Miałam Londyn pod swoimi stopami. Przynajmniej dosłownie. Panorama miasta
rozciągała się przede mną, a ja napawałam oczy niesamowitym widokiem. Strasznie
żałowałam, że nie mam ze sobą aparatu (taką odpowiedź wystukałam do Lily, gdy
napisała z zapytaniem "Jak tam?").
Miejscem, w które lubił uciekać Liam okazała się być niewielka łąka na jednym
ze wzgórzy okołolondyńskich lasów. To właśnie z niej mogłam podziwiać świat.
Dotarcie na miejsce było dość trudne - na drodze stanęła nam zdradliwa leśna
dróżka pełna wystających korzeni i leżących na niej kamieni, które pojawiały
się w najmniej oczekiwanych miejscach. Dopiero gdy pokonywaliśmy tę pułapkę
stworzoną przez naturę, zrozumiałam dlaczego Liam zdecydował się właśnie na
półciężarówkę. Samochód bez najmniejszego problemu sunął po drodze, czasem
tylko podskakując na większych wybojach. Podczas jednego z większych skoków,
lekko się przestraszyłam i odruchowo kurczowo chwyciłam się ramienia Liama.
Chłopak nic nie odpowiedział, więc dopiero gdy adrenalina opuściła mój układ
krążeniowy, zdałam sobie sprawę z tego co zrobiłam i że, co gorsza, jego ramię
nadal znajduje się w uścisku moich dłoni. Szybko je uwolniłam, mrucząc pod
nosem przeprosiny. Payne nie wyglądał na zagniewanego, wręcz przeciwnie,
uśmiechnął się do mnie tajemniczo, na co moje serce zabiło szybciej. Ty idiotko, odezwał się głos w
mojej głowie, to jest LIAM PAYNE, więc może w końcu przestań o nim
fantazjować bo i tak nic z tego nie wyjdzie. I
ten głosik z pewnością miał rację.
Drugim powodem, dla którego Liam mógł wybrać pick-upa, był z pewnością fakt, że
jego tył można było z łatwością zmienić w przenośną, metalową kanapę poprzez
opuszczenie brzegu od strony pasażera. I właśnie w tym momencie siedziałam na
tej prowizorycznej kanapie, z jednym kocem ułożonym na podłodze i drugim
zwiniętym w kłębek za plecami. Nie wiem skąd Payne je wyciągnął te koce, ale
byłam zadowolona, że je zabrał.
Teraz Liam stał parę metrów od samochodu i rozmawiał z kimś przez telefon.
Słyszałam jedynie jego głos jednak nie rozumiałam ani jednego słowa. Chłopak
miał na sobie zwykłe jeansy, trampki i szary sweter z podwiniętymi rękawami.
Nie było już zimno jak wcześniej, ale mimo to nadal wisiała nad nami groźba
deszczu. I nawet ubrany w takie zwykłe rzeczy, Liam nadal zapierał dech w
piersiach, zwłaszcza z tym swoim kilkudniowym zarostem. Złapałam się na tym, że
nadal się w niego wpatruję, więc zawstydzona spuściłam wzrok. Jeszcze nigdy
żaden chłopak nie wzbudził we mnie takich emocji. Oczywiście, przez mój krótki
żywot przewinęło się paru chłopaków, którzy przyciągnęli moją uwagę na dłużej,
jednak przy nich zawsze zaczynałam gadać jakieś głupoty, byleby coś mówić. Nie
wyszło to na dobre. Przy Liamie nie czułam przymusu mówienia, wręcz przeciwnie,
nasze rozmowy żyły swoim życiem. Z jednej strony Payne sprawiał, że czułam się
swobodnie. Z drugiej, budził we mnie dziwne zawstydzenie i niepewność
skręcającą moje wnętrzności.
- Przepraszam, że nie wyszło z tą kawiarnią - usłyszałam nagle jego głos
niedaleko siebie.
Nawet nie zauważyłam kiedy podszedł. Stał oparty o bok szoferki i spoglądał na
mnie niepewnie.
