Strony
Imaginy z One Direction
Imaginy i opowiadania z One Direction
19 października 2014
#4. - Liam cz.3
3 sierpnia 2014
#5. - Louis cz.2
- Uważaj na siebie w tej całej Australii, [T.I.] - powiedziała Julie, tuląc mnie na pożegnanie. - Pisz często. I poderwij jakiegoś seksowanego Australijczyka z zabójczym akcentem. Szybciej zapomnisz.
Julie wiedziałam o moim związku z Louisem od samego początku. Była moją przyjaciółką, więc nie chciałam przed nią tego ukrywać.
- Będę uważać, obiecuję. A Australijczyka to przywiozę dla ciebie - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Metr osiemdziesiąt wzrostu, opalony i umięśniony! - zawołała za mną, gdy szłam w kierunku miejsca odprawy.
- Zapamiętam! - odkrzyknęłam i już po chwili podchodziłam do kontroli.
Cała odprawa zajęła mi wyjątkowo niewiele czasu, więc została mi ponad godzina do odlotu. Usiadłam spokojnie, czekając na wywołanie mojego lotu. Zostawiona sama swoim myślom, co nie było dla mnie zbyt dobre, ponieważ znów pojawił się w nich Louis. Wszystkie spędzone z nim chwile - od naszego pierwszego spotkania do świętowania zdania egzaminów (ostatni raz kiedy się widzieliśmy) - przemknęły mi przed oczami jak film. Kochałam go, mimo tego całego zamieszania z Emmą. Nawet bardzo. Dlatego tak bardzo bolało mnie, że wyjeżdżałam bez pożegnania z nim. To było jak niedokończenie ważnej sprawy - miałam wrażenie, że zostawiałam coś ważnego, coś bez czego nie mogę funkcjonować.
- Proszę pana, tylko na chwilę! - Z ponurych rozmyślań wyrwał mnie głos pracownika odprawy.
Zaintrygowana dziwnym okrzykiem podniosłam głowę i wtedy go zobaczyłam. Biegł ku mnie, a jego włosy, normalnie zaczesane do tyłu, rozwiewały się we wszystkich kierunkach. Zawsze były tak miękkie w dotyku... Wyrzuciłam tę myśl ze swojej głowy. Zbliżał się coraz bardziej, a ja zastanawiałam się, czy jestem gotowa z nim porozmawiać. I odpowiedź brzmiała: nie. Podniosłam się ze swojego miejsca z zamiarem odejścia, jednak chłopak zdążył już do mnie dobiec.
- Zaczekaj - powiedział, kładąc mi na ramieniu dłoń, którą od razu strąciłam. - Czy to prawda? Wyjeżdżasz do Australii? Na cały ROK?!
- Skąd o tym wiesz?
- Twoja mama mi powiedziała. Pojechałem do niej, bo myślałem, że już wróciłaś do domu. Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
- Próbowałam - odpowiedziałam, patrząc na swoje buty. - Ale byłeś wtedy zbyt zajęty Emmą.
- Wróciłem dwa dni później, tak jak obiecałem - próbował się usprawiedliwiać. - Mogłaś mi wtedy powiedzieć, że masz zamiar wyjechać na cały rok.
- Stwierdziłam, że skoro ona jest dla ciebie ważniejsza, to nie będę ci zawracać głowy moim życiem - mruknęłam. Wspomnienie tej laski obudziło ból i złość, którą czułam od kilku dni.
- Ty jesteś dla mnie ważniejsza - zaoponował Louis, a w jego głosie słyszałam coś na kształt szczerości.
Wtedy po raz pierwszy spojrzałam na niego. Wyglądał na dość... zmęczonego. Jego oczy były zapuchnięte, a pod nimi widniały ciemne worki. W jego oczach czaił się jakiś smutek. Nagle poczułam potrzebę przytulenia go. Chciałam go pocieszyć, sprawić, żeby na jego ustach pojawił się ten uśmiech, który tak uwielbiałam. Zacisnęłam mocniej dłoń na ramieniu plecaka, zduszając w sobie budzące się uczucie.
- To bardzo dziwne, bo gdy ciebie najbardziej potrzebowałam, gnałeś do niej, bo miała niegroźny wypadek. W momencie, w którym ważyły się sprawy mojej przyszłości, naszej przyszłości, ty byłeś zbyt zajęty inną laską. Czy tak traktuje się dziewczynę, która jest rzekomo "ważniejsza" - zapytałam gorzko. - Ty podjąłeś swoją decyzję, ja podjęłam swoją.
- Wiem, wiem, że zawaliłem - powiedział. - Ale nie powiedziałaś mi, że sprawa jest aż tak poważna. Myślałem, że chodziło o coś... bardziej błahego, codziennego. Że po prostu przesadzasz, żeby mnie do siebie ściągnąć.Tak często narzekałaś, że nie możemy się spotkać, że nie mam dla ciebie czasu...Nie sądziłem, że uciekniesz mi aż do Australii.
