Imaginy z One Direction


Imaginy i opowiadania z One Direction

24 lipca 2014

#5. - Louis cz.1

          - Louis wpadniesz dzisiaj?
          - Dzisiaj nie dam rady, idziemy z Emmą do kina.
          
          - Może obejrzymy jutro wieczorem jakiś film?
           - Nie da rady. Zostaliśmy z Emmą wysłani na przyjęcie charytatywne.
          - Pojutrze?
          - Emma ma pokaz filmu, na którym wypadałoby gdybym był.

          - Obiecałeś, że wpadniesz choć na chwilę przed egzaminami. Brakowało mi ciebie dzisiaj...
          - Wiem, kochanie. Bardzo, bardzo, bardzo cię przepraszam, ale Emma wpadła z niezapowiedzianą wizytą do studia i musieliśmy pójść na spacer.

          Tak było już od kilku tygodni - Louis nie miał czasu dla mnie, dlatego, że musiał poświęcać go Emmie, swojej dziewczynie "na niby". Pech chciał, że poznałam Tomlinsona zaledwie tydzień po tym jak zaczęli swoje udawanie i chociaż staraliśmy się do tego nie dopuścić, zakochaliśmy się w sobie. Jednak wytwórnia, z którą miało kontrakt One Direction nie chciała, żeby Louis wyszedł na podrywacza, który zmienia dziewczyny jak rękawiczki, więc kazali mu nadal udawać z Emmą, a my zaczęliśmy spotykać się po kryjomu. Z początku nawet mi się to podobało, jednak z czasem stało się uciążliwe. Ile można ukrywać się po domach i prywatnych pokojach w restauracjach? I wręcz błagać o każde spotkanie? Kochałam Tommo, ale nie byłam pewna czy długo tak wytrzymam.
          Ostatni egzamin letniej sesji miałam za sobą. Przygotowałam się do niego bardzo staranie, więc na pewno nie dostanę niżej niż trzy. To znaczyło, że zaliczyłam cały semestr, a co za tym idzie - drugi rok studiów. Tego wieczoru miałam co świętować. I wiedziałam z kim chcę świętować. One Direction zawitało na dwa tygodnie w Londynie, więc miałam nadzieję, że Louisowi uda się choć na chwilę wyrwać.
          - Halo? - odezwał się znajomy głos po drugiej stronie, gdy do niego zadzwoniłam.
          - Cześć, Lou - powiedziałam, uśmiechając się sama do siebie.
          - Cześć, skarbie - odpowiedział, a po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz, gdy usłyszałam to pieszczotliwe określenie z jego ust.
          - Nie zgadniesz kto właśnie zdał ostatni egzamin i ma wolne przez najbliższy miesiąc!
          - Moje gratulacje! - zawołał. - Jestem z ciebie taki dumny! Masz co świętować.
          - A nie chciałbyś poświętować ze mną? Powiedzmy dziś wie...
          - Nie dam rady - przerwał mi szybko.
          Miałam ochotę krzyczeć. Czy to naprawdę takie trudne znaleźć jeden wolny wieczór raz na tysiąc lat?
           - Ale za to jutro mam wolny dzień - dodał szybko zanim zdążyłam wyrazić swoje niezadowolenie w mocniejszych słowach. - Zjawię się z samego rana i spędzę z tobą cały dzień. Co ty na to?
           - Ty się jeszcze pytasz! - powiedziałam radośnie. - Jeśli nie przywleczesz jutro tutaj swojego seksownego tyłka, to i tak cię znajdę i ci go skopię!
           - Seksowny tyłek, powiadasz. Skoro jest taki seksowny to nie mogę go narażać na bliższe spotkanie z twoimi butami - zaśmiał się.
          - Do zobaczenia jutro? - zapytałam, żeby się upewnić czy aby na pewno dobrze go zrozumiałam.
          - Zjawię się o 9 - odpowiedział. - Jestem z ciebie ogromnie dumny - potwórzył, a ja poczułam się jakbym dostała skrzydeł i zaczęła unosić się nad ziemią. - Pa, kocham cię.
          - Ja ciebie też - odpowiedziałam i rozłączyłam się zanim zdążyłby się wycofać z postanowienia.
          "Tym razem ci się upiekło, Louisie Tomlinsonie. Następnym razem może nie być tak kolorowo", pomyślałam.

          Dokładnie tydzień po naszym cudownym, spędzonym tylko i całkowicie we dwójkę dniu, dostaliśmy wyniki egzaminów. Dostałam 5 z całości. A to znaczyło, że miałam szansę dostać się na wakacyjny wyjazd na praktyki do Australii. Do AUSTRALII. Nazwiska szczęśliwców miały zostać ogłoszone następnego dnia na gablocie w holu uczelni. Pojawiłam się przed nią z samego rana. Lista wisiała na już na swoim miejscu, a moje nazwisko znajdowało się na samym jej szczycie. Australio, oto nadchodzę.
          - Moje gratulacje, panno [T.N.] - usłyszałam za sobą głos profesor Trevelay.
          - Dziękuję, pani profesor - odpowiedziałam, odwracając się w jej kierunku.
          Catherine Trevelay jak zwykle miała ma sobie swoje wytarte jeansy, czarny top i skórzaną kurtkę. Miała trzydzieści kilka lat - była najmłodszym i najbardziej wymagającym wykładowcą na mojej uczelni.
           - Pani wyniki w tym roku były zadowalające. Nawet bardziej niż zadowalające. Dlatego wraz z innymi nauczycielami i dziekanem naszego wydziału postanowiliśmy złożyć pani pewną propozycję. Ale to powinniśmy omówić w moim gabinecie. Zapraszam - oznajmiła i wskazała mi dłonią kierunek, w którym mam się udać.

