociaż się ze mną pożegnasz przed wylotem - dodałam cicho.
          - Sytuacja awaryjna. Nie martw się, wrócę za dwa dni.
          "Za dwa dni będzie za późno", pomyślałam.
          - Co się stało? To coś poważnego?
          - Nie... To nic takiego - powiedział, jednak ton jego głosu zdradzał, że coś ukrywa. Niedobrze.
          - Louis, co się dzieje? - zapytałam poważnym, nieznoszącym sprzeciwu tonem.
          - To... Emma - przyznał skruszony.
          Już od jakiegoś czasu imię tej laski działało na mnie jak płachta na byka. Tommo już jakiś czas temu obiecał mi, że nie długo z nią "zerwie" - w końcu ich udawany związek trwał prawie pół roku - jednak nie bardzo się do tego garnął. I cały czas nawijał o niej jako o "dobrej przyjaciółce" co tylko rozbudzało moją zazdrość. Czy nie wystarczyło, że miała go zawsze pod ręką, a ja musiałam walczyć o każdą sekundę?
          - Miała mały wypadek na planie. - No tak, Emma, wielka aktorka kręciła kolejny hit filmowy. - To tylko skręcona kostka i parę zadrapań, ale trafiła na ostry dyżur i media zainteresowały się tą historią. Wytwórnia uważa, że troskliwy chłopak powinien pojawić się przy niej, zwłaszcza, że teraz ma wolne. Poza tym, jest moją przyjaciółką. Trochę wsparcia jej się przyda.
         Miałam ochotę mu walnąć. Prosto w te jego śnieżnobiałe, prościutkie zęby.
          - A nie mógłbyś polecieć jutro? Jeden dzień chyba nie zrobi takiej wielkiej różnicy.
          - Niby nie, ale naprawdę chciałbym sprawdzić co u niej.
          Może bez górnych jedynek też wyglądałby tak seksownie...
          - Twoja nieudawana dziewczyna - podkreśliłam. - Również jest w ciężkiej sytuacji i ma bardzo naglącą sprawę, którą musi omówić z tobą. Twarzą w twarz. Teraz. Możesz polecieć późniejszym lotem.
           - I omówię ją z nią jak tylko wrócę. Za dwa dni - odpowiedział tonem, który używa się w stosunku do małych dzieci, kiedy się im tłumaczy, że nie mogą dostać kolejnego cukierka bo to niezdrowe.
          Tym zdaniem naprawdę mnie zdenerowował. Chodziło o przyszłość naszego związku, a in traktował mnie jak rozkapryszone dziecko, które chce cukierka.
          - Nie uważasz, że to lekka paranoja? - zapytałam, niby od niechcenia. - Emma jest twoją udawaną dziewczyną, a i tak zawsze stawiasz ją wyżej ode mnie.
          - Nie przesadzaj, skarbie. - O nie, żadne pieszczotliwie określenie mu tu nie pomoże. - To wyjątkowa sytuacja.
          - Tak samo jak trzy tygodnie temu. Jak miesiąc temu. Jak w poprzednich miesiącach. Mam ci przypomnieć ile randek odwołałeś z jej powodu? - zapytałam gorzko.
          - Gdybym cię nie znał, to stwierdziłbym, że robisz mi scenę zazdrości. Myślałem, że jesteś ponad takie dziewczyńsko-nastoletnie zachowania - powiedział lekko kpiącym tonem.
          - Chcesz dziewczyńsko-nastoletniego zachowania, Louis? - Byłam na niego naprawdę wkurzona. - W takim razie, proszę bardzo. Wybieraj, albo ja albo ona. Jeśli polecisz teraz do niej, możesz to uznać jako zakończenie naszego związku.
           - Scena godna telenoweli. Ale teraz musisz mi już wybaczyć, bo wchodzimy na halę odlotów. Do zobaczenia za dwa dni.
           - Widzę, że podjąłeś decyzję. Żegnaj, Louis.
          I rozłączyłam się zanim zdążył odpowiedzieć. On na pierwszym miejscu postawił ją. Ja postawiłam siebie. Wyciągnęłam z kieszeni wizytówkę i wybrałam numer.
          - Profesor Trevelay. Słucham?
          - Dzień dobry, pani profesor. Chciałam tylko dać znać, że podjęłam decyzję. Z wielka przyjemnością wezmę udział w rocznych praktykach.

          To był koniec. Postawiłam Louisowi ultimatum i on sam podjął decyzję. I nieważne jak bardzo bolało mnie dotrzymanie warunków, wiedziałam, że muszę w nim wytrwać, bo tak było najlepiej. Dla mnie. Nawet jeśli było ciężko. Pierwsze wątpliwości naszły mnie, gdy pojawił się pod moimi drzwiami, po dwóch dnia. Tak jak obiecał. Na jego widok, miałam ochotę rzucić mu się na szyję i zapomnieć o wszystkim. Jednak bardziej racjonalna część mnie przypomniała mi co zrobił, a to bolało jeszcze bardziej. Dlatego poprosiłam moją współlokatorkę, żeby to ona otworzyła drzwi i powiedziała, że mnie nie ma i że nie wie kiedy wrócę. Chłopak poprosił tylko, żeby zadzwoniła do niego kiedy wrócę. I na tym koniec. Pojawił się jeszcze dwa razy i za każdym razem było tak samo. Oczywiście, w międzyczasie dzwonił i pisał, lecz ja stałam się mistrzynią ignorowania swojego telefonu. Poza tym, przygotowania do wyjazdu pochłonęły mnie całkowicie.
          W ciągu trzech tygodni pożegnałam się ze znajomymi i rodziną, uzupełniłam walizki o wszystkie, które były mi potrzebne, a których nie mogłam dostać w Australii i przygotowałam się psychicznie do drogi. W końcu nadszedł dzień wyjazdu.