- Przez te kilka miesięcy przyzwyczaiłam się do tego, że jesteś... zajętym człowiekiem. Ale byłam tego świadoma od samego początku. Wiedziałam, że muszę się dzielić tobą z całym światem. A nawet z Emmą. Ale nawet nie wiesz jak bardzo zabolało kiedy mnie wtedy tak potraktowałeś.
- Wiem, wiem i przepraszam. Błagam, wybacz mi. Już więcej nie popełnię tego błędu. Tylko błagam, nie wyjeżdżaj. Obiecuję, że będę częściej przyjeżdżał, spędzał z tobą więcej czasu. I obiecuję, że zerwę z Emmą. Tylko błagam, zostań...
- Nie, Louis. Nie zostanę. To moja życiowa szansa. Nie zmarnuję jej.
- W Anglii również jest wiele wykopalisk na których możesz odbywać praktyki. Nie musisz wyjeżdżać tak daleko. Jeśli wyjedziesz, w ogóle przestaniemy się widywać! Loty do Anglii, a loty do Australii to zupełnie inna sprawa. Nie będę w stanie tak często się, pojawiać, jeśli w ogóle. Zrób to dla nas, nie jedź.
- Cały czas musiałam podporządkowywać się tobie i twojej karierze. Mogłam się spotykać z tobą tylko w określone dni, kiedy to ty miałeś czas. Jeździć w miejsca, w których ty byłeś. Robić to, co kazała mi twoja wytwórnia. I wiesz co? Mam tego dosyć! Chcę w końcu sama kierować swoim życiem. I chcę jechać do Australii. Rozwijać się, uczyć, zdobywać doświadczenie.
- Sama mówiłaś, że wiedziałaś w co się pakujesz - zauważył lekko chłodnym tonem.
- Tak, wiedziałam. Ale nie wiedziałam, że tylko ja będę się starać utrzymać ten związek, a to katorżnicza robota - odpowiedziałam równie chłodno.
- Ja też staram się utrzymać ten związek!
- Paradując po ulicach z inną laską? Świetnie ci idzie - żachnęłam się.
- Musiałem to robić, doskonale o tym wiesz. To się niedługo skończy. Obiecuję. Skończę tamten związek i wtedy będę mógł pokazać światu osobę, którą naprawdę kocham. Ciebie - powiedział spokojniej, sięgając po moją dłoń.
Odsunęłam się nieznacznie, jednak zdecydowanie. Żadne czułości mu teraz nie pomogą.
- Ja też cię kocham - odpowiedziałam cicho. - Kocham tak, że to boli. Ale muszę żyć swoim życiem, nie oglądając się na ciebie i wymaganie twojej wytwórni. Kocham cię i cieszę się, że spełniasz swoje marzenia, ale jakim kosztem? To naprawdę jest tego warte?
- Marzenia kosztują - odparł cicho.
- Wiem. Moje też dużo kosztuje, lecz nie poświęcę go. Chcę żyć swoim życiem, po swojemu - powtórzyłam, a w moich oczach pojawiły się łzy.
Życie po swojemu oznaczało życie bez niego, a nie byłam pewna czy jestem na to gotowa.
- Czyli to koniec? - zapytał z bólem.
Tak. Nie.
- Nie wiem - odpowiedziałam łamiącym się głosem.
- Nie przekreślaj nas jeszcze, proszę...
- Ja... mogę poczekać. Poczekam aż zrobisz porządek ze swoim życiem...
- Jak długo?
Tak długo jak będzie bolała myśl o tym, że mogę cię stracić, pomyślałam.
- Nie wiem. Żegnaj, Louis.
Gwałtownym ruchem Tomlinson przyciągnął mnie do siebie i przytulił, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyji. To była nasza wersja pocałunku, gdybyśmy znaleźli się w miejscu publicznym ustalona na samym początku naszego związku. Nigdy jednak jej nie użyliśmy, aż do tego dnia. Nawet nie mogliśmy się normalnie pożegnać. I to przypomniało mi dlaczego zdecydowałam się na ten wyjazd.
- Nie rób tego jeszcze trudniejszym niż jest w tej chwili - poprosiłam.
Podniósł twarz, jednak nie odsunął się.
- Zostań - wyszeptał tuż nad moim uchem.
- Muszę zdążyć na samolot - odpowiedziałam, wyplątując się z jego uścisku.
Jak na zawołanie, w głośnikach rozległ się kobiecy głos nawołujący pasażerów mojego samolotu do bramek.