- Jeśli o mnie chodzi, to nie mam nic przeciwko. To miejsce bije kawiarnię na
głowę. Ale za to ty nie dostaniesz swojej dziękczynnej kawy - powiedziałam. "Zawsze możemy umówić się na
drugą", chciałam dorzucić, jednak byłoby to z mojej strony zbyt
nachalne.
- Nigdy nic nie wiadomo - rzucił Payne z tajemniczym uśmiechem, który od razu
mnie zaalarmował. Co ten chłopak kombinuje? - I jak podobają ci się widoki?
- Tu jest... niesamowicie. Ta cisza i spokój są po prostu nierealne, biorąc pod
uwagę jak niedaleko miasta się znajdujemy - powiedziałam i opadłam głębiej na
leżący pod moimi plecami koc. - Doskonale rozumiem dlaczego lubisz uciekać w to
miejsce. Jest idealne, żeby odciąć się od ludzi i od świata. I nawet nie ma tu
dobrego zasięgu.
- Dlatego tak bardzo lubię tu być - powiedział Liam, podchodząc do tyłu
samochodu. Jednym zwinnym ruchem wspiął się na rękach i po chwili siedział koło
mnie na kocu. - Mogę wyłączyć telefon, a potem wykręcać się że nie było
zasięgu, co czasami jest bardzo wygodnie. Tylko cisza, spokój, ja i...
- ... dziewczyna, którą akurat chcesz poderwać ? - zapytałam zaczepnie. Dopiero
po chwili do mnie dotarło że ja też tu jestem i całość zabrzmiała tak
jakbym oskarżała go o podrywanie mnie. Ups.
- Prawdę mówiąc, to jesteś pierwszą dziewczyną, którą tutaj zabrałem -
powiedział z uśmiechem.
Odetchnęłam z ulgą. Nie załapał dwuznaczności tego tekstu. A jeśli tak to nie
dał nic po sobie poznać. I dobrze.
- W takim razie czuję się zaszczycona, panie Payne - odpowiedziałam z
galanterią, udając, że dygam.
- Cała przyjemność po mojej stronie, panno [T.N.].
~Oczami Liama~
- Żartujesz ?! - zapytała [T.I.], a gdy zaprzeczyłem, wybuchła śmiechem, tak
uroczym jak to było możliwe. Jeszcze nigdy nie słyszałem kogoś, kto śmiałby się
jak ona.
Do takiego stanu doprowadziła ją jedna z historii z naszej trasy koncertowej.
Dokładnie ta o Hazzie stojącym na środku sceny w samych gaciach po tym jak
opuściliśmy mu z Zaynem spodnie.
- To musiał być niezły widok - wyrzuciła z siebie, gdy się uspokoiła. -
Chciałabym to zobaczyć.
- Jestem pewien, że gdybyś pokopała w Internecie, na pewno coś znajdziesz. A co
z Tobą ? Jakieś wspomnienia warte podzielenia się ?
[T.I.] zmrużyła oczy, zastanawiając się nad odpowiedzią. Wyglądała po prostu
uroczo. Uroczo w tej swojej białej koszuli, jasnych, lekko poszarpanych
jeansach i czerwonych trampkach. Wyglądała tak zwyczajnie a przy tym...
Przepięknie.
- Co prawda całe moje życie to jedno wielkie pasmo "wartych podzielenia
się" wspomnień, naprawdę mam takiego pecha jak nikt, ale... No dobra. Ale
obiecaj, że nie będziesz się śmiać - powiedziała, patrząc na mnie poważnie.
- Obiecuję - odpowiedziałem jak najbardziej serio.
- Kiedy miałam 8 lat przechodziłam fascynację filmami Disneya. Oglądałam bajkę
za bajką, wśród nich znalazła się Mulan,
która spodobała mi się tak bardzo, że postanowiłam być taka jak ona. Dlatego
pewnej nocy, kiedy wszyscy spali, chwyciłam nożyczki, poszłam z nimi do lustra
w przedpokoju i zaczęłam ścinać sobie włosy, żeby wyglądać jak Mulan. Lily
obudziła się i poszła mnie szukać. Kiedy mnie znalazła i zobaczyła co robię
przeraziła się i zawołała rodziców. Zanim zdążyli do nas dobiec, miałam już
całą głowę obciętą. Oczywiście na takiej długości na jakiej akurat udało mi się
złapać dany kosmyk. Efekt był ... interesujący. Mam o mało nie dostała zawału
kiedy mnie zobaczyła. Chyba nigdy nie dostałam od niej większej bury.