22 lipca 2014

You and Me - Niall cz.10

- Mam tego dosyć! - powiedział Lou, akcentując ostatnie słowo uderzeniem talerzem w dno zlewu.
Nieprzyjemny dźwięk i głos Louisa wyrwały mnie z poobudzeniowego otępienia, dlatego podskoczyłam delikatnie gdy talerz wylądował na swoim miejscu. Harry, który siedział naprzeciwko mnie nawet się nie wzdrygnął. Dalej bez słowa mieszał łyżką w misce płatków, patrząc w stół, jakby był sam w pomieszczeniu.
Zachowujecie się jak dzieci - kontynuował Tommo, stając przy stole. Oparł się o oparcie stojącego przed nim krzesła. - Czy nie lepiej jest to załatwić raz a porządnie? Po co cały czas się o to kłócić? W końcu będziecie musieli znaleźć jakieś rozwiązanie dla tej sytuacji. Im szybciej tym lepiej.
Do tej pory to Liam występował w roli naszego mediatora, dlatego trochę zdziwiło mnie, że Louis podjął się tego zadania. Przez ostatnie dni starał się udawać, że nie widzi problemu, a co za tym idzie, nie odpowiadał się za żadną ze stron konfliktu. Jednak i jemu naszamała sprzeczkawdawał się we znaki. Byłam zmęczona tym wszystkim (i kolejną zarwaną nocą), żeby mu odpowiedzieć. Hazza również się nie odzywał.
- Chyba wolałem kiedy się na siebie darliście - mruknął Lou. - Przynajmniej w jakiś sposób się komunikowaliście.
Lou miał rację. Następnego dnia po spotkaniu z Paulem próbowałam poruszyć z Harrym temat naszego rzekomego związku. Żywiłam choć odrobinę nadziei, że chłopak zmienił zdanie. Nie mogłam się bardziej mylić. Styles nadal przystawał przy swoim, więc skończyło się na tym, że oboje krzyczeliśmy na siebie przez prawie godzinę, dopóki wkurzona jak nigdy, wyszłam z salonu i pomaszerowałam na górę do swojego pokoju, zatrzaskując ostentacyjnie drzwi. Bardzo dziewczyńsko i bardzo dojrzale. Wieczorem, kiedy wszystko się uspokoiło, udawaliśmy, że poranne zajście nie miało miejsca. Jednak od tego czasu było tylko gorzej. Każda próba podjęcia na nowo tematu kończyła się tak samo. Krzykiem i kłótnią. Po trzech dniach miałam już tego dosyć. Spakowałam swoje rzeczy i byłam gotowa, żeby wracać do domu pierwszym lepszym środkiem transportu, nawet autostopem, lecz wtedy do akcji wkroczył zaalarmowany przez Lou Liam. Przekonał mnie, że wyjazd jest ostatnią rzeczą, którą powinnam zrobić. Payne zebrał nasz wszystkich w jednym pomieszczeniu (co nie było łatwym zadaniem, ponieważ unikaliśmy się jak to tylko było możliwe) i próbował poprowadzić coś na kształt normalnej rozmowy. Z początku nawet mu się to udawało, jednak gdy znów zaczynało się robić gorąco, skapitulowaliśmy. I tak wróciliśmy do punktu wyjścia. Liam tylko powtarzał, że powinniśmy rozwiązać ten problem sami. I to szybko.
Louis wpadł na inny pomysł - zorganizował rodzinne śniadanko, podczas którego nic się nie stało. Nie ruszyliśmy ani w jedną ani w drugą. Chłopcy mieli kolejny dzień nagrywania, więc zapowiadał się kolejny dzień siedzenia w domu. Wstałam od stołu z planem ponownego położenia się do łóżka. Może kiedy tych dwóch nie będzie w domu, w końcu uda mi się pospać.
- Dziękuję - mruknęłam pod nosem i ruszyłam ze swoim talerzem do zlewu.
Naczynie wylądowało na swoim miejscu, a ja powlokłam się do góry. Moje łóżko przywitało mnie znajomym skrzypnięciem. Miło było móc znów się położyć spać. Przykryłam się chłodną pościelą i zamknęłam oczy, czekając na sen.
Walenie do drzwi.
- Wstawaj śpiochu! - Głos Zayna dochodził do mnie zza zamkniętych drzwi.
A ten skąd tu się wziął?
- Idź sobie - odkrzyknęłam i zakryłam się kołdrą na głowę.
Fajnie, że wpadł, ale naprawdę chciałam się wyspać. Odgłos otwieranych drzwi oznaczał, że chłopak jednak się nie poddał.
- Ładnie to tak się wylegiwać?
- Tak - odpowiedziałam. - O tej porze normalni ludzie, którzy nie mają nic do robienia jeszcze śpią.
- Zmiana planów, mała. Jedziesz dzisiaj z nami, więc zbieraj się z wyra.
- Nigdzie nie jadę.
- Jeszcze się przekonamy.
Zanim zdążyłam zaprotestować, najbardziej-wkurzający-człowiek-świata-czytaj-Malik ściągnął ze mnie kołdrę. Próbowałam chwycić jej róg, jednak Zayn był szybszy. Moje nakrycie wylądowało na podłodze, a ja chłopak stanął tuż nade mną. Z tego co widziałam miał na sobie czerwoną bluzę z kapturem iokulary? Pewnie zerówki, pomyślałam.
- Nadal nigdzie się nie wybieram. - Na potwierdzenie swoich słów przytuliłam się do poduszki.
- Jeśli nie wstaniesz wciągu trzech sekund, wyciągnę cię stąd siłą - zagroził Zayn.
- Już to widzę - mruknęłam.
- Razdwa
Nie reagowałam tylko nadal leżałam.
- Trzy! Sama tego chciałaś.
Zayn podszedł do drzwi. Już miałam nadzieję, że wyjdzie, on jednak tylko krzyknął :
- NIALL!
Odgłos szybkich kroków na schodach i po chwili do mojego pokoju wpadł lekko zdyszany Irlandczyk.