- Bezpiecznego lotu - powiedział Lou. - Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham - odpowiedziałam.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku bramek, nie oglądając się za siebie. Ponieważ wiedziałam, że gdybym spojrzała na niego, zawróciłabym i została. Byleby znów się uśmiechnął. Z każdym kolejnym krokiem byłam coraz dalej od niego i z każdym kolejnym krokiem czułam, że zaczyna mi czegoś brakować. Czegoś, bez czego nie można żyć. Jakby Louis był moim powietrzem, bez niego nie potrafiłam funcjonować. Jednak teraz musiałam. I miałam w swoim sercu iskierkę nadziei, że może pewnego dnia znów zacznę oddychać pełną piersią.
Życie w Australii toczyło się swoim rytmem. Pierwsze tygodnie wyjazdu spędziłam na przestawianiu się na inną strefę czasową, urządzanie pokoju w akademiku - uroczym zbiorze drewnianych domków niedaleko uniwersytetu, poznawaniu okolicy, nowych ludzi oraz na leczeniu się z Louisa. W ciągu dnia, w ferworze zajęć i otoczona ludźmi, zapominałam zupełnie o swoim złamanym sercu. Kiedy jednak kładłam się spać, Tommo wracał wraz ze wspomnieniami. Tak samo boleśnie za każdym razem.
Mój pech sprawił, że moja nowa współlokatorka była Directionerką. Johanna potrafiła gadać o chłopcach 24 godziny na dobę. Szybko nawiązałam znajomość z innymi studentami z naszego roku, dlatego bardzo rzadko przebywałam w swoim pokoju (nie licząc momentów, w których się uczyłam), a w towarzystwie Jo nie była już tak chętna do rozmowy o 1D. Czasem jednak z jej paplaniny mogłam dowiedzieć się czegoś ciekawego.
- O. Mój. Boże! - usłyszałam głos Jo zanim zdążyła otworzyć drzwi od naszego domku. - Nie uwierzysz w to co ci zaraz powiem! - mówiła tak głośno, że równie dobrze mogłaby krzyczeć.
Sfrustrowana zamknęłam książkę i odwróciłam się w jej stronę, wiedząc o co poszerzyć listę prezentów urodzinowych - zatyczki do uszu dla mnie lub kaganiec dla niej. I ta druga opcja bardziej mi pasowała.
- Uwaga, oto news tygodnia - powiedziała strasznie podekscytowana. - Louis Tomlinson zerwał z Emmą Hardwave! I najlepsze jest to, że oboje już od jakiegoś czasu spotykali się z kimś innym. Emma z Jamesem Hollandem, tym gościem z filmu, natomiast o Louisie nic nie wiadomo.
Kilka dobrych sekund zajęło mi przetworzenie tej informacji. Louis zerwał z Emmą. Tak jak mówił. Szkoda tylko, że zabrało mu to tyle czasu. "A może... Może to ona zakończyła ten udawany związek. W końcu też chciała być z tym swoim Jamesem", powiedział głosik w tyle mojej głowy.
- A co najważniejsze - kontynuowała Jo, nawet nie czekając na moją odpowiedź - że już niedługo będę mogła ich zobaczyć na żywo! Dodali kilka nowych dat do trasy koncertowej, właśnie tutaj, w Australii. Najbliższy koncert jest za miesiąc, musisz ze mną iść! Zwłaszcza, że jeden koncert będzie w miejskiej sali konertowej, zaraz za rogiem.
Miesiąc?! Za miesiąc Louis będzie na tym samym kontynencie co ja. Ba, na tej samej ulicy co ja. Byłam w lekkim szoku, a ta informacja nadal do mnie nie docierała. Patrzyłam z niedowierzaniem na podekscytowaną Jo, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Nie wiedziałam, czy bardziej jestem na niego zła za to, że o wszystkim (a zwłaszcza o tym, że przyjeżdża) musiałam dowiedzieć się od kogoś innego czy bardziej cieszę się tym, że będę mogła go zobaczyć. Mimo, że minęło tyle czasu, nadal za nim tęskniłam,bo nadal go kochałam. I nadal każde wspomnienie Louisa nie tylko powodowało uśmiech na mojej twarzy, lecz również sprawiało ból, ponieważ stawałam się boleśnie świadoma tego, co zostawiłam. A teraz w mojej głowie pojawiło się kolejne pytanie: "Nie powiedział mi o tym, ponieważ chciał zrobić mi niespodziankę?" czy "Nie powiedział mi o tym, bo ruszył do przodu, a mnie zostawił w tyle?".
***
- Witam w audycji "Krewetki na ławę"!. Nazywam się Sophie Swanson, a w tym wydaniu naszej audycji gościmi boysband, który w ostatnich latach dosłownie podbił cały świat. Pierwsze miejsca list przebojów, miliony fanów, głównie fanek, na świecie, a do tego uroczy, angielski akcent. Czego chcieć więcej? Panie i panowie, pozwólcie, że zaprezentuję - ONE DIRECTION! - Głos spikerki lokalnego radia rozchodził się po całym mieszkaniu.