Próbowałem wyobrazić sobie ośmioletnią dziewczynkę z fryzurą składającą się z
pasm włosów o najróżniejszej długości. To z pewnością musiało wyglądać
komicznie. I chociaż nie znałem siedzącej obok mnie dziewczyny zbyt długo, to
takie zachowanie brzmiało zupełnie jak ona. Niepokorna, ale przy tym ujmująca.
[T.I.] czekała chyba na jakąś reakcję z mojej strony, ponieważ kiedy nie
odzywałem się przez chwilę spojrzała na mnie zaskoczona i powiedziała : - Wow,
jesteś pierwszą osoba która nie śmiała się ze mnie po usłyszeniu tej historii.
- Po pierwsze, obiecałem, że nie będę się śmiać, a po drugie, czekałem na ciąg
dalszy - odpowiedziałem zgodnie z prawdą za co zostałem nagrodzony delikatnym
uśmiechem, który zapalił w jej oczach iskierki. Mógłbym patrzeć w te oczy
zawsze.
- Ciąg dalszy wyglądał tak, że moja mama następnego dnia zabrała mnie do
fryzjera i wyrównała włosy. Lily tak bardzo się spodobała moja nowa fryzura, że
sama postanowiła mieć taką samą i również się obcięła. Jedynym dowodem na to,
że taka sytuacja miała miejsce została fotografia, którą zrobił tata.
Skończyła. Patrzyła na mnie z zaciekawieniem, czekając aż coś powiem.
- Czyli... - Moje usta rozciągnęły się w uśmiechu.- ... fanka Disneya?
- Tak - odpowiedziała z ulgą w głosie. - Zawsze i na zawsze. Niektórzy uważają,
że to dziecinne, ale dla mnie to ważna część dzieciństwa, która mnie
ukształtowała.
Po raz pierwszym w swoim życiu spotkałem osobę w wieku 11+, która nie wstydziła
się przyznać, że lubi bajki. Z każdym kolejnym słowem [T.I.] zaskakiwała mnie
coraz bardziej, a ja byłem jej coraz bardziej ciekaw. Od dawna żadna dziewczyna
nie obudziła we mnie czegoś takiego.
- Toy Story - powiedziałem
znienacka.
- Co ?
- Toy Story - powtórzyłem, uśmiechając się
szeroko. - Moja ulubiona bajka Disneya. Disney/Pixar, ale kto by się tam
czepiał.
- Piękna i Bestia - odpowiedziała po chwili.
- A nie Mulan ? - zapytałem zaczepnie.
- Nope. Zdecydowanie Piękna.
- Dlaczego ?
- A dlaczego ty lubisz Toy
Story ? - odpowiedziała
pytaniem na pytanie.
- Bo to niezwykła historia o przyjaźni, miłości, dorastaniu... Uczy nas, że w
życiu zmienia się wiele, że czasami ci, których kochamy nie zostają z nami na
zawsze. Jednak istnieją ludzie, którzy będą z nami na zawsze. I przy okazji,
jest w niej dużo humoru - dodałem, wzruszając ramionami.
Tak wiele osób zadało mi już to pytanie, że odpowiadałem na nie prawie
machinalnie. Lecz [T.I.] była jedną z niewielu osób, które słysząc moje słowa
nie patrzyło na mnie jak na wariata lub zdziecinniałego faceta. Przeciwnie,
uśmiechnęła się do mnie ciepło.
- Lubię Piękną i Bestię ponieważ to historia, która daje
nadzieję na to, że ktoś cię kiedyś pokocha - powiedziała, patrząc gdzieś przed
siebie, tak że widziałem tylko jej profil. - Że na świecie istnieje ta jedna
osoba, która będzie cię kochać nie tylko za wygląd, ale też za to jaki jesteś.