          Roczne praktyki! W Australii! Z pełnym pokryciem kosztów przejazdu i zakwaterowania za pomocą stypendium! Przez kilka minut siedziałam oniemiała, patrząc z niedowierzaniem na moją wykładowczynię.
           - Wszyscy uważamy, że na to zasłużyłaś.
           - Ja... naprawdę nie wiem co powiedzieć. Bardzo państwu dziękuję za to wyróżnienie...
          - Sama sobie na nie zapracowałaś - powiedziała Trevelay, uśmiechając się ciepło.
          - Cały rok to bardzo długo - zauważyłam. - A co z zajęciami? Czy to oznacza, że będę musiała go nadrabiać?
          - Bynajmniej. Będziesz uczęszczać na wykłady do pobliskiej uczelni. Mają tam bardzo przyzwoity wydział archeologiczny. Oczywiście nie tak dobry jak nasz - dodała konspiracyjnie. - Wszystkie szczegóły dotyczące wymiany dostaniesz drogą mejlową. Niestety, jest mały problem. Decyzję musisz podjąć do jutra.
          - Do jutra? To niewiele czasu...
          - Zdaję sobie z tego sprawę, jednakże oferta przyszła do nas w ostatniej chwili. Nie musisz odpowiadać teraz, zaraz. Wróć do domu i przemyśl to na spokojnie, porozmawiaj z bliskimi. Tu masz mój numer telefonu w razie jakichkolwiek pytań. - Kobieta podała mi swoją wizytówkę. - Jeśli się zdecydujesz, musisz przyjechać jutro i podpisać stosowne dokumenty lub gdyby to było niemożliwe, po prostu zadzwoń żebyśmy chociażby potwierdzili twój udział mejlowo. To wszystko z mojej strony. Do zobaczenia jutro, mam nadzieję.
          - Do widzenia, pani profesor.
          Roczna wymiana. To coś, o czym większość studentów może tylko pomarzyć! A ja dostałam szansę na spełnienie tego marzenia. Jednak rok to strasznie długo. Dam radę wytrzymać taki szmat czasu bez rodziny, znajomych... bez Louisa? Już teraz było nam trudno znaleźć chwilę dla siebie, a co w momencie, gdy będę tysiące kilometrów stąd? Z drugiej strony, taka wymiana otwierała przede mną, jako przed przyszłym archeologiem, niezliczenie wiele możliwości. Miałam szansę na poznanie innej kultury, zwiedzenie niesamowitych miejsc, przyglądanie się pracy specjalistów i uczenie się od nich oraz nawiązanie nowych kontaktów, które mogą przynieść mi korzyść w przyszłości. Stanęłam przed naprawdę trudnym wyborem. Zwłaszcza kiedy chodziło o Tomlinsona. Gdy tylko wróciłam do domu, wybrałam jego numer.
          - Błagam, odbierz. Odbierz. Odbierz. - Modliłam się do telefonu, wsłuchując się w odgłos nawiązywania połączenia. - Od...
          - Cześć, skarbie - usłyszałam głos Tommo.
          - Cześć, kochanie - powiedziałam, czując ucisk w gardle. Czy naprawdę mogłabym z niego zrezygnować na cały rok? - Słuchaj, stało się coś bardzo ważnego i muszę z tobą o tym porozmawiać.
          - Czy to coś pilnego? W tej chwili nie mogę za bardzo rozmawiać - powiedział przepraszającym tonem. - Zadzwonię jutro, ok?
           - Nie, Louis, nie "ok" - odpowiedziałam z irytacją. - To bardzo ważna sprawa i wolałabym porozmawiać o niej twarzą w twarz.
Jeśli ty nie możesz pojawić się na te pół godziny to ja mogę pojechać do ciebie.
          - To raczej niewykonalne. Jestem teraz w drodze na lotnisko. Za dwie godziny mam lot do Stanów.
          - Ale... dlaczego? Przecież mieliście wyjechać dopiero za tydzień. Myślałam, że chociaż się ze mną pożegnasz przed wylotem - dodałam cicho.
          - Sytuacja awaryjna. Nie martw się, wrócę za dwa dni.
          "Za dwa dni będzie za późno", pomyślałam.
          - Co się stało? To coś poważnego?
          - Nie... To nic takiego - powiedział, jednak ton jego głosu zdradzał, że coś ukrywa. Niedobrze.
          - Louis, co się dzieje? - zapytałam poważnym, nieznoszącym sprzeciwu tonem.
          - To... Emma - przyznał skruszony.
          Już od jakiegoś czasu imię tej laski działało na mnie jak płachta na byka. Tommo już jakiś czas temu obiecał mi, że nie długo z nią "zerwie" - w końcu ich udawany związek trwał prawie pół roku - jednak nie bardzo się do tego garnął. I cały czas nawijał o niej jako o "dobrej przyjaciółce" co tylko rozbudzało moją zazdrość. Czy nie wystarczyło, że miała go zawsze pod ręką, a ja musiałam walczyć o każdą sekundę?
          - Miała mały wypadek na planie. - No tak, Emma, wielka aktorka kręciła kolejny hit filmowy. - To tylko skręcona kostka i parę zadrapań, ale trafiła na ostry dyżur i media zainteresowały się tą historią. Wytwórnia uważa, że troskliwy chłopak powinien pojawić się przy niej, zwłaszcza, że teraz ma wolne. Poza tym, jest moją przyjaciółką. Trochę wsparcia jej się przyda.
         Miałam ochotę mu walnąć. Prosto w te jego śnieżnobiałe, prościutkie zęby.
          - A nie mógłbyś polecieć jutro? Jeden dzień chyba nie zrobi takiej wielkiej różnicy.
          - Niby nie, ale naprawdę chciałbym sprawdzić co u niej.
          Może bez górnych jedynek też wyglądałby tak seksownie...
          - Twoja nieudawana dziewczyna - podkreśliłam. - Również jest w ciężkiej sytuacji i ma bardzo naglącą sprawę, którą musi omówić z tobą. Twarzą w twarz. Teraz. Możesz polecieć późniejszym lotem.
           - I omówię ją z nią jak tylko wrócę. Za dwa dni - odpowiedział tonem, który używa się w stosunku do małych dzieci, kiedy się im tłumaczy, że nie mogą dostać kolejnego cukierka bo to niezdrowe.
          Tym zdaniem naprawdę mnie zdenerowował. Chodziło o przyszłość naszego związku, a in traktował mnie jak rozkapryszone dziecko, które chce cukierka.
          - Nie uważasz, że to lekka paranoja? - zapytałam, niby od niechcenia. - Emma jest twoją udawaną dziewczyną, a i tak zawsze stawiasz ją wyżej ode mnie.
          - Nie przesadzaj, skarbie. - O nie, żadne pieszczotliwie określenie mu tu nie pomoże. - To wyjątkowa sytuacja.
          - Tak samo jak trzy tygodnie temu. Jak miesiąc temu. Jak w poprzednich miesiącach. Mam ci przypomnieć ile randek odwołałeś z jej powodu? - zapytałam gorzko.
          - Gdybym cię nie znał, to stwierdziłbym, że robisz mi scenę zazdrości. Myślałem, że jesteś ponad takie dziewczyńsko-nastoletnie zachowania - powiedział lekko kpiącym tonem.
          - Chcesz dziewczyńsko-nastoletniego zachowania, Louis? - Byłam na niego naprawdę wkurzona. - W takim razie, proszę bardzo. Wybieraj, albo ja albo ona. Jeśli polecisz teraz do niej, możesz to uznać jako zakończenie naszego związku.
           - Scena godna telenoweli. Ale teraz musisz mi już wybaczyć, bo wchodzimy na halę odlotów. Do zobaczenia za dwa dni.
           - Widzę, że podjąłeś decyzję. Żegnaj, Louis.
          I rozłączyłam się zanim zdążył odpowiedzieć. On na pierwszym miejscu postawił ją. Ja postawiłam siebie. Wyciągnęłam z kieszeni wizytówkę i wybrałam numer.
          - Profesor Trevelay. Słucham?
          - Dzień dobry, pani profesor. Chciałam tylko dać znać, że podjęłam decyzję. Z wielka przyjemnością wezmę udział w rocznych praktykach.