Jo odpaliła radio na maksymalną głośność i usiadła przed nim, przyciskając do piersi poduszkę. Rozpromieniona. Ja siedziałam na kanapie przed telewizorem, starając się ignorować rozchodzące się po domie dźwięki. Niestety głośność była tak wielka, że nawet ze słuchawkami na uszach byłam w stanie usłyszeć wszystko.
- Witaj, Sophie - powiedział przyjaznym tonem Liam.
- Cześć - dorzucił Louis.
- Witajcie chłopcy - odpowiedziała Sophie. - Niestety, dzisiaj zespół pojawił się w okrojonym składzie, tylko Liam Payne i Louis Tomlinson. Nie martwicie się, dostaliśm tych lepszych - powiedziała zaczepnym tonem, na co obydwaj się zaśmiali.
Głos Louisa rozszedł się po moim ciele zostawając za sobą przyjemny dreszcz. Działał na mnie tak od samego początku.
- Pozostała trójka jednak nie próżnuje - odpowiedział Liam. - Przygotowują się właśnie do jednego z naszych koncertów.
- Właśnie, koncerty. Wasza decyzja o zagraniu kilku nowych koncertów była dość niespodziewana. Plan trasy był przecież ułożony od kilku miesięcy. Skąd więc pomysł na Australię?
- Cóż, po pierwsze - ze względu na naszych fanów - odpowiedział Louis. - Jak sama zauważyłaś, trochę ich jest,dlatego chcieliśmy mieć pewność, że każdy kto chce przyjść na nasz koncert będzie miał taką szansę. Chcieliśmy również, żeby chłopcy z 5 Seconds of Summer, naszego niesamowitego supportu mogli zagrać przed swoją publicznością. A przede wszystkim, chcieliśmy wrócić do Australii. Jest to piękny kraj, w którym znajduje się wiele rzeczy które kochamy - dokończył a moje serce zabiło mocniej.
- Och, czy oni się są uroczy? - rozpływała się Sophie. - Dobrze, zanim przejdziemy do kolejnych pytań, tradycji musi stać się zadość. Każdy z naszych gości ma prwo zadedykować komuś jedną piosenkę. Możecie zadedykować ją mamie, tacie, rodzeństwu, cioci, babci, wujkowi, dziadkowi, sąsiadce, kotu z podwórka, komukolwiek kto wam przychodzi do głowy. W takim razie, który z was zacznie? Może Louis?
- Czemu nie. Piosenka, którą chciałbym zadedykować pewnej ważnej dla mnie osobie to "Everything I Didn't Say" zespołu 5SOS. To dla pewnej niesamowitej, kochanej i cudownej osoby, której zapomniałem mówić o najważniejszym. To dla ciebie.
- No proszę, lista moich pytań właśnie się powiększyła - zaświergotała Sophie. - Lecz na razie, 5 Seconds of Summer w utworze "Everything I Didn't Say".
Z głośników poleciały pierwsze dźwięki utworu. Siedziałam jak sparaliżowana, wsłuchując się w tekst, a z moich oczu płynęły łzy. Louis nadal mnie kochał. Tak samo jak ja jego.
***
- Jesteś pewna, że nie chcesz wpaść do nas? Będzie świetna impreza - powtórzył Matthew po raz setny, kiedy wracaliśmy na teren kampusu.
Złapaliśmy wspólny język już od pierwszego dnia i od tego czasu Matthew Eaton odstawiał mnie pod moje drzwi po każdych zajęciach.
- Masz na myśli siedzenie na dworze przy grillowanych krewetkach i ciepłym piwie w towarzystwie tych wszystkich lasek, które sprowadzą chłopacy? Za duży tłok. Chyba wybiorę swoją kanapę i kubek herbaty - odpowiedziałam z uśmiechem. Poza tym, następnego dnia miałam iść na koncert One Direction. Sama myśl o tym wyczerpywała nie emocjonalnie, więc musiałam być na to gotowa i wyspana.
- W takim razie - kontynuował temat już pod moimi drzwiami. - Co powiesz na mniejszy tłok? Tylko ty i ja? I jakaś dobra komedia?
Nie, nie, nie. Błagam, tylko nie to.
- Matthew, ja... Bardzo ci dziękuję za zaproszenie - odpowiedziałam, starannie dobierając słowa. - Jednak będę musiała odmówić. I nie zrozum mnie źle, jesteś naprawdę świetnym gościem, ale... W moim życiu jest już ktoś ważny.
- Jasne, rozumiem - odpowiedział szybko i zaczął się wycofywać. - Szczęściarz z niego. W takim razie, do zobaczenia jutro na zajęciach - powiedział i odwrócił się.
- Do zobaczenia, Matthew - odpowiedziałam, patrząc na jego plecy.
Odwróciłam się dopiero, gdy zniknął za zakrętem.
- Można wiedzieć kto jest tym szczęśliwcem? - usłyszałam znajomy głos.