Że pewnego dnia spotkasz kogoś takiego na swojej drodze, zupełnie przez
przypadek i ta osoba wywróci twój świat do góry nogami - dokończyła, patrząc na
mnie nieśmiało tymi pięknymi, dużymi oczami.
To właśnie ona wywróciła mój świat do góry nogami. Dla niej po raz pierwszy
opuściłem sesję nagraniową, ją pierwszą zabrałem w swoje święte miejsce... Było
w niej coś niesamowicie pociągającego. Coś, co sprawiało, że miałem niesamowitą
ochotę wziąć ją w ramiona i o chronić przed całym światem. Nagle [T.I.] uniosła
głowę i spojrzała mi prosto w oczy. Miał wrażenie, że czas zatrzymał się w
miejscu - wszystko inne przestało istnieć. Była tylko ona, wpatrująca się we
mnie z tym nieśmiałym uśmiechem i iskierkami radości w oczach. Niesforne
kosmyki spływały po obu stronach jej nakrytej rumieńcem twarzy, lecz dla mnie
wyglądała idealnie. Moje spojrzenie zatrzymało się dłużej na jej ustach. Pod
wpływem uśmiechu, w ich końcach pojawiały się delikatne zmarszczki. Zacząłem
zastanawiać się czy rzeczywiście są tak ciepłe i miękkie na jakie wyglądały.
Zawsze mógłbym to sprawdzić...
Ostry dźwięk klaksonu przerwał panującą wokół nas ciszę, a mnie przywrócił do
rzeczywistości. Samochód Stylesa stał na samym skraju polany, a sam kierowca
dawał "delikatnie" do zrozumienia, że przybył na miejsce wraz z moim
zamówieniem. Niechętnie odsunąłem się od [T.I.] i zeskoczyłem z samochodu.
-
Czyżby twoje sekretne miejsce nie było aż takie sekretne? - zapytała, patrząc z
zaciekawieniem na auto.
- To tylko Harry ze swoim brakiem wyczucia czasu - mruknąłem cicho pod nosem. -
Skoro nie mogliśmy nic dostać w kawiarni, kawa przyjechała do nas -
wytłumaczyłem głośniej i ruszyłem w stronę auta.
Hazza musiał zauważyć ruch przy samochodzie, ponieważ przestał maltretować
klakson i wysiadł z auta. Wyszedł mi na przeciw, niosąc tackę, na której stały
kubki z kawą oraz tajemniczy przedmiot. Dopiero gdy odległość między nami
zmniejszyła się, rozpoznałem charakterystyczny kształt. Styles przywiózł ze
sobą aparat fotograficzny.
- I jak ci idzie, kochasiu? - zapytał, gdy stanęliśmy twarzą w twarz.
- Szło całkiem dobrze, dopóki jakiś idiota nie postanowił zrobić sobie wejścia
smoka - odpowiedziałem.
- Naprawdę, nie wiem kto mógłby wykazać się takim nietaktem. Facet z pewnością
pozbawiony jest elementarnych zasad dobrego wychowania. Powinieneś wysłać go do
mnie na lekcję, wróciłby jak odmieniony, kulturalny człowiek - odpowiedział
Harry z szelmowskim uśmiechem. Taki jego urok. - To dla was - dodał, wysuwając
w moim kierunku kawę i aparat.
- Wielkie dzięki, że zgodziłeś się przywieźć tę kawę - powiedziałem, biorąc od
niego podstawek z kubkami. - Wiem, że miałeś inne plany...
- Nie ma sprawy - odpowiedział. - Poza tym, nawet nieźle na tym
wyszedłem - dorzucił z szelmowskim uśmiechem, a blask w jego oczach zdradzał:
"Zdobyłem".
Pytanie tylko czy numer dziewczyny czy samą dziewczynę.
- Znów zawróciłeś
jakieś biednej dziewczynie, pracującej przy kasie, w głowie? – zapytałem.
- Nie – odparł,
udając urażonego. - Powiedzmy, że skorzystałem z pomocy pewnej czarującej
niewiasty jeśli chodziło o wybór kawy dla [T.I.]. Kto zna ją lepiej jeśli nie
własna siostra?
- Poderwałeś Lily?!