- Ktoś mnie wołał? - zapytał, a ja odruchowo uśmiechnęłam się słysząc jego pogodny ton.
- Ta tutaj nie chce wstać z łóżka, a my za godzinę musimy być w studiu - wyrzucił z siebie Zayn, mówiąc tonem zbitego psiaka.
- Zajmę się tym - odpowiedział raźnie Horan.
Nadal miałam zamknięte oczy, jednak mogłam przysiądź, że blondas uśmiecha się od ucha do ucha.
- Na to właśnie liczyłem.
Zayn wyszedł z pokoju, zostawiając mnie na pastwę blondasa, który zaczął dość delikatnie. Łóżko ugięło się pod jego ciężarem i po chwili leżał koło mnie. Jego twarz znajdowała się na wysokości mojej.
- Mary - zaczął słodko. - Pora wstawać.
- Nie - odpowiedziałam i odwróciłam się tyłem do niego.
Niall przysunął się jeszcze bliżej i nagle założył mi włosy za ucho. Ten gest z jego strony bardzo mnie zaskoczył. Byłczuły, a po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz. To było do niego zupełnie niepodobne. Przez głowę przeszła mi nieprzyjemna myśl, że może w ten sposób budzi wszystkie dziewczyny które spały w jego obecności
- No już, wstajemy - mruknął tuż nad moim uchem, przywołując kolejną falę dreszczy.
Tym razem tylko pokręciłam głową.
- Nie dasz się delikatnie? Dobrze, zaczniemy inaczej - powiedział i zanim skończył zaczął mnie łaskotać.
Spięłam wszystkie mięśnie, jednak nic to nie dało i po chwili skręcałam się ze śmiechu we wszystkie strony. Niall nie przerwał swoje ataku, wręcz przeciwnie, usiadł mi na nogach unieruchamiając je i łaskotał dalej. A ja powoli zaczęłam tracić oddech ze śmiechu. Jeszcze nigdy Niall i ja nie znajdowaliśmy się tak blisko siebie, a przynajmniej nie na tak długo. Z jednej strony byłam tym lekko onieśmielona (zwłaszcza, że nadal byłam w mojej piżamie - T-shircie i dość krótkich spodenkach - i działo się to na MOIM ŁÓŻKU), z drugiej natomiast czułam pewien dreszczyk emocji. Było to dla mnie zupełnie nowe odczucie, dlatego było lekko dekoncentrujące. Niall czy nie Niall, musiałam wziąć się w garść. Próbowałam zrzucić go z siebie, jednak nic to nie dało.
- Błagam! - udało mi się bardziej krzyknąć niż powiedzieć. - Przestań!
- Nie - odpowiedział, szczerząc się złośliwie.
- Niall!
- Wszystko w porządku? - rozległo się wołanie Liama.
- Wszystko pod kontrolą, Daddy! - odkrzyknął Horan.
- Wcal- próbowałam krzyknąć, jednak blondas zasłonił mi usta dłonią.
Wykorzystałam ten moment rozproszenia uwagi, żeby zrzucić go z siebie i zaczęłam czołgać się do rogu łóżka, żeby się z niego ześlizgnąć. Horan jednak szybko doszedł do siebie, bo nim zdążyłam się wystarczająco oddalić, złapał mnie za stopę i pociągnął w swoją stronę, także teraz leżałam na brzuchu na środku łóżka.
- Ciekawe czy pod stopami też masz takie łaskotki
O cholera. Jeśli chodzi o łaskotanie, stopy były moją piętą achillesową - wystarczyło przejechać po nich palcem, a ja leżałam na ziemi i zwijałam się ze śmiechu. Kiedy byłam młodsza, moja mama często wykorzystywała znajomość tego faktu przeciwko mnie. A Niall z pewnością miał mniej skrupułów niż ona. Zanim zdążyłam zaprotestować chłopak zaczął tortury. Chciałam wyrwać stopę z jego uścisku, jednak nic to nie dało.
- JUŻ WSTAJĘ - krzyknęłam.
- Na pewno? - zapytał podejrzliwie, przerywając.
- Tak, na pewno - powiedziałam, łapiąc oddech.
Niall posłusznie puścił moją stopę, a ja momentalnie przyjęłam bezpieczną pozycję, w której nie miał szansy już dalej mnie łaskotać - po prostu usiadłam po turecku i schowałam stopy pod nogami.
- Łaskotkowy sadysta - mruknęłam pod nosem.
- Zawsze do usług - odpowiedział blondas. - A teraz ruchy, bo musimy zdążyć.
Minutę później stałam przed lustrem w łazience i przyglądałam się swojemu odbiciu. I odbiciu blondasa opierającego się o drzwi. Niall postanowił mnie przypilnować, żebym przypadkiem znów nie położyła się do łóżka. Jakbym rozbudzona po jego łaskotkowym ataku i również nadal dziwnie onieśmielona jego bliskością, nadal miała jeszcze jakieś szanse na spanie.
Westchnęłam cicho i wzięłam się za mycie zębów, nadal przyglądając się sobie krytycznie w lustrze. Moje włosy nie wyglądały tak źle (oprócz tego że były wielkim stogiem siana), gorzej było z grzywką, jednak mogłam spokojnie przypiąć do góry spinkami. Najbardziej jednak przerażały mnie moje worki pod oczami i bladość, która je jeszcze bardziej podkreślała. Te kilka godzin snu naprawdę by mi się przydało. Ale cóż. Przepłukałam usta z pozostałości pasty i chwyciłam gumkę do włosów i szczotkę. Próba okiełznania moich włosów zakończyła się sukcesem. Częściowym, ale zawsze. Niall stał bez słowa w drzwiach łazienki, uśmiechając się jak idiota. Minęłam go i ruszyłam do swojego pokoju. Horan towarzyszył mi jak cień.
Stanęłam przed szafą. I nie miałam zielonego pojęcia co założyć.