Louis. Skąd on się tu wziął. Odwróciłam się do niego, powstrzymując się od głupiego uśmiechu, który cisnął mi się na usta. Jest tutaj. Przyjechał. Stał jak gdyby nigdy nic, z tymi swoimi potarganymi włosami, święcącymi oczami i niepewnym uśmiechem, który powalał mnie na kolana.
- Taki jeden facet, który ukrywał mnie przed całym światem, bo tak mu kazano - odpowiedziałam, chcąc wbadać sytuację.
W oczach Louisa pojawiło się zrozumienie.
- A gdybym ci powiedział, że w ostatnim czasie ten facet przestał słuchać innych i zaczął robić to, na co ma ochotę? - zapytał cicho.
- Powiedziałabym, że podobają mi się buntownicy.
- A gdybym dodał do tego, że przestałby cię ukrywać przed całym światem?
- Mimo, że nadal nie przyznał się do mnie? - zapytałam, przypominając sobie rewelacje Jo.
- Może nie był pewien, czy twoje uczucia do niego się nie zmieniły - powiedział cicho, przysuwając się do mnie, także staliśmy teraz twarzą w twarz.
- Jeśli tak, to jest największym idiotą świata.
- Ale tylko twoim.
- Żadnego ukrywania? - zapytałam.
- Żadnego.
- Żadnych poleceń od wytwórni?
- Żadnych.
- Będziesz przyjeżdżał tak często jak się da?
- Częściej - odpowiedział, kładąc rękę na swoim sercu.
- Żadnych pocałunków? - rzuciłam zaczepnym tonem.
- Chyba śnisz - odpowiedział, oburzony i zanim zdążyłam zreagować, przyciągnął jeszcze bliżej i pocałował.
Jego usta naparły na moje z namiętnością zbieraną od kilku tygodni, a ja odpowiedziałam tym samym, wplatając ręce w jego włosy. Jego dłonie trzymały mnie mocno w pasie. Tak mocno, jakby chciał powiedzieć, że już nigdy nie pozwoli mi odejść.
- Myślę, że powinniśmy wejść do środka - wyszeptałam w jego usta.
- To dobry pomysł - odszepnął i kontynuując pocałunek, zaczął prowadzić mnie do drzwi.
Gdy oparłam się plecami o drzwi, uwolniłam jedną rękę i oślep poszukałam klamki, po czym nacisnęłam. Po chwili byliśmy już w środku, a Louis zamknął za nami silnym kopniakiem.
- O. MÓJ. BOŻE - usłyszałam krzyk Jo.
Jęknęłam w duchu. Tylko jeszcze jej brakowało. Oderwałam się od Louisa, w momencie, w którym Jo pokonała dzielący nas od niej dystans i zaczęła krzyczeć nam prosto w twarz.
- Louis Tomlinson jest w moim domku! O MÓJ BOŻE, nie mogę w to uwierzyć. Jestem waszą największą fanką, mam wszystkie albumy, pokój oblepiony plakatami, byłam na jednym koncercie...
- ... i nazwałaś na ich cześć swoją hodowlę świnek morskich, tak, wiem! - Nie wytrzymałam i wybuchnęłam. - Wiem, że słuchasz ich każdej nocy do poduszki, masz This Is Us na płycie DVD, a pod poduszką trzymasz zdjęcie Harry'ego. Gadasz mi o tym bez przerwy, od kilku tygodni. I nie chcę być nie miła, ale naprawdę doceniłabym chwilę ciszy i spokoju żebym mogła nacieszyć się swoim chłopakiem.
Kiedy tylko skończyłam swój wywód, chwyciłam Louisa za dłoń, minęłam zszokowaną Jo i pognałam do swojego pokoju.
- Czyli jestem twoim chłopakiem? - zapytał Louis gdy tylko zamknęłam za nami drzwi.
- Nie podoba ci się ta rola? zapytałam, zaskoczona. .
- Wolałabym być miłością twojego życia, jego sensem, twoim światem, nawet wszechświatem, ale na razie mogę się zadowolić chłopakiem.
- Dobrze, ale obiecaj mi jedną rzecz. Żadnych narwanych fanek.
- Ale one są wszę... - zaczął, ale przerwał widząc moją minę. - Żadnych.
- To dobrze - odpowiedziałam, zanim znów połączyłam nasze usta w pocałunku.
24 lipca 2014
#5. - Louis cz.1
- Louis wpadniesz dzisiaj?
- Dzisiaj nie dam rady, idziemy z Emmą do kina.
- Może obejrzymy jutro wieczorem jakiś film?
- Nie da rady. Zostaliśmy z Emmą wysłani na przyjęcie charytatywne.
- Pojutrze?
- Emma ma pokaz filmu, na którym wypadałoby gdybym był.
- Obiecałeś, że wpadniesz choć na chwilę przed egzaminami. Brakowało mi ciebie dzisiaj...