- Staram się. Ale
wszystko jest na dobrej drodze - odszepnął konspiracyjnie. - A jak tobie idzie,
Romeo?
Dobre pytanie. Prawdę
mówiąc, nie miałem zielonego pojęcia. Czekałem na jakikolwiek sygnał z jej
strony, jednak niczego nie dostrzegałem.
- Nie do końca jestem
pewien… - zacząłem wymijająco.
- Po prostu bądź sobą
- wpadł mi w słowo Harry. - Większość lasek leci na takich gości jak ty. Resztę
zgarniają tacy jak ja.
- Takich jak ja?
- Miły, grzeczny,
ułożony, kulturalny, no wiesz, dżentelmen w każdym calu. Poskacz koło niej
jeszcze kilka minut i będzie twoja - dodał i puścił do mnie oko.
Jeśli było coś co
wkurzało mnie w Harry, to właśnie takie lekko podmiotowe traktowanie dziewczyn.
Jedynym ratunkiem dla niego byłaby tak jedyna, o którą musiałby trochę
powalczyć. Może wtedy zrozumiałby ich prawdziwą wartość.
- Prawie bym
zapomniał - odezwał się, przerywając moje rozmyślania. - To również jest dla
was - rzucił, podając mi futerał z aparatem. - Lily prosiła żeby to przekazać
[T.I.].
- Dzięki - odparłem
odruchowo biorąc od niego przesyłkę.
- Powodzenia, stary -
Styles klepnął mnie przyjacielsko w ramię.
- Tobie również -
odpowiedziałem. - Tylko wróć do hotelu przed północą.
- Jasne, Daddy -
zaśmiał się i ruszył w stronę swojego auta.
Patrzyłem za nim
dopóki nie zniknął w jego wnętrzu. Następnie odwróciłem się na pięcie i wróciłem
do półciężarówki. Idąc, przyjrzałem się trzymanemu przez mnie futerałowi.
Czyżby [T.I.] nudziło się tak bardzo, że poprosiła Lily o przywiezienie
aparatu? To nie wróżyło nic dobrego.
***
Liama nie było już od
dłuższej chwili, jednak w momencie, w którym zaczęłam się już trochę denerwować
jego przedłużającą się nieobecnością, chłopak pojawił się niosąc w ręku kawy i
futerał z aparatem. Do złudzenia przypominał ten, który miałam w domu.
- Karmelowa latte z
podwójną pianką raz! - Powiedział, odkładając futerał na bok i podając mi jeden
z kubków, na którym widniało logo mojej ulubionej kawiarni.
- Skąd…?
- Twoja siostra była
bardzo pomocna - odpowiedział Liam, usadawiając się na swoim miejscu, jednak zachowując
przy tym dystans między nami, co delikatnie zabolało.
- Biedny Harry -
rzuciłam i pociągnęłam łyk kawy. Ciepły napój przyjemnie grzał od środka, a
karmelowy smak był niebem dla mojego podniebienia.
- Biedny Harry? Na
twoim miejscu martwiłbym się o Lilly - odrzekł Liam.
- Nie znasz mojej
siostry. Łamie serca jak mało która dziewczyna.
- Hm… Nadal jestem za
Harrym. - Upierał się przy swoim Payne, a w jego tonie można było wyłapać lekko
wyzywającą nutkę.
- Jeszcze zobaczymy.
Idę o zakład, że niedługo stanie się kolejnym chłopakiem śpiewającym ballady do
mojej siostry pod naszym oknem - odpowiedziałam, patrząc na Liama.
- Stoi!
- O co się zakładamy?
- zapytałam.
- To zależy od tego
kto wygra - odrzekł konspiracyjnym tonem. - A właśnie, skoro już jesteśmy przy
temacie twojej siostry - dodał, odwracając się na chwilę tyłem. Gdy znów był twarzą do mnie, w ręce trzymał futerał. -
Kazała ci to przekazać.
Wiedziałam, że
wyglądał znajomo! Bez słowa wzięłam aparat od Liama, w którego oczach pojawiła
się iskierka smutku. To właśnie ona sprawiła, że zaczęłam mu się tłumaczyć,
choć nie miałam ku temu żadnego powodu.