- Niaaaall - powiedziałam żałośnie.
Chyba zrozumiał, bo stanął koło mnie, jednak po chwili podszedł do znajdującego się przed nami mebla i otworzył jedno skrzydło. I jak na Nialla przystało, zaczął się wydurniać.
- Na twoim miejscu włożyłbym to - rzucił i wyciągnął jedną ze spódniczek, które dostałam od stylistów - zieloną, falbaniastą, do połowy uda - po czym bez krępacji założył sobie na głowę.
Teraz zielone falbanki udawały jego nowe włosy, a on już sięgał po kolejną rzecz. Wyciągnął fragment materiału, który powinno nosić się jako mega krótką bluzkę – zasłaniała jedynie piersi (oni chyba upadli na głowę, myśląc, że namówią mnie na włożenie tego czegoś) i założył jako spódnicę. Szczerze mówiąc, bardziej przypomniało to pasek niż ciuch. Na koniec wskoczył w jakieś czarne szpilki. Jego stopy były oczywiście większe od moich, więc zmieścił w buty tylko swoje palce. Widok był dość komiczny.
- Poczekaj - mruknęłam i szybko sięgnęłam po telefon. - Uśmiech proszę !
Niall uśmiechnął się jak idiota i przybrał głupią pozę. Zrobiłam kilka zdjęć, uśmiechając się szeroko. Blondas zdecydowanie poprawił mi nastrój.
- Jeśli ktokolwiek inny zobaczy te zdjęcia... - zaczął swoją groźbę.
- To tylko dla mnie. Będę miała co wspominać kiedy wrócę do domu - odpowiedziałam.
- To dobrze. A teraz na poważnie...
- To ty tak umiesz? - wyrwało mi się. Niall skwitował to śmiechem.
- Czasem mi się zdarzy - odpowiedział i rzucił we mnie jakimiś ubraniami. - Za pięć minut masz być na dole, bo inaczej tu wrócę. I tym razem nie będzie tak miło - dodał tonem amerykańskiego twardziela.
Zasalutowałam na znak zrozumienia, na co on wyszedł z pokoju. Odprowadziłam go wzrokiem do drzwi. Ten człowiek miał w sobie coś takiego, że na sam jego widok wracał mi dobry humor i chęć do życia. Jeszcze na nikogo tak nie reagowałam, więc była to miła odmiana. Podeszłam do łóżka i położyłam na nim wybrane przez Horana rzeczy. Biała, luźniejsza bluzka na krótki rękaw o szerokim wycięciu lekko odsłaniała ramiona zgrywała się idealnie z ciemnozielonymi spodniami. Naciągnęłam na nogi trampki, wzięłam swój mały plecak, w który upchnęłam telefon oraz jakieś drobne i byłam gotowa do wyjścia. Kiedy schodziłam po schodach przemknęło mi przez myśl, że to może być dobry dzień.

To był fatalny dzień. Zostałam przywieziona to studia tylko po to, by zostać zamknięta w jednym z pustych pomieszczeń, w którym stały stolik z jedzeniem i maszyna z napojami. Bardzo doborowe towarzystwo. Po pewnym czasie zaczęłam nawet z nimi gadać. Co prawda nie otrzymałam żadnej odpowiedzi, ale miło było móc otworzyć do kogoś usta. Nawet jeśli to bezduszna maszyna połykająca pieniądze. Jedyną rozrywką dnia była wycieczka do toalety. Najwyraźniej nagrywające tu gwiazdy miały wysokie wymagania, ponieważ każda kabina była sporych rozmiarów, na ścianie miała przywieszone odświeżacze powietrza o trzech zapachach do wyboru, ubikacje miały samoczyszczące się siedzenia i rzadko spotykany w takich toaletach miękki, biały papier. Lustra nad umywalkami sięgały do sufitu i każde miało osobne oświetlenie, idealne do nakładania makijażu. Ręce można było umyć na różne sposoby - od mydła przez pianki do środków odkażających dla tych, którym zależało na czasie. Jak na studio nagraniowe przystało, w wyposażeniu łazienki znalazło się także urządzenia pozwalające puszczać muzykę. Na ścianie, tuż przy wejściu umieszczono ekran, za pomocą którego można było wybrać jakieś utwory lub danego wykonawcę. Wiadomo jakiego wykonawcę ja wybrałam. Jeszcze nigdy nie korzystałam z toalety przy dźwiękach „I Want”.
No i oczywiście nie można było zapomnieć o prysznicu do którego wejście znajdowało się tuż obok drzwi do części z kabinami. Zajmował on prawie całe pomieszczenie - otoczony szklanymi ścianami, z kilkoma natryskami i wanną umieszczoną w rogu, w której spokojnie zmieściłby się dwumetrowy olbrzym z kompanem podobnych gabarytów. Ale co najważniejsze - całą łazienkę można było zamknąć od środka. Mogłam spokojnie zwiedzać całość bez obawy, że za chwilę jakaś rozkapryszona gwiazdeczka wejdzie do środka. Spędziłam w środku co najmniej 15 minut. Było to miłe urozmaicenie dnia.
Kiedy wyszłam na zewnątrz, natknęłam się na jakąś wysoką blondynkę ubraną jedynie w pasek materiału i krótkie spodenki. Ilość makijażu jaką miała na sobie starczyłaby dla kilku osób. Towarzyszył jej młody mężczyzna, ubrany całkowicie na czarno. W jednym uchu miał przeźroczystą słuchawkę. Dziewczyna zjechała mnie wzrokiem od stóp do głów, po czym uśmiechnęła się krzywo i weszła do łazienki. Mężczyzna ruszył za nią.
- Nawzajem - mruknęłam pod nosem w jej stronę.