- Wiem, kochanie. Bardzo, bardzo, bardzo cię przepraszam, ale Emma wpadła z niezapowiedzianą wizytą do studia i musieliśmy pójść na spacer.
Tak było już od kilku tygodni - Louis nie miał czasu dla mnie, dlatego, że musiał poświęcać go Emmie, swojej dziewczynie "na niby". Pech chciał, że poznałam Tomlinsona zaledwie tydzień po tym jak zaczęli swoje udawanie i chociaż staraliśmy się do tego nie dopuścić, zakochaliśmy się w sobie. Jednak wytwórnia, z którą miało kontrakt One Direction nie chciała, żeby Louis wyszedł na podrywacza, który zmienia dziewczyny jak rękawiczki, więc kazali mu nadal udawać z Emmą, a my zaczęliśmy spotykać się po kryjomu. Z początku nawet mi się to podobało, jednak z czasem stało się uciążliwe. Ile można ukrywać się po domach i prywatnych pokojach w restauracjach? I wręcz błagać o każde spotkanie? Kochałam Tommo, ale nie byłam pewna czy długo tak wytrzymam.
Ostatni egzamin letniej sesji miałam za sobą. Przygotowałam się do niego bardzo staranie, więc na pewno nie dostanę niżej niż trzy. To znaczyło, że zaliczyłam cały semestr, a co za tym idzie - drugi rok studiów. Tego wieczoru miałam co świętować. I wiedziałam z kim chcę świętować. One Direction zawitało na dwa tygodnie w Londynie, więc miałam nadzieję, że Louisowi uda się choć na chwilę wyrwać.
- Halo? - odezwał się znajomy głos po drugiej stronie, gdy do niego zadzwoniłam.
- Cześć, Lou - powiedziałam, uśmiechając się sama do siebie.
- Cześć, skarbie - odpowiedział, a po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz, gdy usłyszałam to pieszczotliwe określenie z jego ust.
- Nie zgadniesz kto właśnie zdał ostatni egzamin i ma wolne przez najbliższy miesiąc!
- Moje gratulacje! - zawołał. - Jestem z ciebie taki dumny! Masz co świętować.
- A nie chciałbyś poświętować ze mną? Powiedzmy dziś wie...
- Nie dam rady - przerwał mi szybko.
Miałam ochotę krzyczeć. Czy to naprawdę takie trudne znaleźć jeden wolny wieczór raz na tysiąc lat?
- Ale za to jutro mam wolny dzień - dodał szybko zanim zdążyłam wyrazić swoje niezadowolenie w mocniejszych słowach. - Zjawię się z samego rana i spędzę z tobą cały dzień. Co ty na to?
- Ty się jeszcze pytasz! - powiedziałam radośnie. - Jeśli nie przywleczesz jutro tutaj swojego seksownego tyłka, to i tak cię znajdę i ci go skopię!
- Seksowny tyłek, powiadasz. Skoro jest taki seksowny to nie mogę go narażać na bliższe spotkanie z twoimi butami - zaśmiał się.
- Do zobaczenia jutro? - zapytałam, żeby się upewnić czy aby na pewno dobrze go zrozumiałam.
- Zjawię się o 9 - odpowiedział. - Jestem z ciebie ogromnie dumny - potwórzył, a ja poczułam się jakbym dostała skrzydeł i zaczęła unosić się nad ziemią. - Pa, kocham cię.
- Ja ciebie też - odpowiedziałam i rozłączyłam się zanim zdążyłby się wycofać z postanowienia.
"Tym razem ci się upiekło, Louisie Tomlinsonie. Następnym razem może nie być tak kolorowo", pomyślałam.
Dokładnie tydzień po naszym cudownym, spędzonym tylko i całkowicie we dwójkę dniu, dostaliśmy wyniki egzaminów. Dostałam 5 z całości. A to znaczyło, że miałam szansę dostać się na wakacyjny wyjazd na praktyki do Australii. Do AUSTRALII. Nazwiska szczęśliwców miały zostać ogłoszone następnego dnia na gablocie w holu uczelni. Pojawiłam się przed nią z samego rana. Lista wisiała na już na swoim miejscu, a moje nazwisko znajdowało się na samym jej szczycie. Australio, oto nadchodzę.
- Moje gratulacje, panno [T.N.] - usłyszałam za sobą głos profesor Trevelay.
- Dziękuję, pani profesor - odpowiedziałam, odwracając się w jej kierunku.
Catherine Trevelay jak zwykle miała ma sobie swoje wytarte jeansy, czarny top i skórzaną kurtkę. Miała trzydzieści kilka lat - była najmłodszym i najbardziej wymagającym wykładowcą na mojej uczelni.
- Pani wyniki w tym roku były zadowalające. Nawet bardziej niż zadowalające. Dlatego wraz z innymi nauczycielami i dziekanem naszego wydziału postanowiliśmy złożyć pani pewną propozycję. Ale to powinniśmy omówić w moim gabinecie. Zapraszam - oznajmiła i wskazała mi dłonią kierunek, w którym mam się udać.