- Widzisz, to taki
nasz siostrzany … kawał - powiedziałam, z braku odpowiedniejszego słowa. - Lily
śmieje się, że jestem fotografem zawsze i wszędzie, dlatego według niej
najlepszy komplement jaki mogę powiedzieć na temat jakiegoś miejsca lub o osoby
to: „ Chciałabym mieć ze sobą aparat”. I kiedy jakiś czas temu wysłała mi smsa
z zapytaniem jak jest, odpisałam jej właśnie to - wyrzuciłam z siebie na jednym
wydechu.
Liam przyglądał mi
się niepewnie przez chwilę, po czym jego twarz rozjaśnił uśmiech.
- A pisałyście o mnie
czy o miejscu? - zapytał zaczepnie.
- O samochodzie - odpowiedziałam
równie zaczepnie, na co chłopak się roześmiał.
Korzystając z tej
chwili nieuwagi z jego strony, cichacze wyciągnęłam aparat i zaczęłam robić
zdjęcia. Widokowi pod moimi stopami, lasowi który nas otaczał… wszystkiemu co
było wokół nas. W końcu przyszedł jednak czas na samego Liama.
- Uśmiech - rzuciłam,
naciskając przycisk migawki.
Payne zareagował
momentalnie, robiąc głupią minę.
- Ej, normalnie
poproszę - zaśmiałam się zza aparatu.
Liam przybrał
neutralną minę, jednak tylko na chwilę. W momencie, w którym uchwyciłam go na
zdjęciu miał wystawiony język. Po piątym zdjęciu, tym razem z zezem, miałam
ochotę mu walnąć. Czy naprawdę nie możemy zrobić normlanego?!
- Jedno. Normalne.
Zdjęcie - powiedziałam, akcentując każde słowo. - Czy proszę o taki wiele?
- No dobrze - zgodził
się. - Ale chcę mieć to zdjęcie z tobą.
- Ze mną? - spytałam,
zaskoczona.
- Tak, a tobą -
odpowiedział.
Selfie było już
wyższą szkołą jazdy, jednak jak przystało na nastoletniego fotografa, miałam je
opanowane do perfekcji. Przysunęłam się
bliżej Liama i obróciłam obiektyw w naszą stronę. Zanim zdążyłam cokolwiek
zrobić, Payne przysunął się bliżej mnie tak, że opierałam się plecami o jego
tors, a nasze twarze dzieliły jedynie centymetry. Po sekundzie zdjęcie było już
gotowe. Jednak co było najdziwniejsze, wcale nie czułam się skrępowana jego
bliskością. Czułam się tak swobodnie jak to było możliwe. Utrwaleni w tej
pozycji zrobiliśmy jeszcze kilka fotografii, aż w końcu Liam postanowił
zaszaleć i dać mi buziaka w policzek - i to bardzo długiego, ponieważ zdążyłam
zrobić aż trzy zdjęcia. Kiedy skończyliśmy, aparat znów wylądował w futerale.
- Nieźle idzie ci
robienie selfie - skomentował Payne, gdy usiadłam na swoim miejscu.
- To podstawowa
umiejętność każdego szanującego się fotografa - odpowiedziałam.
- Macie jakiś kodeks
umiejętności dla fotografów? - zapytał, zaintrygowany.
- Oczywiście. A wy
nie macie kodeksu bycia gwiazdą boysbandu? Jak… łamanie serc milionów
nastolatek, bycie nieziemsko przystojnym, posiadanie mega seksownego głosu,
stawianie włosów na żel…?
- Ha-ha, bardzo
śmieszne - powiedział ironicznie, jednak kąciki jego ust podjechały w górę. -
Zapomniałaś o najważniejszym.
- Tak? A o czym?
- Obcisłych spodniach
i za krótkich koszulkach - powiedział, po czym oboje się roześmialiśmy.