          To był koniec. Postawiłam Louisowi ultimatum i on sam podjął decyzję. I nieważne jak bardzo bolało mnie dotrzymanie warunków, wiedziałam, że muszę w nim wytrwać, bo tak było najlepiej. Dla mnie. Nawet jeśli było ciężko. Pierwsze wątpliwości naszły mnie, gdy pojawił się pod moimi drzwiami, po dwóch dnia. Tak jak obiecał. Na jego widok, miałam ochotę rzucić mu się na szyję i zapomnieć o wszystkim. Jednak bardziej racjonalna część mnie przypomniała mi co zrobił, a to bolało jeszcze bardziej. Dlatego poprosiłam moją współlokatorkę, żeby to ona otworzyła drzwi i powiedziała, że mnie nie ma i że nie wie kiedy wrócę. Chłopak poprosił tylko, żeby zadzwoniła do niego kiedy wrócę. I na tym koniec. Pojawił się jeszcze dwa razy i za każdym razem było tak samo. Oczywiście, w międzyczasie dzwonił i pisał, lecz ja stałam się mistrzynią ignorowania swojego telefonu. Poza tym, przygotowania do wyjazdu pochłonęły mnie całkowicie.
          W ciągu trzech tygodni pożegnałam się ze znajomymi i rodziną, uzupełniłam walizki o wszystkie, które były mi potrzebne, a których nie mogłam dostać w Australii i przygotowałam się psychicznie do drogi. W końcu nadszedł dzień wyjazdu.