Kolejna laska uważająca się za nie wiadomo kogo tylko dlatego, że jakaś podrzędna stacja radiowa puściła jej piosenkę. Niechętnie wróciłam do swojego małego więzienia. Położyłam się na skórzanej kanapie stojącej na środku pomieszczenia i zaczęłam wpatrywać się w sufit. Jeśli nie wyjdę stąd wciągu następnej godziny - oszaleję. Siedziałam w tym pokoju od czterech i naprawdę miałam już tego dosyć. Paul przyprowadził mnie tu i zakazał wychodzić aż ktoś po mnie nie przyjdzie. Zagroził też, że będzie sprawdzać czy grzeczna. Cóż, raz pojawił się facet z jedzeniem na wynos, nikt poza nim. Skoro do tej pory nie zostałam sprawdzona, wątpiłam, żeby przyszło mu to do głowy teraz to zrobić. W takim razie moja mała wycieczka po studiu nie sprawi nikomu problemu. Nie zastanawiając się dłużej, zebrałam się z kanapy i wyszłam.
Znajdowałam się na drugim piętrze. Według rozpiski zamieszczonej na ścianie znajdowało się tu jedno duże studio, dwa mniejsze - każde rozdzielone od pozostałych dużą ilością pokoi - wspomniana wcześniej toaleta i pokoje podobne do tego, w którym byłam ja. Nad każdymi drzwiami zainstalowana była lampka, a nad nią napis : „Zajęte”. Na całym korytarzu były tylko trzy, które nie raziły oczu czerwonym światłem. Postanowiłam zwiedzić te, które wyglądały na wolne. Niestety, były one na drugim końcu korytarza, dlatego musiałam bardzo cicho i ostrożnie przejść na drugą stronę, tak aby nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi. W wielkim skupieniu i ciszy stawiałam kolejne kroki, mijając kolekcję platynowych płyt, wielkich plakatów, nagród, dyplomów i innych rzeczy, które mówiły : „Patrz, jesteśmy taaaaaaaaaaaacy fajni”. W końcu udało mi się dotrzeć do pierwszego pokoju - zwykłych drewnianych drzwi z napisem: „Pokój nr 24”. Zapukałam delikatnie. Kiedy nikt mi nie odpowiedział, nacisnęłam klamkę. Drzwi ustąpiły i po chwili moim oczom ukazał się pokój bliźniaczo podobny do tego, z którego uciekłam. Nic ciekawego. Następne niezajęte pomieszczenie było tuż obok. „Pokój nr 25”. Znów zapukałam i znów odpowiedziała mi cisza. Nacisnęłam klamkę i otworzyłam drzwi. Ten pokój różnił się od poprzednich tylko jednym szczegółem. W tym ktoś był.
Z początku widziałam tylko zgarbioną postać o rudych włosach. Kiedy jednak wyprostowała się, bez problemu poznałam z kim mam do czynienia. I dlatego zaczęłam się powoli wycofywać.
- Przepraszam - powiedziałam szybko. - Światełko się nie paliło i nikt nie odpowiedział jak zapukałam, więc myślałam, że pokój jest pusty. Naprawdę nie chciałam przeszkodzić. Przepraszam.
- Nic się nie stało - odpowiedział rudzielec.
- To ja już... - Zaczęłam zamykać drzwi, zawstydzona całą sytuacją.
- Nie, zaczekaj - powiedział. - Prawdę mówiąc, przydałoby mi się trochę towarzystwa.
- Ale...
- Proszę, zostań.
Rzuciłam mu zaskoczone spojrzenie i weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi. W tym samym czasie rudzielec wstał i podszedł do mnie.
- Jestem Ed - przedstawił się. Jakby musiał.
- Mary - odpowiedziałam, ściskając dłoń wyciągniętą w moją stronę. - Bardzo miło cię poznać, Edzie Sheeranie.
- Wzajemnie, Mary Watson – odpowiedział z uśmiechem.
Skąd...? Pewnie musiał przeczytać ten głupi artykuł. Mój dobry humor związany z poznaniem Eda Sheerana ulotnił się w ciągu sekundy.
- Harry dużo o tobie opowiadał – zagaił, zapraszając ruchem ręki, bym usiadła na kanapie.
- Naprawdę ? - spytałam zaskoczona, siadając na wskazanym miejscu.
- Tak. Nawet nie wiesz jaki był podekscytowany, kiedy Paul zgodził się na twój przyjazd. Gęba mu się nie zamykała - dodał Ed, patrząc na mnie przyjaźnie.
- Długo się znacie z … Harrym?
- Kilka miesięcy. Poznałem go i chłopaków tutaj, w studiu. Pomagam im z ich nową płytą.
- Harry nigdy mi nie wspominał, że się znacie. Prawdę mówiąc, nie wspomina o czymkolwiek związanym z jego... pracą - żachnęłam się.
- Z tego co zrozumiałem, chciał ci zrobić niespodziankę - powiedział Sheeran lekko sugerującym tonem.
No tak. Hazza musiał mu wygadać, że jestem fanką jego muzyki. Dlatego nadal nie wierzyłam w to, że siedziałam obok niego. Ukradkiem uszczypnęłam się w nogę. Nie, to nie był sen. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc zrobiłam to, co w takiej sytuacji robi każda dziewczyna - uśmiechnęłam się. Ed odpowiedział tym samym. Siedzieliśmy tak przez chwilę w ciszy.
- Harry opowiadał ci coś jeszcze? - zapytałam.
- Parę rzeczy - odpowiedział tajemniczo Ed.
- Bardzo źle?
- Wprost przeciwnie.
- To chyba dobrze, prawda?
- Nawet bardzo.
Z uczuciem ulgi przeniosła wzrok z Eda na stojący przy kanapie stolik. Leżała na nim kartka papieru z wydrukowanym tekstem, popisanym w niektórych miejscach długopisem leżącym obok.
- Pracujesz nad nowym utworem? - Znalezisko bardzo mnie zaciekawiło.
- Tak, to właśnie dla nich. Chociaż nie jest to jakiś nowy utwór. Napisałem go, gdy miałem 15 lat.