Roczne praktyki! W Australii! Z pełnym pokryciem kosztów przejazdu i zakwaterowania za pomocą stypendium! Przez kilka minut siedziałam oniemiała, patrząc z niedowierzaniem na moją wykładowczynię.
- Wszyscy uważamy, że na to zasłużyłaś.
- Ja... naprawdę nie wiem co powiedzieć. Bardzo państwu dziękuję za to wyróżnienie...
- Sama sobie na nie zapracowałaś - powiedziała Trevelay, uśmiechając się ciepło.
- Cały rok to bardzo długo - zauważyłam. - A co z zajęciami? Czy to oznacza, że będę musiała go nadrabiać?
- Bynajmniej. Będziesz uczęszczać na wykłady do pobliskiej uczelni. Mają tam bardzo przyzwoity wydział archeologiczny. Oczywiście nie tak dobry jak nasz - dodała konspiracyjnie. - Wszystkie szczegóły dotyczące wymiany dostaniesz drogą mejlową. Niestety, jest mały problem. Decyzję musisz podjąć do jutra.
- Do jutra? To niewiele czasu...
- Zdaję sobie z tego sprawę, jednakże oferta przyszła do nas w ostatniej chwili. Nie musisz odpowiadać teraz, zaraz. Wróć do domu i przemyśl to na spokojnie, porozmawiaj z bliskimi. Tu masz mój numer telefonu w razie jakichkolwiek pytań. - Kobieta podała mi swoją wizytówkę. - Jeśli się zdecydujesz, musisz przyjechać jutro i podpisać stosowne dokumenty lub gdyby to było niemożliwe, po prostu zadzwoń żebyśmy chociażby potwierdzili twój udział mejlowo. To wszystko z mojej strony. Do zobaczenia jutro, mam nadzieję.
- Do widzenia, pani profesor.
Roczna wymiana. To coś, o czym większość studentów może tylko pomarzyć! A ja dostałam szansę na spełnienie tego marzenia. Jednak rok to strasznie długo. Dam radę wytrzymać taki szmat czasu bez rodziny, znajomych... bez Louisa? Już teraz było nam trudno znaleźć chwilę dla siebie, a co w momencie, gdy będę tysiące kilometrów stąd? Z drugiej strony, taka wymiana otwierała przede mną, jako przed przyszłym archeologiem, niezliczenie wiele możliwości. Miałam szansę na poznanie innej kultury, zwiedzenie niesamowitych miejsc, przyglądanie się pracy specjalistów i uczenie się od nich oraz nawiązanie nowych kontaktów, które mogą przynieść mi korzyść w przyszłości. Stanęłam przed naprawdę trudnym wyborem. Zwłaszcza kiedy chodziło o Tomlinsona. Gdy tylko wróciłam do domu, wybrałam jego numer.
- Błagam, odbierz. Odbierz. Odbierz. - Modliłam się do telefonu, wsłuchując się w odgłos nawiązywania połączenia. - Od...
- Cześć, skarbie - usłyszałam głos Tommo.
- Cześć, kochanie - powiedziałam, czując ucisk w gardle. Czy naprawdę mogłabym z niego zrezygnować na cały rok? - Słuchaj, stało się coś bardzo ważnego i muszę z tobą o tym porozmawiać.
- Czy to coś pilnego? W tej chwili nie mogę za bardzo rozmawiać - powiedział przepraszającym tonem. - Zadzwonię jutro, ok?
- Nie, Louis, nie "ok" - odpowiedziałam z irytacją. - To bardzo ważna sprawa i wolałabym porozmawiać o niej twarzą w twarz.
Jeśli ty nie możesz pojawić się na te pół godziny to ja mogę pojechać do ciebie.
- To raczej niewykonalne. Jestem teraz w drodze na lotnisko. Za dwie godziny mam lot do Stanów.
- Ale... dlaczego? Przecież mieliście wyjechać dopiero za tydzień. Myślałam, że chociaż się ze mną pożegnasz przed wylotem - dodałam cicho.
- Sytuacja awaryjna. Nie martw się, wrócę za dwa dni.
"Za dwa dni będzie za późno", pomyślałam.
- Co się stało? To coś poważnego?
- Nie... To nic takiego - powiedział, jednak ton jego głosu zdradzał, że coś ukrywa. Niedobrze.
- Louis, co się dzieje? - zapytałam poważnym, nieznoszącym sprzeciwu tonem.
- To... Emma - przyznał skruszony.
Już od jakiegoś czasu imię tej laski działało na mnie jak płachta na byka. Tommo już jakiś czas temu obiecał mi, że nie długo z nią "zerwie" - w końcu ich udawany związek trwał prawie pół roku - jednak nie bardzo się do tego garnął. I cały czas nawijał o niej jako o "dobrej przyjaciółce" co tylko rozbudzało moją zazdrość. Czy nie wystarczyło, że miała go zawsze pod ręką, a ja musiałam walczyć o każdą sekundę?