22 lipca 2014

You and Me - Niall cz.10

- Mam tego dosyć! - powiedział Lou, akcentując ostatnie słowo uderzeniem talerzem w dno zlewu.
Nieprzyjemny dźwięk i głos Louisa wyrwały mnie z poobudzeniowego otępienia, dlatego podskoczyłam delikatnie gdy talerz wylądował na swoim miejscu. Harry, który siedział naprzeciwko mnie nawet się nie wzdrygnął. Dalej bez słowa mieszał łyżką w misce płatków, patrząc w stół, jakby był sam w pomieszczeniu.
Zachowujecie się jak dzieci - kontynuował Tommo, stając przy stole. Oparł się o oparcie stojącego przed nim krzesła. - Czy nie lepiej jest to załatwić raz a porządnie? Po co cały czas się o to kłócić? W końcu będziecie musieli znaleźć jakieś rozwiązanie dla tej sytuacji. Im szybciej tym lepiej.
Do tej pory to Liam występował w roli naszego mediatora, dlatego trochę zdziwiło mnie, że Louis podjął się tego zadania. Przez ostatnie dni starał się udawać, że nie widzi problemu, a co za tym idzie, nie odpowiadał się za żadną ze stron konfliktu. Jednak i jemu naszamała sprzeczkawdawał się we znaki. Byłam zmęczona tym wszystkim (i kolejną zarwaną nocą), żeby mu odpowiedzieć. Hazza również się nie odzywał.
- Chyba wolałem kiedy się na siebie darliście - mruknął Lou. - Przynajmniej w jakiś sposób się komunikowaliście.
Lou miał rację. Następnego dnia po spotkaniu z Paulem próbowałam poruszyć z Harrym temat naszego rzekomego związku. Żywiłam choć odrobinę nadziei, że chłopak zmienił zdanie. Nie mogłam się bardziej mylić. Styles nadal przystawał przy swoim, więc skończyło się na tym, że oboje krzyczeliśmy na siebie przez prawie godzinę, dopóki wkurzona jak nigdy, wyszłam z salonu i pomaszerowałam na górę do swojego pokoju, zatrzaskując ostentacyjnie drzwi. Bardzo dziewczyńsko i bardzo dojrzale. Wieczorem, kiedy wszystko się uspokoiło, udawaliśmy, że poranne zajście nie miało miejsca. Jednak od tego czasu było tylko gorzej. Każda próba podjęcia na nowo tematu kończyła się tak samo. Krzykiem i kłótnią. Po trzech dniach miałam już tego dosyć. Spakowałam swoje rzeczy i byłam gotowa, żeby wracać do domu pierwszym lepszym środkiem transportu, nawet autostopem, lecz wtedy do akcji wkroczył zaalarmowany przez Lou Liam. Przekonał mnie, że wyjazd jest ostatnią rzeczą, którą powinnam zrobić. Payne zebrał nasz wszystkich w jednym pomieszczeniu (co nie było łatwym zadaniem, ponieważ unikaliśmy się jak to tylko było możliwe) i próbował poprowadzić coś na kształt normalnej rozmowy. Z początku nawet mu się to udawało, jednak gdy znów zaczynało się robić gorąco, skapitulowaliśmy. I tak wróciliśmy do punktu wyjścia. Liam tylko powtarzał, że powinniśmy rozwiązać ten problem sami. I to szybko.
Louis wpadł na inny pomysł - zorganizował rodzinne śniadanko, podczas którego nic się nie stało. Nie ruszyliśmy ani w jedną ani w drugą. Chłopcy mieli kolejny dzień nagrywania, więc zapowiadał się kolejny dzień siedzenia w domu. Wstałam od stołu z planem ponownego położenia się do łóżka. Może kiedy tych dwóch nie będzie w domu, w końcu uda mi się pospać.
- Dziękuję - mruknęłam pod nosem i ruszyłam ze swoim talerzem do zlewu.
Naczynie wylądowało na swoim miejscu, a ja powlokłam się do góry. Moje łóżko przywitało mnie znajomym skrzypnięciem. Miło było móc znów się położyć spać. Przykryłam się chłodną pościelą i zamknęłam oczy, czekając na sen.
Walenie do drzwi.
- Wstawaj śpiochu! - Głos Zayna dochodził do mnie zza zamkniętych drzwi.
A ten skąd tu się wziął?
- Idź sobie - odkrzyknęłam i zakryłam się kołdrą na głowę.
Fajnie, że wpadł, ale naprawdę chciałam się wyspać. Odgłos otwieranych drzwi oznaczał, że chłopak jednak się nie poddał.
- Ładnie to tak się wylegiwać?
- Tak - odpowiedziałam. - O tej porze normalni ludzie, którzy nie mają nic do robienia jeszcze śpią.
- Zmiana planów, mała. Jedziesz dzisiaj z nami, więc zbieraj się z wyra.
- Nigdzie nie jadę.
- Jeszcze się przekonamy.
Zanim zdążyłam zaprotestować, najbardziej-wkurzający-człowiek-świata-czytaj-Malik ściągnął ze mnie kołdrę. Próbowałam chwycić jej róg, jednak Zayn był szybszy. Moje nakrycie wylądowało na podłodze, a ja chłopak stanął tuż nade mną. Z tego co widziałam miał na sobie czerwoną bluzę z kapturem iokulary? Pewnie zerówki, pomyślałam.
- Nadal nigdzie się nie wybieram. - Na potwierdzenie swoich słów przytuliłam się do poduszki.
- Jeśli nie wstaniesz wciągu trzech sekund, wyciągnę cię stąd siłą - zagroził Zayn.
- Już to widzę - mruknęłam.
- Razdwa
Nie reagowałam tylko nadal leżałam.
- Trzy! Sama tego chciałaś.
Zayn podszedł do drzwi. Już miałam nadzieję, że wyjdzie, on jednak tylko krzyknął :
- NIALL!
Odgłos szybkich kroków na schodach i po chwili do mojego pokoju wpadł lekko zdyszany Irlandczyk.
- Ktoś mnie wołał? - zapytał, a ja odruchowo uśmiechnęłam się słysząc jego pogodny ton.
- Ta tutaj nie chce wstać z łóżka, a my za godzinę musimy być w studiu - wyrzucił z siebie Zayn, mówiąc tonem zbitego psiaka.
- Zajmę się tym - odpowiedział raźnie Horan.
Nadal miałam zamknięte oczy, jednak mogłam przysiądź, że blondas uśmiecha się od ucha do ucha.
- Na to właśnie liczyłem.
Zayn wyszedł z pokoju, zostawiając mnie na pastwę blondasa, który zaczął dość delikatnie. Łóżko ugięło się pod jego ciężarem i po chwili leżał koło mnie. Jego twarz znajdowała się na wysokości mojej.
- Mary - zaczął słodko. - Pora wstawać.
- Nie - odpowiedziałam i odwróciłam się tyłem do niego.
Niall przysunął się jeszcze bliżej i nagle założył mi włosy za ucho. Ten gest z jego strony bardzo mnie zaskoczył. Byłczuły, a po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz. To było do niego zupełnie niepodobne. Przez głowę przeszła mi nieprzyjemna myśl, że może w ten sposób budzi wszystkie dziewczyny które spały w jego obecności
- No już, wstajemy - mruknął tuż nad moim uchem, przywołując kolejną falę dreszczy.
Tym razem tylko pokręciłam głową.