- I tak długo nic z nim nie zrobiłeś?
- Nigdy nie miałem jakoś ochoty dzielić się z nim ze światem, a potem z niego... wyrosłem. A kiedy poznałem chłopaków, wiedziałem, że będzie dla nich idealny.
- Dużo masz takich utworów? No wiesz, czekających na światło dzienne?
- Światło dzienne. Fajne wyrażenie - Ed zaśmiał się cicho i krótko. - Parę by się znalazło.
Bardzo mnie korciło, żeby przeczytać ten tekst. Byłam bardzo ciekawa o czym mogła być ta piosenka, skoro Sheeran zdążył z niej wyrosnąć.
- Czy mogłabym...? - zapytałam niepewnie.
- Jasne - odpowiedział i nawet podał mi kartkę.
Zaczęłam czytać. „Twoja dłoń pasuje do mojej, jakby była stworzona tylko dla mnie. Więc zapamiętaj sobie, że to było nam przeznaczone...”.*
- Wow - wydusiłam z siebie, gdy skończyłam czytać. - Ta piosenka jest... niesamowita. To naprawdę... wow.
Zakochałam się w tym utworze. Wystarczył mi tylko tekst. Wiedziałam, że będzie genialna.
- To tylko piosenka - mruknął Ed, lekko speszony.
- Chciałabym, żeby ktoś napisał taki utwór dla mnie. I chciałabym usłyszeć chłopaków jak to śpiewają.
- To akurat możemy załatwić. - Sheeran przybrał konspiracyjny ton.

- Dobra, teraz musimy przejść koło tego pokoju tak, żeby nas nie zauważyli - powiedział Ed, wskazując drzwi, za którymi czaiło się niebezpieczeństwo.
- Przecież te drzwi są zamknięte - stwierdziłam oczywisty fakt.
- Wierz mi, ci ochroniarze mają słuch lepszy od niejednego psa. Lepiej jest zachować ostrożność.
- Okej, rozumiem.
Dosłownie na palcach przeszliśmy obok feralnych drzwi. Kiedy je minęliśmy, Ed pokazał mi kciuk w górę, a ja nie mogłam się nie zaśmiać.
- Cicho, bo jeszcze nas złapią - powiedział z udawaną paniką.
- Przepraszam - wykrztusiłam szeptem, nadal się śmiejąc.
- Widzisz trzecie drzwi po prawej?
- Tak.
- Tam musimy się dostać. Kto pierwszy? - zapytał po chwili. Przytaknęłam. - Na trzy. Raz, dwa... - Nagle zaczął biec. - Trzy!
- To nie fair! - krzyknęłam, ścigając go.
Sheeran oczywiście pierwszy dopadł do drzwi, jednak jak na dżentelmena przystało, otworzył je przede mną, gdy udało mi się do nich dotrzeć.
- Dziękuję - powiedziałam, wchodząc do środka.
Znalazłam się w praktycznie pustym pomieszczeniu. Znajdowała się w nim jedynie kolejna kanapa, znajdująca się na podwyższeniu, naprzeciwko wielkiego okna, przez które widać było studio nagraniowe będące za ścianą. A w studiu siedziało całe One Direction.
- Nie próbuj nawet machać. I tak cię nie zobaczą. To lustro weneckie - odezwał się Ed.
- Dobrze wiedzieć.
- Chłopak dostali tekst i melodię dzisiaj, więc dopiero uczą się utworu - wyjaśniał dalej. - Myślę, że będą mieli nic przeciwko, jeśli usiądziemy i posłuchamy.
Bez słowa usadowiłam się na kanapie i zaczęłam oglądać odgrywające się przede mną sceny.
Zayn i Liam siedzieli pochyleni nad tekstem, tak samo jak Harry i Louis. Jedynie Niall siedział samotnie. No, może nie do końca, bo w ręce trzymał swoją gitarę. Ed wcisnął jakiś przycisk i nagle byłam wstanie słyszeć co działo się w pokoju obok. Każdy z chłopców coś nucił, jednak nad wszystkim wybijała się gitara Horana. Chłopak grał i śpiewał z niesamowitym skupieniem na twarzy, lecz przy tym wydawał się... szczęśliwy. Robił coś, co kochał a to jedynie dodawało mu niesamowitego uroku. W jego błękitnych oczach, które robiły na mnie wrażenia za każdym razem, gdy w nie spoglądałam i w których mogłam się zgubić, świeciły teraz z podniecenia i radości. Za każdym razem gdy coś mu nie wychodziło lub musiał się bardziej na czymś skupić między jego brwiami pojawiała się jak zwykle urocza zmarszczka, która znikała już po sekundzie. I jego śmiech. Chłopcy co jakiś czas rzucali jakiś głupi tekst i wybuchali śmiechem. A śmiech Nialla powodował, że ja także się uśmiechałam. 
          - Dobra, zacznijmy od początku - rozległ się z głośników głos, którego nie poznawałam 
          - Okej - odpowiedział w imieniu zespołu Liam. - Gotowi, chłopcy?
Reszta mruknęła coś w odpowiedzi i po chwili ustawili się razem, w jednej linii. Niall zaczął grać na gitarze. Patrzyłam uważnie na jego palce poruszające się po strunach i zasłuchiwałam się w melodii, która spod nich wypływała. Zawsze chciałam nauczyć się grać na gitarze, dlatego zazdrościłam każdemu, kto umiał wydobyć z tego instrumentu choć kilka dźwięków. Byłam tak zapatrzona w blondasa, że nawet nie zauważyłam kiedy Zayn zaczął śpiewać. Skapnęłam się dopiero w momencie, w którym chłopak pomylił się w tekście i reszta wybuchnęła śmiechem, jednak Niall nie przestał grać i po chwili to Payne śpiewał już swoją partię. Siedzący obok mnie Ed trząsł się ze śmiechu za każdym razem, gdy któryś z chłopaków się mylił, ponieważ w niektórych momentach wychodziły śmieszne rzeczy.