Nie wiedziałam ile
czasu spędziliśmy na tej łące, po prostu rozmawiając. Wiedziałam, że zdążyło
się ściemnić i zrobić zimniej, dlatego Liam pożyczył mi swój sweter, który był
na mnie trochę za szeroki, dzięki czemu mogłam się nim szczelnie opatulić. Jednak
jemu też było odrobinę zimno, dlatego narzucił na siebie koc, k który wcześniej
się opieraliśmy. A kiedy zaczęłam się trząść pomimo jego ciepłego swetra,
chłopak po prostu otoczył mnie ramieniem (nakrywając przy tym kocem) i
najzwyczajniej w świecie przytulił do siebie także nam obojgu było
wystarczająco ciepło. I właśnie wtedy, w tej pozycji poczułam się, jakbym
znalazła swoje miejsce na ziemi. Jakbym należała właśnie tam, przytulona do
niego na bagażniku auta pod niebem okrytym gwiazdami. I mogłam tak trwać już
zawsze. A przynajmniej do czasu, kiedy nie zaczęło padać. W zorganizowanym
pośpiechu sprzątnęliśmy wszystkie rzeczy do szoferki i usadowiliśmy się na
swoich siedzeniach.
Deszcz uderzał o dach
i okna samochodu, a my siedzieliśmy w ciszy i spokoju, wsłuchując się w niego.
Nie czułam przymusu rozmowy z Liamem. Napawałam się jego obecnością i
bliskością, tak samo jak on moją. Dlatego, gdy nasze dłonie spotkały się w
pewnym momencie, spletliśmy palce. Tak po prostu, bez żadnych niepotrzebnych
słów. I właśnie tak złączeni zaczęliśmy kolejną rozmowę. Tym razem bardziej
poważną, życiową. Poruszyliśmy tematy tego, jak wyobrażamy sobie nasze życia w
przyszłości. Co chcemy zrobić ze sobą za pięć, dziesięć, dwadzieścia,
trzydzieści lat. I chociaż wydawało się to dość błahym tematem, tak naprawdę
było bardzo intymne, ponieważ zwierzyliśmy się sobie ze swoich największych
marzeń. Z tego, co siedzi nam głęboko w duszy, co kieruje naszym życiem. Liam
był pierwszą osobą, przed którą otworzyłam się aż w takim stopniu. Nawet z Lily
nie odbyłam tak ważnej rozmowy, a to znaczyło już wiele.
Niestety, nasz czas
powoli dobiegał końca o czym uprzejmie przypomniała mi moja siostra dzwoniąc w
najmniej odpowiednim momencie. I to nie do mnie lecz do Liama. Miałam ochotę
udusić ją na odległość, widząc jego zagubioną minę gdy Lily produkowała się
przez telefon. Kiedy skończyła, Payne przekazał mi nowinę o powrocie do domu i
odpalił silnik. Całą drogę powrotną spędziliśmy w ciszy, słuchając radia, w
którym jak na złość w pewnym momencie zaczęła lecieć piosenka One Direction. Moments rozbrzmiewało w szoferce, gdy
Liam skręcał w moją ulicę. I chociaż podjechaliśmy pod mój dom w połowie
drugiej zwrotki, siedzieliśmy w aucie aż do końca utworu. Dopiero gdy
wybrzmiała ostatnia nuta Liam wysiadł i otworzył przede mną drzwi. Wysiadłam z
samochodu i stanęłam na podjeździe, a zimne powietrze przewiało mnie od stóp do
głów.
Dochodziła jedenasta.
Niebo nad nami było tak czyste jak wcześniej, dlatego byłam w stanie zobaczyć każdą gwiazdę. Jednak i tak
najjaśniej błyszczała ta stojąca koło mnie. Payne chwycił moją dłoń (czym
bardzo mnie zaskoczył) i poprowadził aż pod same drzwi. Tam rozplótł nasze
palce i stanął naprzeciwko mnie.
- Dziękuję za dzisiaj
- zaczęłam niepewnie, zakładając za ucho niesforny kosmyk. - Naprawdę świetnie
się bawiłam.
- Ja również -
odpowiedział Liam, a z jego twarzy biła niesamowita szczerość, która sprawiła,
że zrobiło mi się ciepło w środku. - Jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś z kim
tak dobrze by mi się rozmawiało. Dziękuję za to.