- Nie dasz się delikatnie? Dobrze, zaczniemy inaczej - powiedział i zanim skończył zaczął mnie łaskotać.
Spięłam wszystkie mięśnie, jednak nic to nie dało i po chwili skręcałam się ze śmiechu we wszystkie strony. Niall nie przerwał swoje ataku, wręcz przeciwnie, usiadł mi na nogach unieruchamiając je i łaskotał dalej. A ja powoli zaczęłam tracić oddech ze śmiechu. Jeszcze nigdy Niall i ja nie znajdowaliśmy się tak blisko siebie, a przynajmniej nie na tak długo. Z jednej strony byłam tym lekko onieśmielona (zwłaszcza, że nadal byłam w mojej piżamie - T-shircie i dość krótkich spodenkach - i działo się to na MOIM ŁÓŻKU), z drugiej natomiast czułam pewien dreszczyk emocji. Było to dla mnie zupełnie nowe odczucie, dlatego było lekko dekoncentrujące. Niall czy nie Niall, musiałam wziąć się w garść. Próbowałam zrzucić go z siebie, jednak nic to nie dało.
- Błagam! - udało mi się bardziej krzyknąć niż powiedzieć. - Przestań!
- Nie - odpowiedział, szczerząc się złośliwie.
- Niall!
- Wszystko w porządku? - rozległo się wołanie Liama.
- Wszystko pod kontrolą, Daddy! - odkrzyknął Horan.
- Wcal- próbowałam krzyknąć, jednak blondas zasłonił mi usta dłonią.
Wykorzystałam ten moment rozproszenia uwagi, żeby zrzucić go z siebie i zaczęłam czołgać się do rogu łóżka, żeby się z niego ześlizgnąć. Horan jednak szybko doszedł do siebie, bo nim zdążyłam się wystarczająco oddalić, złapał mnie za stopę i pociągnął w swoją stronę, także teraz leżałam na brzuchu na środku łóżka.
- Ciekawe czy pod stopami też masz takie łaskotki
O cholera. Jeśli chodzi o łaskotanie, stopy były moją piętą achillesową - wystarczyło przejechać po nich palcem, a ja leżałam na ziemi i zwijałam się ze śmiechu. Kiedy byłam młodsza, moja mama często wykorzystywała znajomość tego faktu przeciwko mnie. A Niall z pewnością miał mniej skrupułów niż ona. Zanim zdążyłam zaprotestować chłopak zaczął tortury. Chciałam wyrwać stopę z jego uścisku, jednak nic to nie dało.
- JUŻ WSTAJĘ - krzyknęłam.
- Na pewno? - zapytał podejrzliwie, przerywając.
- Tak, na pewno - powiedziałam, łapiąc oddech.
Niall posłusznie puścił moją stopę, a ja momentalnie przyjęłam bezpieczną pozycję, w której nie miał szansy już dalej mnie łaskotać - po prostu usiadłam po turecku i schowałam stopy pod nogami.
- Łaskotkowy sadysta - mruknęłam pod nosem.
- Zawsze do usług - odpowiedział blondas. - A teraz ruchy, bo musimy zdążyć.
Minutę później stałam przed lustrem w łazience i przyglądałam się swojemu odbiciu. I odbiciu blondasa opierającego się o drzwi. Niall postanowił mnie przypilnować, żebym przypadkiem znów nie położyła się do łóżka. Jakbym rozbudzona po jego łaskotkowym ataku i również nadal dziwnie onieśmielona jego bliskością, nadal miała jeszcze jakieś szanse na spanie.
Westchnęłam cicho i wzięłam się za mycie zębów, nadal przyglądając się sobie krytycznie w lustrze. Moje włosy nie wyglądały tak źle (oprócz tego że były wielkim stogiem siana), gorzej było z grzywką, jednak mogłam spokojnie przypiąć do góry spinkami. Najbardziej jednak przerażały mnie moje worki pod oczami i bladość, która je jeszcze bardziej podkreślała. Te kilka godzin snu naprawdę by mi się przydało. Ale cóż. Przepłukałam usta z pozostałości pasty i chwyciłam gumkę do włosów i szczotkę. Próba okiełznania moich włosów zakończyła się sukcesem. Częściowym, ale zawsze. Niall stał bez słowa w drzwiach łazienki, uśmiechając się jak idiota. Minęłam go i ruszyłam do swojego pokoju. Horan towarzyszył mi jak cień.
Stanęłam przed szafą. I nie miałam zielonego pojęcia co założyć.
- Niaaaall - powiedziałam żałośnie.
Chyba zrozumiał, bo stanął koło mnie, jednak po chwili podszedł do znajdującego się przed nami mebla i otworzył jedno skrzydło. I jak na Nialla przystało, zaczął się wydurniać.
- Na twoim miejscu włożyłbym to - rzucił i wyciągnął jedną ze spódniczek, które dostałam od stylistów - zieloną, falbaniastą, do połowy uda - po czym bez krępacji założył sobie na głowę.
Teraz zielone falbanki udawały jego nowe włosy, a on już sięgał po kolejną rzecz. Wyciągnął fragment materiału, który powinno nosić się jako mega krótką bluzkę – zasłaniała jedynie piersi (oni chyba upadli na głowę, myśląc, że namówią mnie na włożenie tego czegoś) i założył jako spódnicę. Szczerze mówiąc, bardziej przypomniało to pasek niż ciuch. Na koniec wskoczył w jakieś czarne szpilki. Jego stopy były oczywiście większe od moich, więc zmieścił w buty tylko swoje palce. Widok był dość komiczny.
- Poczekaj - mruknęłam i szybko sięgnęłam po telefon. - Uśmiech proszę !
Niall uśmiechnął się jak idiota i przybrał głupią pozę. Zrobiłam kilka zdjęć, uśmiechając się szeroko. Blondas zdecydowanie poprawił mi nastrój.
- Jeśli ktokolwiek inny zobaczy te zdjęcia... - zaczął swoją groźbę.
- To tylko dla mnie. Będę miała co wspominać kiedy wrócę do domu - odpowiedziałam.
- To dobrze. A teraz na poważnie...
- To ty tak umiesz? - wyrwało mi się. Niall skwitował to śmiechem.
- Czasem mi się zdarzy - odpowiedział i rzucił we mnie jakimiś ubraniami. - Za pięć minut masz być na dole, bo inaczej tu wrócę. I tym razem nie będzie tak miło - dodał tonem amerykańskiego twardziela.
Zasalutowałam na znak zrozumienia, na co on wyszedł z pokoju. Odprowadziłam go wzrokiem do drzwi. Ten człowiek miał w sobie coś takiego, że na sam jego widok wracał mi dobry humor i chęć do życia. Jeszcze na nikogo tak nie reagowałam, więc była to miła odmiana. Podeszłam do łóżka i położyłam na nim wybrane przez Horana rzeczy. Biała, luźniejsza bluzka na krótki rękaw o szerokim wycięciu lekko odsłaniała ramiona zgrywała się idealnie z ciemnozielonymi spodniami. Naciągnęłam na nogi trampki, wzięłam swój mały plecak, w który upchnęłam telefon oraz jakieś drobne i byłam gotowa do wyjścia. Kiedy schodziłam po schodach przemknęło mi przez myśl, że to może być dobry dzień.