- You still love to squeeze into your tea, though it makes no sense to me - zaśpiewał Harry, a ja składałam się ze śmiechu.
Stiles wzruszył ramionami, a na jego ustach błąkał się uśmiech. „Nadal lubisz się wciskać w swoją herbatę, choć nie ma to dla mnie żadnego sensu”. Tak, Hazza, to nie ma sensu. I wtedy zaczął Niall. Swoim cudownym (jak dla mnie) głosem. Jego partia miała najbardziej emocjonalny tekst. A on śpiewał ją tak przekonująco jak to tylko było możliwe. Coś ścisnęło mnie w gardle, kiedy kolejne słowa wypadały z jego ust i dochodziły do nas, zamkniętych w małym pomieszczeniu. Jeśli każdy z nich włoży w ten utwór tyle serca, ta piosenka z pewnością stanie się hitem, a co najważniejsze - sprawi, że wiele dziewczyn na tym świecie poczuje się dobrze takie jakie są. Bo ja właśnie tak się czułam w tym momencie - czułam się kochana taka jaka jestem. I to było niesamowite uczucie.
- Ziemia do Mary - powiedział Ed, tuż przy moim uchu czym mnie wystraszył.
- Obecna - odpowiedziałam, podnosząc powieki.
Chłopcy skończyli nagrywanie i teraz bezimienny głos z głośników ogłaszał, że na dzisiaj już skończyli i następnym razem zobaczą się dopiero za tydzień. I że do tego czasu mają poćwiczyć utwory, których uczyli się dzisiaj. W końcu mieli choć trochę wolnego. I wtedy właśnie przypomniało mi się, że już za półtorej tygodnia jedziemy do domu. Mojego domu. Przez cały czas ogłoszeń z głośnika patrzyłam na chłopców, zwłaszcza na Nialla. Nadal byłam oczarowana Horanem śpiewającym i grającym na gitarze z taką pasją.
- Idziemy? - zapytał Ed.
- Jasne - odpowiedziałam i wstałam z wygodnej kanapy.
Sheeran znów otworzył przede mną drzwi na korytarz. Kiedy przechodziłam koło niego, powiedział znienacka :
- Gdybym był dziewczyną, też bym się tak w niego wpatrywał.
Rzuciłam mu zaskoczone spojrzenie, jednak nie zdążyłam odpowiedzieć na zaczepkę, ponieważ One Direction również opuściło już swoje studio i Louis pojawił się koło nas jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
- Cześć, młoda - rzucił.
- Cześć, LouLou - odparł Ed, stając za mną.
- Już się znacie? - Tommo patrzył na nas z niedowierzaniem. - A mieliśmy ci zrobić niespodziankę - dodał smutno.
Wierz mi, sama się nieźle niespodziałam, pomyślałam.
- Przeznaczenie chciało inaczej. To znak od niebios.
- Już nie bądź taki mądry, Sheeran. Jeśli dotkniesz ją choć jednym palcem, to cię go pozbawię - ostrzegł Louis. Zgrywał się. Chyba. - Wracamy do domu - zwrócił się do mnie.
- W końcu! Pójdę tylko po swoje rzeczy i możemy jechać - powiedziałam.
Z szybkością światła pognałam do mojego więzienia, zabrałam z niego rzeczy i wróciłam do chłopaków. Stali teraz całą grupą z Edem i rozmawiali. Kiedy doszłam do nich, wcisnęłam się między Liama i Nialla.
- Gotowa do drogi - oznajmiłam wesoło. Im dalej stąd tym lepiej.
- Miałabyś coś przeciwko, gdyby Ed i chłopaki wpadli jutro wieczorem? - zapytał Harry.
Wow. Pierwsze zdanie od trzech dni. Sukces. Powstrzymałam się od komentarza, że w końcu raczył mnie zaszczycić dźwiękiem swojego głosu, więc zrobiłam tylko lekko przesadnie słodką minę i odpowiedziałam: - Nie, skądże.
- Super - Louis klasnął w ręce. - W takim razie ustalone. Do zobaczenia jutro, stary.
- Trzymajcie się, chłopaki - Ed uśmiechnął się szeroko. - I nie próbujcie wciskać się herbaty. Nie polecam.
Z tymi słowami na ustach odwrócił się i ruszył w kierunku z którego przyszłam. Spojrzał się tylko raz do tyłu. Na mnie. I puścił mi oko, a ja przypomniałam sobie jego ostatnie słowa zanim pojawili się chłopcy. I poczułam się, jakby ktoś mnie na czymś przyłapał. Lubiłam Nialla. Nawet bardzo. Może za bardzo?

Wieczór z Edem i chłopakami mijał mi bardzo szybko. Siedzieliśmy w pokoju kinowym gadając, wygłupiając się, słuchając muzyki i zajadając się niezdrowym żarciem. W ruch poszły tony żelek, ciastek, chipsów i napoi gazowanych. Nawet tych procentowych. Kiedy jadłam kolejna ciastko, obiecałam sobie że od następnego dnia przechodzę na dietę - wodę i sucharki. Jedzenie takie jak tego wieczoru nie wróżyło za dobrze moim i tak już zaokrąglonym kształtom. I to nie tak, że miałam jakieś wielkie kompleksy na tym punkcie - trochę zaokrągleń nie zaszkodzi, jednak chciałam utrzymać się w takiej formie w jakiej byłam. Jednakże to nie było największe zmartwienie tego wieczoru (i nawet przyjazd Paula w połowie wieczoru nie przeszkadzał mi tak bardzo). Najgorsze było analizowanie moich uczuć względem pewnego blondwłosego chłopaka, który jak na ironię losu prawie cały czas siedział koło mnie. Poprzedniego dnia po powrocie do domu słowa Eda nadal nie dawały mi spokoju, a przecież nie powiedział nic takiego szczególnego. I chociaż tego wieczoru chciałam uzyskać jakiś odpowiedzi, cała sprawa tylko jeszcze bardziej się gmatwała. Aż do czasu przyjazdu Paula, który zabrał chłopaków na dół do salonu, by tam omówić z nimi plany na najbliższy czas, zostawiając mnie i Eda samych w pokoju.