Staliśmy przez chwilę
w milczeniu, parząc na siebie. W oczach Liama widziałam niepewność, jakby
musiał podjąć jakąś ważną decyzję, jednak nie wiedział co ma wybrać.
- Musimy to kiedyś
powtórzyć - odezwał się nagle. - Jutro wylatujemy z chłopakami na dwa tygodnie,
ale gdy tylko wrócę, skontaktuje się z tobą. Możemy się tak umówić?
- Pewnie -
odpowiedziałam z uśmiechem. Chciał się ze mną jeszcze spotkać. Chciał się ze mną jeszcze spotkać!
- W takim razie -
zaczął przysuwając się bliżej. - Do zobaczenia za dwa tygodnie - powiedział
półszeptem, a ja o mało nie zemdlałam.
Jeśli wcześniej jego
bliskość nie robiła na mnie tak dużego wrażenia, teraz miałam nogi z waty i
czułam się, jakbym miała zaraz się rozpuścić. Ale co najważniejsze, ogarnęła
mną niesamowicie silna chęć pocałowania go. I chociaż nigdy wcześniej nie
całowałam się z nikim, czułam się gotowa by zrobić to. Tu i teraz.
- Dobranoc -
odpowiedziałam cicho, ponieważ tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić.
- Dobranoc -
powiedział Liam i pochylił się w moją stronę.
Po chwili jego usta
dotknęły mojego policzka, a ja westchnęłam zawiedziona w duchu. W miejscu, w
którym jego wargi dotknęły mojej skóry poczułam ogień, a moja twarz spłonęła
rumieńcem. Miałam nadzieję, że nie widać tego w słabym świetle ganka.
Payne patrzył mi
jeszcze przez moment w oczy.
- Zadzwonię jak tylko
wrócę.
- Trzymam za słowo -
powiedziałam, naciskając na klamkę drzwi, które na szczęście były otwarte. -
Bezpiecznego lotu - dodałam.
- Dzięki. Ty również
na siebie uważaj - powiedział Liam.
Przez setną sekundy
miałam wrażenie, że jednak zdecyduje się mnie pocałować. Zamiast tego jednak
uśmiechnął się w ten swój powalający na kolana sposób i ruszył w stronę
samochodu. Idąc w jego ślady, rozchyliłam drzwi i weszłam do środka, rzucając
za nim jeszcze jedno spojrzenie zanim je zamknęłam.
- No i jak było?! -
Głos Lily dobiegł mnie od strony schodów.
Mogłam jedynie marzyć
o spokojnym wieczorze, ponieważ wiedziałam,
że Lily nie da mi spokoju dopóki nie pozna wszystkich szczegółów.
- Dobrze -
odpowiedziałam lakonicznie.
- Chyba bardzo dobrze
- powiedziała moja siostra, pokonując ostatnie stopnie. - Nowy nabytek do
garderoby? - zapytała, lustrując mnie od stóp do głów.
Dopiero wtedy zdałam
sobie sprawę, że nadal mam na sobie sweter Liama. Szybko ściągnęłam go przez
głowę, otworzyłam drzwi i wybiegłam na ganek. Payne zdążył już odjechać.
Dostrzegłam jedynie tylne światła pick-upa, zanim zniknął za zakrętem.
- Cholera - mruknęłam
pod nosem, wracając do środka domu.
Przynajmniej miałam
dobry powód, żeby się z nimi mimo wszystko spotkać i ta świadomość podniosła
mnie na duchu. Najpierw jednak musiałam przeżyć przesłuchanie Lily, które
czekała na mnie, rozpromieniona uśmiechem.
- A teraz - zaczęła
wesoło. - Poproszę wszystko. Ze szczegółami. I nie masz co liczyć na to, że
pozwolę Ci spać, dopóki wszystkiego się nie dowiem.
Zawsze możesz zamknąć ją w piwnicy albo w schowku pod schodami, pocieszyłam się w
myślach. Zrezygnowana, ruszyłam w stronę schodów.
- Co chcesz wiedzieć?
- zapytałam, stawiając stopę na pierwszym stopniu.
- Od czego by tu
zacząć? - zapytała retorycznie Lily, po czym zaśmiała się.
To zapowiadało długą
noc. Za jakie grzechy?!