To był fatalny dzień. Zostałam przywieziona to studia tylko po to, by zostać zamknięta w jednym z pustych pomieszczeń, w którym stały stolik z jedzeniem i maszyna z napojami. Bardzo doborowe towarzystwo. Po pewnym czasie zaczęłam nawet z nimi gadać. Co prawda nie otrzymałam żadnej odpowiedzi, ale miło było móc otworzyć do kogoś usta. Nawet jeśli to bezduszna maszyna połykająca pieniądze. Jedyną rozrywką dnia była wycieczka do toalety. Najwyraźniej nagrywające tu gwiazdy miały wysokie wymagania, ponieważ każda kabina była sporych rozmiarów, na ścianie miała przywieszone odświeżacze powietrza o trzech zapachach do wyboru, ubikacje miały samoczyszczące się siedzenia i rzadko spotykany w takich toaletach miękki, biały papier. Lustra nad umywalkami sięgały do sufitu i każde miało osobne oświetlenie, idealne do nakładania makijażu. Ręce można było umyć na różne sposoby - od mydła przez pianki do środków odkażających dla tych, którym zależało na czasie. Jak na studio nagraniowe przystało, w wyposażeniu łazienki znalazło się także urządzenia pozwalające puszczać muzykę. Na ścianie, tuż przy wejściu umieszczono ekran, za pomocą którego można było wybrać jakieś utwory lub danego wykonawcę. Wiadomo jakiego wykonawcę ja wybrałam. Jeszcze nigdy nie korzystałam z toalety przy dźwiękach „I Want”.
No i oczywiście nie można było zapomnieć o prysznicu do którego wejście znajdowało się tuż obok drzwi do części z kabinami. Zajmował on prawie całe pomieszczenie - otoczony szklanymi ścianami, z kilkoma natryskami i wanną umieszczoną w rogu, w której spokojnie zmieściłby się dwumetrowy olbrzym z kompanem podobnych gabarytów. Ale co najważniejsze - całą łazienkę można było zamknąć od środka. Mogłam spokojnie zwiedzać całość bez obawy, że za chwilę jakaś rozkapryszona gwiazdeczka wejdzie do środka. Spędziłam w środku co najmniej 15 minut. Było to miłe urozmaicenie dnia.
Kiedy wyszłam na zewnątrz, natknęłam się na jakąś wysoką blondynkę ubraną jedynie w pasek materiału i krótkie spodenki. Ilość makijażu jaką miała na sobie starczyłaby dla kilku osób. Towarzyszył jej młody mężczyzna, ubrany całkowicie na czarno. W jednym uchu miał przeźroczystą słuchawkę. Dziewczyna zjechała mnie wzrokiem od stóp do głów, po czym uśmiechnęła się krzywo i weszła do łazienki. Mężczyzna ruszył za nią.
- Nawzajem - mruknęłam pod nosem w jej stronę.
Kolejna laska uważająca się za nie wiadomo kogo tylko dlatego, że jakaś podrzędna stacja radiowa puściła jej piosenkę. Niechętnie wróciłam do swojego małego więzienia. Położyłam się na skórzanej kanapie stojącej na środku pomieszczenia i zaczęłam wpatrywać się w sufit. Jeśli nie wyjdę stąd wciągu następnej godziny - oszaleję. Siedziałam w tym pokoju od czterech i naprawdę miałam już tego dosyć. Paul przyprowadził mnie tu i zakazał wychodzić aż ktoś po mnie nie przyjdzie. Zagroził też, że będzie sprawdzać czy grzeczna. Cóż, raz pojawił się facet z jedzeniem na wynos, nikt poza nim. Skoro do tej pory nie zostałam sprawdzona, wątpiłam, żeby przyszło mu to do głowy teraz to zrobić. W takim razie moja mała wycieczka po studiu nie sprawi nikomu problemu. Nie zastanawiając się dłużej, zebrałam się z kanapy i wyszłam.
Znajdowałam się na drugim piętrze. Według rozpiski zamieszczonej na ścianie znajdowało się tu jedno duże studio, dwa mniejsze - każde rozdzielone od pozostałych dużą ilością pokoi - wspomniana wcześniej toaleta i pokoje podobne do tego, w którym byłam ja. Nad każdymi drzwiami zainstalowana była lampka, a nad nią napis : „Zajęte”. Na całym korytarzu były tylko trzy, które nie raziły oczu czerwonym światłem. Postanowiłam zwiedzić te, które wyglądały na wolne. Niestety, były one na drugim końcu korytarza, dlatego musiałam bardzo cicho i ostrożnie przejść na drugą stronę, tak aby nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi. W wielkim skupieniu i ciszy stawiałam kolejne kroki, mijając kolekcję platynowych płyt, wielkich plakatów, nagród, dyplomów i innych rzeczy, które mówiły : „Patrz, jesteśmy taaaaaaaaaaaacy fajni”. W końcu udało mi się dotrzeć do pierwszego pokoju - zwykłych drewnianych drzwi z napisem: „Pokój nr 24”. Zapukałam delikatnie. Kiedy nikt mi nie odpowiedział, nacisnęłam klamkę. Drzwi ustąpiły i po chwili moim oczom ukazał się pokój bliźniaczo podobny do tego, z którego uciekłam. Nic ciekawego. Następne niezajęte pomieszczenie było tuż obok. „Pokój nr 25”. Znów zapukałam i znów odpowiedziała mi cisza. Nacisnęłam klamkę i otworzyłam drzwi. Ten pokój różnił się od poprzednich tylko jednym szczegółem. W tym ktoś był.
Z początku widziałam tylko zgarbioną postać o rudych włosach. Kiedy jednak wyprostowała się, bez problemu poznałam z kim mam do czynienia. I dlatego zaczęłam się powoli wycofywać.
- Przepraszam - powiedziałam szybko. - Światełko się nie paliło i nikt nie odpowiedział jak zapukałam, więc myślałam, że pokój jest pusty. Naprawdę nie chciałam przeszkodzić. Przepraszam.
- Nic się nie stało - odpowiedział rudzielec.
- To ja już... - Zaczęłam zamykać drzwi, zawstydzona całą sytuacją.
- Nie, zaczekaj - powiedział. - Prawdę mówiąc, przydałoby mi się trochę towarzystwa.
- Ale...
- Proszę, zostań.
Rzuciłam mu zaskoczone spojrzenie i weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi. W tym samym czasie rudzielec wstał i podszedł do mnie.
- Jestem Ed - przedstawił się. Jakby musiał.
- Mary - odpowiedziałam, ściskając dłoń wyciągniętą w moją stronę. - Bardzo miło cię poznać, Edzie Sheeranie.
- Wzajemnie, Mary Watson – odpowiedział z uśmiechem.
Skąd...? Pewnie musiał przeczytać ten głupi artykuł. Mój dobry humor związany z poznaniem Eda Sheerana ulotnił się w ciągu sekundy.
- Harry dużo o tobie opowiadał – zagaił, zapraszając ruchem ręki, bym usiadła na kanapie.
- Naprawdę ? - spytałam zaskoczona, siadając na wskazanym miejscu.
- Tak. Nawet nie wiesz jaki był podekscytowany, kiedy Paul zgodził się na twój przyjazd. Gęba mu się nie zamykała - dodał Ed, patrząc na mnie przyjaźnie.
- Długo się znacie z … Harrym?
- Kilka miesięcy. Poznałem go i chłopaków tutaj, w studiu. Pomagam im z ich nową płytą.
- Harry nigdy mi nie wspominał, że się znacie. Prawdę mówiąc, nie wspomina o czymkolwiek związanym z jego... pracą - żachnęłam się.
- Z tego co zrozumiałem, chciał ci zrobić niespodziankę - powiedział Sheeran lekko sugerującym tonem.
No tak. Hazza musiał mu wygadać, że jestem fanką jego muzyki. Dlatego nadal nie wierzyłam w to, że siedziałam obok niego. Ukradkiem uszczypnęłam się w nogę. Nie, to nie był sen. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc zrobiłam to, co w takiej sytuacji robi każda dziewczyna - uśmiechnęłam się. Ed odpowiedział tym samym. Siedzieliśmy tak przez chwilę w ciszy.
- Harry opowiadał ci coś jeszcze? - zapytałam.
- Parę rzeczy - odpowiedział tajemniczo Ed.
- Bardzo źle?
- Wprost przeciwnie.
- To chyba dobrze, prawda?
- Nawet bardzo.
Z uczuciem ulgi przeniosła wzrok z Eda na stojący przy kanapie stolik. Leżała na nim kartka papieru z wydrukowanym tekstem, popisanym w niektórych miejscach długopisem leżącym obok.
- Pracujesz nad nowym utworem? - Znalezisko bardzo mnie zaciekawiło.
- Tak, to właśnie dla nich. Chociaż nie jest to jakiś nowy utwór. Napisałem go, gdy miałem 15 lat.
- I tak długo nic z nim nie zrobiłeś?
- Nigdy nie miałem jakoś ochoty dzielić się z nim ze światem, a potem z niego... wyrosłem. A kiedy poznałem chłopaków, wiedziałem, że będzie dla nich idealny.
- Dużo masz takich utworów? No wiesz, czekających na światło dzienne?
- Światło dzienne. Fajne wyrażenie - Ed zaśmiał się cicho i krótko. - Parę by się znalazło.
Bardzo mnie korciło, żeby przeczytać ten tekst. Byłam bardzo ciekawa o czym mogła być ta piosenka, skoro Sheeran zdążył z niej wyrosnąć.
- Czy mogłabym...? - zapytałam niepewnie.
- Jasne - odpowiedział i nawet podał mi kartkę.
Zaczęłam czytać. „Twoja dłoń pasuje do mojej, jakby była stworzona tylko dla mnie. Więc zapamiętaj sobie, że to było nam przeznaczone...”.*
- Wow - wydusiłam z siebie, gdy skończyłam czytać. - Ta piosenka jest... niesamowita. To naprawdę... wow.
Zakochałam się w tym utworze. Wystarczył mi tylko tekst. Wiedziałam, że będzie genialna.
- To tylko piosenka - mruknął Ed, lekko speszony.
- Chciałabym, żeby ktoś napisał taki utwór dla mnie. I chciałabym usłyszeć chłopaków jak to śpiewają.
- To akurat możemy załatwić. - Sheeran przybrał konspiracyjny ton.