- Miała mały wypadek na planie. - No tak, Emma, wielka aktorka kręciła kolejny hit filmowy. - To tylko skręcona kostka i parę zadrapań, ale trafiła na ostry dyżur i media zainteresowały się tą historią. Wytwórnia uważa, że troskliwy chłopak powinien pojawić się przy niej, zwłaszcza, że teraz ma wolne. Poza tym, jest moją przyjaciółką. Trochę wsparcia jej się przyda.
Miałam ochotę mu walnąć. Prosto w te jego śnieżnobiałe, prościutkie zęby.
- A nie mógłbyś polecieć jutro? Jeden dzień chyba nie zrobi takiej wielkiej różnicy.
- Niby nie, ale naprawdę chciałbym sprawdzić co u niej.
Może bez górnych jedynek też wyglądałby tak seksownie...
- Twoja nieudawana dziewczyna - podkreśliłam. - Również jest w ciężkiej sytuacji i ma bardzo naglącą sprawę, którą musi omówić z tobą. Twarzą w twarz. Teraz. Możesz polecieć późniejszym lotem.
- I omówię ją z nią jak tylko wrócę. Za dwa dni - odpowiedział tonem, który używa się w stosunku do małych dzieci, kiedy się im tłumaczy, że nie mogą dostać kolejnego cukierka bo to niezdrowe.
Tym zdaniem naprawdę mnie zdenerowował. Chodziło o przyszłość naszego związku, a in traktował mnie jak rozkapryszone dziecko, które chce cukierka.
- Nie uważasz, że to lekka paranoja? - zapytałam, niby od niechcenia. - Emma jest twoją udawaną dziewczyną, a i tak zawsze stawiasz ją wyżej ode mnie.
- Nie przesadzaj, skarbie. - O nie, żadne pieszczotliwie określenie mu tu nie pomoże. - To wyjątkowa sytuacja.
- Tak samo jak trzy tygodnie temu. Jak miesiąc temu. Jak w poprzednich miesiącach. Mam ci przypomnieć ile randek odwołałeś z jej powodu? - zapytałam gorzko.
- Gdybym cię nie znał, to stwierdziłbym, że robisz mi scenę zazdrości. Myślałem, że jesteś ponad takie dziewczyńsko-nastoletnie zachowania - powiedział lekko kpiącym tonem.
- Chcesz dziewczyńsko-nastoletniego zachowania, Louis? - Byłam na niego naprawdę wkurzona. - W takim razie, proszę bardzo. Wybieraj, albo ja albo ona. Jeśli polecisz teraz do niej, możesz to uznać jako zakończenie naszego związku.
- Scena godna telenoweli. Ale teraz musisz mi już wybaczyć, bo wchodzimy na halę odlotów. Do zobaczenia za dwa dni.
- Widzę, że podjąłeś decyzję. Żegnaj, Louis.
I rozłączyłam się zanim zdążył odpowiedzieć. On na pierwszym miejscu postawił ją. Ja postawiłam siebie. Wyciągnęłam z kieszeni wizytówkę i wybrałam numer.
- Profesor Trevelay. Słucham?
- Dzień dobry, pani profesor. Chciałam tylko dać znać, że podjęłam decyzję. Z wielka przyjemnością wezmę udział w rocznych praktykach.
To był koniec. Postawiłam Louisowi ultimatum i on sam podjął decyzję. I nieważne jak bardzo bolało mnie dotrzymanie warunków, wiedziałam, że muszę w nim wytrwać, bo tak było najlepiej. Dla mnie. Nawet jeśli było ciężko. Pierwsze wątpliwości naszły mnie, gdy pojawił się pod moimi drzwiami, po dwóch dnia. Tak jak obiecał. Na jego widok, miałam ochotę rzucić mu się na szyję i zapomnieć o wszystkim. Jednak bardziej racjonalna część mnie przypomniała mi co zrobił, a to bolało jeszcze bardziej. Dlatego poprosiłam moją współlokatorkę, żeby to ona otworzyła drzwi i powiedziała, że mnie nie ma i że nie wie kiedy wrócę. Chłopak poprosił tylko, żeby zadzwoniła do niego kiedy wrócę. I na tym koniec. Pojawił się jeszcze dwa razy i za każdym razem było tak samo. Oczywiście, w międzyczasie dzwonił i pisał, lecz ja stałam się mistrzynią ignorowania swojego telefonu. Poza tym, przygotowania do wyjazdu pochłonęły mnie całkowicie.
W ciągu trzech tygodni pożegnałam się ze znajomymi i rodziną, uzupełniłam walizki o wszystkie, które były mi potrzebne, a których nie mogłam dostać w Australii i przygotowałam się psychicznie do drogi. W końcu nadszedł dzień wyjazdu.