- Więc... - zaczął Sheeran. - Od dawna czujesz coś do Nialla?
- Co? Nic do niego nie czuję. To tylko... - próbowałam znaleźć dobre określenie. - Przyjaciel.
- Jesteś pewna?
- Tak. W ogóle, skąd ten pomysł, Ed? - zapytałam, lekko zirytowana. Nawet jeśli, to nie jego sprawa.
- O, włączyłaś właśnie trym obronny. Coś musi być na rzeczy, skoro tak reagujesz.
- Reaguję tak, ponieważ nic takiego nie ma.
- Podoba ci się? - zapytał Ed, przyglądając mi się uważnie.
- Niall? Niall jest... przystojnym chłopakiem, każdy ci to powie...
- Nie pytam się wszystkich tylko ciebie.
Czy podobał mi się Niall? No cóż. Był wysoki, wysportowany, nie miał tatuaży, za to miał niesamowicie piękne niebieskie oczy... Oczywiście, że mi się podobał. Od momentu, w którym zobaczyłam go po raz pierwszy.
- Tak - odpowiedziałam Edowi po chwili. - Tak, podoba mi się Niall.
- Lubisz spędzać z nim czas?
- Tak. Ale co to ma do rzeczy? Z wieloma osobami lubię spędzać czas, a chyba nie powiesz mi, że zakochałam się z nich wszystkich.
- Nie, nie powiem - powiedział lekko rozbawiony.
- Więc skąd ten pomysł.
- Widzę jak na niego patrzysz.
- Niby jak?
- Tak samo jak on patrzy na ciebie. Jest coś takiego między wami, nie nazwałbym tego miłością, ale z pewnością pewnego rodzaju przyciąganie. I twoja mina mówi mi, że wiesz o czym mówię.
- Lubię Nialla. Lubię go i lubię spędzać z nim czas. Ale nie myślę o nim w ten sposób.
Już od jakiegoś czasu (dokładnie od czasu Ladies' Night) podejrzewałam, że Niall nie jest mi do końca obojętny, jednak starałam się nie dopuszczać do siebie tej myśli. A przede wszystkim nie dać niczego po sobie poznać. Ed jednak momentalnie mnie rozgryzł.
- Jesteś pewna?
- Tak. Poza tym... moje życie uczuciowe to dość zawiły temat.
Zanim Ed zdążył na to odpowiedzieć, do pokoju wleciało całe One Direction, wyraźnie czymś poruszone. Zwłaszcza Larrym targały jakieś mocniejsze emocje. Obydwaj mieli naburmuszone miny.
- Musicie to załatwić jak najszybciej - odezwał się Liam, patrząc w moją stronę i od razu zrozumiałam o co mu chodzi. - Najlepiej dzisiaj. TERAZ.
- Li, czy nie możemy sobie tego odpuścić, przynajmniej TERAZ? - zapytałam. - Jutro też jest dzień. A raczej za dużo się do tego czasu nie zmieni.
Naprawdę nie chciałam psuć sobie tego wieczoru kolejną kłótnią z Harrym. W ciągu tego wieczora wymieniliśmy nawet kilka zdań, co uważałam za postęp, a kolejna sprzeczka mogłaby wszystko popsuć.
- Zgłodniałem - oznajmił nagle Niall.
Coś mi nie pasowało. Jeśli Horan był głodny to po prostu przypuszczał atak na lodówkę, a nie oznajmiał tego całemu światu.
- Macie coś w lodówce? - zapytał Horan.
- Coś tam się znajdzie - podłapał temat Lou, który nagle się ożywił. - Poszukajmy czegoś.
Ramię w ramię wyszli z pokoju zanim ktoś zdążył zaregować.
- O, mój telefon dzwoni - Ed zerwał się z kanapy, na której siedzieliśmy i wziął do ręki telefon, po czym przystawił go do ucha. - Halo? Cześć, Rachel...
- Idę do toalety - rzucił Zayn.
Liam podążył za nim jak cień aż do samych drzwi.
- Ty też z potrzebą, Daddy? - spytał podejrzliwie Hazza.
- Tak - powiedział Li z uśmiechem. - No wiesz...
Payne nie dokończył, tylko momentalnie wyszedł z pokoju i zatrzasnął za sobą drzwi. Zaskoczona wstałam z kanapy i chciałam ruszyć ku drzwiom, jednak Styles był szybszy. Dopadł do drzwi w momencie, w którym usłyszeliśmy przekręcanie zamka. Chłopak nacisnął klamkę i naparł na drzwi, te jednak nie ustąpiły.
- Ej, chłopaki, nie wydurniajcie się - krzyknął, próbując otworzyć drzwi. - Otwierajcie!
Hazza walnął pięścią w przeszkodę, tak jednak nie ustąpiła. Niepewnym krokiem podeszłam do drzwi i zapukałam w nie delikatnie.
- To było naprawdę śmieszne. A teraz możecie nas już wypuścić - powiedziałam głośno. - Proszę?
- Nie wyjdziecie stąd dopóki się nie pogodzicie - odpowiedział Zayn.
- Nie wygłupiajcie się. Nie możemy tego załatwić jutro rano? - jęknął Hazza.
- Nie, nie możemy. Wypuścimy was dopiero jak się pogodzicie. Możemy tak stać nawet całą noc.
Zrezygnowana, spojrzałam na Harry'ego. Minę miał równie nietęgą jak ja. Jednak założone na piersi ręce oznaczały, że będzie walczył o swoje. Tak samo jak ja.
Zapowiadała się przed nami dłuuuga noc.