- Dobra, teraz musimy przejść koło tego pokoju tak, żeby nas nie zauważyli - powiedział Ed, wskazując drzwi, za którymi czaiło się niebezpieczeństwo.
- Przecież te drzwi są zamknięte - stwierdziłam oczywisty fakt.
- Wierz mi, ci ochroniarze mają słuch lepszy od niejednego psa. Lepiej jest zachować ostrożność.
- Okej, rozumiem.
Dosłownie na palcach przeszliśmy obok feralnych drzwi. Kiedy je minęliśmy, Ed pokazał mi kciuk w górę, a ja nie mogłam się nie zaśmiać.
- Cicho, bo jeszcze nas złapią - powiedział z udawaną paniką.
- Przepraszam - wykrztusiłam szeptem, nadal się śmiejąc.
- Widzisz trzecie drzwi po prawej?
- Tak.
- Tam musimy się dostać. Kto pierwszy? - zapytał po chwili. Przytaknęłam. - Na trzy. Raz, dwa... - Nagle zaczął biec. - Trzy!
- To nie fair! - krzyknęłam, ścigając go.
Sheeran oczywiście pierwszy dopadł do drzwi, jednak jak na dżentelmena przystało, otworzył je przede mną, gdy udało mi się do nich dotrzeć.
- Dziękuję - powiedziałam, wchodząc do środka.
Znalazłam się w praktycznie pustym pomieszczeniu. Znajdowała się w nim jedynie kolejna kanapa, znajdująca się na podwyższeniu, naprzeciwko wielkiego okna, przez które widać było studio nagraniowe będące za ścianą. A w studiu siedziało całe One Direction.
- Nie próbuj nawet machać. I tak cię nie zobaczą. To lustro weneckie - odezwał się Ed.
- Dobrze wiedzieć.
- Chłopak dostali tekst i melodię dzisiaj, więc dopiero uczą się utworu - wyjaśniał dalej. - Myślę, że będą mieli nic przeciwko, jeśli usiądziemy i posłuchamy.
Bez słowa usadowiłam się na kanapie i zaczęłam oglądać odgrywające się przede mną sceny.
Zayn i Liam siedzieli pochyleni nad tekstem, tak samo jak Harry i Louis. Jedynie Niall siedział samotnie. No, może nie do końca, bo w ręce trzymał swoją gitarę. Ed wcisnął jakiś przycisk i nagle byłam wstanie słyszeć co działo się w pokoju obok. Każdy z chłopców coś nucił, jednak nad wszystkim wybijała się gitara Horana. Chłopak grał i śpiewał z niesamowitym skupieniem na twarzy, lecz przy tym wydawał się... szczęśliwy. Robił coś, co kochał a to jedynie dodawało mu niesamowitego uroku. W jego błękitnych oczach, które robiły na mnie wrażenia za każdym razem, gdy w nie spoglądałam i w których mogłam się zgubić, świeciły teraz z podniecenia i radości. Za każdym razem gdy coś mu nie wychodziło lub musiał się bardziej na czymś skupić między jego brwiami pojawiała się jak zwykle urocza zmarszczka, która znikała już po sekundzie. I jego śmiech. Chłopcy co jakiś czas rzucali jakiś głupi tekst i wybuchali śmiechem. A śmiech Nialla powodował, że ja także się uśmiechałam. 
          - Dobra, zacznijmy od początku - rozległ się z głośników głos, którego nie poznawałam 
          - Okej - odpowiedział w imieniu zespołu Liam. - Gotowi, chłopcy?
Reszta mruknęła coś w odpowiedzi i po chwili ustawili się razem, w jednej linii. Niall zaczął grać na gitarze. Patrzyłam uważnie na jego palce poruszające się po strunach i zasłuchiwałam się w melodii, która spod nich wypływała. Zawsze chciałam nauczyć się grać na gitarze, dlatego zazdrościłam każdemu, kto umiał wydobyć z tego instrumentu choć kilka dźwięków. Byłam tak zapatrzona w blondasa, że nawet nie zauważyłam kiedy Zayn zaczął śpiewać. Skapnęłam się dopiero w momencie, w którym chłopak pomylił się w tekście i reszta wybuchnęła śmiechem, jednak Niall nie przestał grać i po chwili to Payne śpiewał już swoją partię. Siedzący obok mnie Ed trząsł się ze śmiechu za każdym razem, gdy któryś z chłopaków się mylił, ponieważ w niektórych momentach wychodziły śmieszne rzeczy.
- You still love to squeeze into your tea, though it makes no sense to me - zaśpiewał Harry, a ja składałam się ze śmiechu.
Stiles wzruszył ramionami, a na jego ustach błąkał się uśmiech. „Nadal lubisz się wciskać w swoją herbatę, choć nie ma to dla mnie żadnego sensu”. Tak, Hazza, to nie ma sensu. I wtedy zaczął Niall. Swoim cudownym (jak dla mnie) głosem. Jego partia miała najbardziej emocjonalny tekst. A on śpiewał ją tak przekonująco jak to tylko było możliwe. Coś ścisnęło mnie w gardle, kiedy kolejne słowa wypadały z jego ust i dochodziły do nas, zamkniętych w małym pomieszczeniu. Jeśli każdy z nich włoży w ten utwór tyle serca, ta piosenka z pewnością stanie się hitem, a co najważniejsze - sprawi, że wiele dziewczyn na tym świecie poczuje się dobrze takie jakie są. Bo ja właśnie tak się czułam w tym momencie - czułam się kochana taka jaka jestem. I to było niesamowite uczucie.
- Ziemia do Mary - powiedział Ed, tuż przy moim uchu czym mnie wystraszył.
- Obecna - odpowiedziałam, podnosząc powieki.
Chłopcy skończyli nagrywanie i teraz bezimienny głos z głośników ogłaszał, że na dzisiaj już skończyli i następnym razem zobaczą się dopiero za tydzień. I że do tego czasu mają poćwiczyć utwory, których uczyli się dzisiaj. W końcu mieli choć trochę wolnego. I wtedy właśnie przypomniało mi się, że już za półtorej tygodnia jedziemy do domu. Mojego domu. Przez cały czas ogłoszeń z głośnika patrzyłam na chłopców, zwłaszcza na Nialla. Nadal byłam oczarowana Horanem śpiewającym i grającym na gitarze z taką pasją.
- Idziemy? - zapytał Ed.
- Jasne - odpowiedziałam i wstałam z wygodnej kanapy.
Sheeran znów otworzył przede mną drzwi na korytarz. Kiedy przechodziłam koło niego, powiedział znienacka :
- Gdybym był dziewczyną, też bym się tak w niego wpatrywał.
Rzuciłam mu zaskoczone spojrzenie, jednak nie zdążyłam odpowiedzieć na zaczepkę, ponieważ One Direction również opuściło już swoje studio i Louis pojawił się koło nas jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
- Cześć, młoda - rzucił.
- Cześć, LouLou - odparł Ed, stając za mną.
- Już się znacie? - Tommo patrzył na nas z niedowierzaniem. - A mieliśmy ci zrobić niespodziankę - dodał smutno.
Wierz mi, sama się nieźle niespodziałam, pomyślałam.
- Przeznaczenie chciało inaczej. To znak od niebios.
- Już nie bądź taki mądry, Sheeran. Jeśli dotkniesz ją choć jednym palcem, to cię go pozbawię - ostrzegł Louis. Zgrywał się. Chyba. - Wracamy do domu - zwrócił się do mnie.
- W końcu! Pójdę tylko po swoje rzeczy i możemy jechać - powiedziałam.
Z szybkością światła pognałam do mojego więzienia, zabrałam z niego rzeczy i wróciłam do chłopaków. Stali teraz całą grupą z Edem i rozmawiali. Kiedy doszłam do nich, wcisnęłam się między Liama i Nialla.
- Gotowa do drogi - oznajmiłam wesoło. Im dalej stąd tym lepiej.
- Miałabyś coś przeciwko, gdyby Ed i chłopaki wpadli jutro wieczorem? - zapytał Harry.
Wow. Pierwsze zdanie od trzech dni. Sukces. Powstrzymałam się od komentarza, że w końcu raczył mnie zaszczycić dźwiękiem swojego głosu, więc zrobiłam tylko lekko przesadnie słodką minę i odpowiedziałam: - Nie, skądże.
- Super - Louis klasnął w ręce. - W takim razie ustalone. Do zobaczenia jutro, stary.
- Trzymajcie się, chłopaki - Ed uśmiechnął się szeroko. - I nie próbujcie wciskać się herbaty. Nie polecam.
Z tymi słowami na ustach odwrócił się i ruszył w kierunku z którego przyszłam. Spojrzał się tylko raz do tyłu. Na mnie. I puścił mi oko, a ja przypomniałam sobie jego ostatnie słowa zanim pojawili się chłopcy. I poczułam się, jakby ktoś mnie na czymś przyłapał. Lubiłam Nialla. Nawet bardzo. Może za bardzo?

Wieczór z Edem i chłopakami mijał mi bardzo szybko. Siedzieliśmy w pokoju kinowym gadając, wygłupiając się, słuchając muzyki i zajadając się niezdrowym żarciem. W ruch poszły tony żelek, ciastek, chipsów i napoi gazowanych. Nawet tych procentowych. Kiedy jadłam kolejna ciastko, obiecałam sobie że od następnego dnia przechodzę na dietę - wodę i sucharki. Jedzenie takie jak tego wieczoru nie wróżyło za dobrze moim i tak już zaokrąglonym kształtom. I to nie tak, że miałam jakieś wielkie kompleksy na tym punkcie - trochę zaokrągleń nie zaszkodzi, jednak chciałam utrzymać się w takiej formie w jakiej byłam. Jednakże to nie było największe zmartwienie tego wieczoru (i nawet przyjazd Paula w połowie wieczoru nie przeszkadzał mi tak bardzo). Najgorsze było analizowanie moich uczuć względem pewnego blondwłosego chłopaka, który jak na ironię losu prawie cały czas siedział koło mnie. Poprzedniego dnia po powrocie do domu słowa Eda nadal nie dawały mi spokoju, a przecież nie powiedział nic takiego szczególnego. I chociaż tego wieczoru chciałam uzyskać jakiś odpowiedzi, cała sprawa tylko jeszcze bardziej się gmatwała. Aż do czasu przyjazdu Paula, który zabrał chłopaków na dół do salonu, by tam omówić z nimi plany na najbliższy czas, zostawiając mnie i Eda samych w pokoju.
- Więc... - zaczął Sheeran. - Od dawna czujesz coś do Nialla?
- Co? Nic do niego nie czuję. To tylko... - próbowałam znaleźć dobre określenie. - Przyjaciel.
- Jesteś pewna?
- Tak. W ogóle, skąd ten pomysł, Ed? - zapytałam, lekko zirytowana. Nawet jeśli, to nie jego sprawa.
- O, włączyłaś właśnie trym obronny. Coś musi być na rzeczy, skoro tak reagujesz.
- Reaguję tak, ponieważ nic takiego nie ma.
- Podoba ci się? - zapytał Ed, przyglądając mi się uważnie.
- Niall? Niall jest... przystojnym chłopakiem, każdy ci to powie...
- Nie pytam się wszystkich tylko ciebie.
Czy podobał mi się Niall? No cóż. Był wysoki, wysportowany, nie miał tatuaży, za to miał niesamowicie piękne niebieskie oczy... Oczywiście, że mi się podobał. Od momentu, w którym zobaczyłam go po raz pierwszy.
- Tak - odpowiedziałam Edowi po chwili. - Tak, podoba mi się Niall.
- Lubisz spędzać z nim czas?
- Tak. Ale co to ma do rzeczy? Z wieloma osobami lubię spędzać czas, a chyba nie powiesz mi, że zakochałam się z nich wszystkich.
- Nie, nie powiem - powiedział lekko rozbawiony.
- Więc skąd ten pomysł.
- Widzę jak na niego patrzysz.
- Niby jak?
- Tak samo jak on patrzy na ciebie. Jest coś takiego między wami, nie nazwałbym tego miłością, ale z pewnością pewnego rodzaju przyciąganie. I twoja mina mówi mi, że wiesz o czym mówię.
- Lubię Nialla. Lubię go i lubię spędzać z nim czas. Ale nie myślę o nim w ten sposób.
Już od jakiegoś czasu (dokładnie od czasu Ladies' Night) podejrzewałam, że Niall nie jest mi do końca obojętny, jednak starałam się nie dopuszczać do siebie tej myśli. A przede wszystkim nie dać niczego po sobie poznać. Ed jednak momentalnie mnie rozgryzł.
- Jesteś pewna?
- Tak. Poza tym... moje życie uczuciowe to dość zawiły temat.
Zanim Ed zdążył na to odpowiedzieć, do pokoju wleciało całe One Direction, wyraźnie czymś poruszone. Zwłaszcza Larrym targały jakieś mocniejsze emocje. Obydwaj mieli naburmuszone miny.
- Musicie to załatwić jak najszybciej - odezwał się Liam, patrząc w moją stronę i od razu zrozumiałam o co mu chodzi. - Najlepiej dzisiaj. TERAZ.
- Li, czy nie możemy sobie tego odpuścić, przynajmniej TERAZ? - zapytałam. - Jutro też jest dzień. A raczej za dużo się do tego czasu nie zmieni.
Naprawdę nie chciałam psuć sobie tego wieczoru kolejną kłótnią z Harrym. W ciągu tego wieczora wymieniliśmy nawet kilka zdań, co uważałam za postęp, a kolejna sprzeczka mogłaby wszystko popsuć.
- Zgłodniałem - oznajmił nagle Niall.
Coś mi nie pasowało. Jeśli Horan był głodny to po prostu przypuszczał atak na lodówkę, a nie oznajmiał tego całemu światu.
- Macie coś w lodówce? - zapytał Horan.
- Coś tam się znajdzie - podłapał temat Lou, który nagle się ożywił. - Poszukajmy czegoś.
Ramię w ramię wyszli z pokoju zanim ktoś zdążył zaregować.
- O, mój telefon dzwoni - Ed zerwał się z kanapy, na której siedzieliśmy i wziął do ręki telefon, po czym przystawił go do ucha. - Halo? Cześć, Rachel...
- Idę do toalety - rzucił Zayn.
Liam podążył za nim jak cień aż do samych drzwi.
- Ty też z potrzebą, Daddy? - spytał podejrzliwie Hazza.
- Tak - powiedział Li z uśmiechem. - No wiesz...
Payne nie dokończył, tylko momentalnie wyszedł z pokoju i zatrzasnął za sobą drzwi. Zaskoczona wstałam z kanapy i chciałam ruszyć ku drzwiom, jednak Styles był szybszy. Dopadł do drzwi w momencie, w którym usłyszeliśmy przekręcanie zamka. Chłopak nacisnął klamkę i naparł na drzwi, te jednak nie ustąpiły.
- Ej, chłopaki, nie wydurniajcie się - krzyknął, próbując otworzyć drzwi. - Otwierajcie!
Hazza walnął pięścią w przeszkodę, tak jednak nie ustąpiła. Niepewnym krokiem podeszłam do drzwi i zapukałam w nie delikatnie.
- To było naprawdę śmieszne. A teraz możecie nas już wypuścić - powiedziałam głośno. - Proszę?
- Nie wyjdziecie stąd dopóki się nie pogodzicie - odpowiedział Zayn.
- Nie wygłupiajcie się. Nie możemy tego załatwić jutro rano? - jęknął Hazza.
- Nie, nie możemy. Wypuścimy was dopiero jak się pogodzicie. Możemy tak stać nawet całą noc.
Zrezygnowana, spojrzałam na Harry'ego. Minę miał równie nietęgą jak ja. Jednak założone na piersi ręce oznaczały, że będzie walczył o swoje. Tak samo jak ja.
Zapowiadała się przed nami dłuuuga noc.