-
Mam tego
dosyć!
-
powiedział
Lou,
akcentując
ostatnie
słowo
uderzeniem
talerzem
w
dno
zlewu.
Nieprzyjemny
dźwięk
i
głos
Louisa
wyrwały
mnie
z
poobudzeniowego
otępienia,
dlatego
podskoczyłam
delikatnie
gdy
talerz
wylądował
na
swoim
miejscu.
Harry,
który
siedział
naprzeciwko
mnie
nawet
się
nie
wzdrygnął.
Dalej
bez
słowa
mieszał
łyżką
w
misce
płatków,
patrząc
w
stół,
jakby
był
sam
w
pomieszczeniu.
Zachowujecie
się
jak
dzieci
-
kontynuował
Tommo,
stając
przy
stole.
Oparł
się
o
oparcie
stojącego
przed
nim
krzesła.
-
Czy
nie
lepiej
jest
to
załatwić
raz
a
porządnie?
Po
co
cały
czas
się
o
to
kłócić?
W
końcu
będziecie
musieli
znaleźć
jakieś
rozwiązanie
dla
tej
sytuacji.
Im
szybciej
tym
lepiej.
Do
tej
pory
to
Liam
występował
w
roli
naszego
mediatora,
dlatego
trochę
zdziwiło
mnie,
że
Louis
podjął
się
tego
zadania.
Przez
ostatnie
dni
starał
się
udawać,
że
nie
widzi
problemu,
a
co
za
tym
idzie,
nie
odpowiadał
się
za
żadną
ze
stron
konfliktu.
Jednak
i
jemu
nasza
„mała
sprzeczka”
wdawał
się
we
znaki.
Byłam
zmęczona
tym
wszystkim
(i
kolejną
zarwaną
nocą),
żeby
mu
odpowiedzieć.
Hazza
również
się
nie
odzywał.
-
Chyba wolałem
kiedy
się
na
siebie
darliście
-
mruknął
Lou.
-
Przynajmniej
w
jakiś
sposób
się
komunikowaliście.
Lou
miał
rację.
Następnego
dnia
po
spotkaniu
z
Paulem
próbowałam
poruszyć
z
Harrym
temat
naszego
rzekomego
związku.
Żywiłam
choć
odrobinę
nadziei,
że
chłopak
zmienił
zdanie.
Nie
mogłam
się
bardziej
mylić.
Styles
nadal
przystawał
przy
swoim,
więc
skończyło
się
na
tym,
że
oboje
krzyczeliśmy
na
siebie
przez
prawie
godzinę,
dopóki
wkurzona
jak
nigdy,
wyszłam
z
salonu
i
pomaszerowałam
na
górę
do
swojego
pokoju,
zatrzaskując
ostentacyjnie
drzwi.
Bardzo
dziewczyńsko
i
bardzo
dojrzale.
Wieczorem,
kiedy
wszystko
się
uspokoiło,
udawaliśmy,
że
poranne
zajście
nie
miało
miejsca.
Jednak
od
tego
czasu
było
tylko
gorzej.
Każda
próba
podjęcia
na
nowo
tematu
kończyła
się
tak
samo.
Krzykiem
i
kłótnią.
Po
trzech
dniach
miałam
już
tego
dosyć.
Spakowałam
swoje
rzeczy
i
byłam
gotowa,
żeby
wracać
do
domu
pierwszym
lepszym
środkiem
transportu,
nawet
autostopem,
lecz
wtedy
do
akcji
wkroczył
zaalarmowany
przez
Lou
Liam.
Przekonał
mnie,
że
wyjazd
jest
ostatnią
rzeczą,
którą
powinnam
zrobić.
Payne
zebrał
nasz
wszystkich
w
jednym
pomieszczeniu
(co
nie
było
łatwym
zadaniem,
ponieważ
unikaliśmy
się
jak
to
tylko
było
możliwe)
i
próbował
poprowadzić
coś
na
kształt
normalnej
rozmowy.
Z
początku
nawet
mu
się
to
udawało,
jednak
gdy
znów
zaczynało
się
robić
gorąco,
skapitulowaliśmy.
I
tak
wróciliśmy
do
punktu
wyjścia.
Liam
tylko
powtarzał,
że
powinniśmy
rozwiązać
ten
problem
sami.
I
to
szybko.
Louis
wpadł
na
inny
pomysł
-
zorganizował
rodzinne
śniadanko,
podczas
którego
nic
się
nie
stało.
Nie
ruszyliśmy
ani
w
jedną
ani
w
drugą.
Chłopcy
mieli
kolejny
dzień
nagrywania,
więc
zapowiadał
się
kolejny
dzień
siedzenia
w
domu.
Wstałam
od
stołu
z
planem
ponownego
położenia
się
do
łóżka.
Może
kiedy
tych
dwóch
nie
będzie
w
domu,
w
końcu
uda
mi
się
pospać.
-
Dziękuję
-
mruknęłam
pod
nosem
i
ruszyłam
ze
swoim
talerzem
do
zlewu.
Naczynie
wylądowało
na
swoim
miejscu,
a
ja
powlokłam
się
do
góry.
Moje
łóżko
przywitało
mnie
znajomym
skrzypnięciem.
Miło
było
móc
znów
się
położyć
spać.
Przykryłam
się
chłodną
pościelą
i
zamknęłam
oczy,
czekając
na
sen.
Walenie
do
drzwi.
-
Wstawaj
śpiochu!
-
Głos
Zayna
dochodził
do
mnie
zza
zamkniętych
drzwi.
A
ten
skąd
tu
się
wziął?
-
Idź
sobie
-
odkrzyknęłam
i
zakryłam
się
kołdrą
aż
na
głowę.
Fajnie,
że
wpadł,
ale
naprawdę
chciałam
się
wyspać.
Odgłos
otwieranych
drzwi
oznaczał,
że
chłopak
jednak
się
nie
poddał.
-
Ładnie
to
tak
się
wylegiwać?
-
Tak
-
odpowiedziałam.
-
O
tej
porze
normalni
ludzie,
którzy
nie
mają
nic
do
robienia
jeszcze
śpią.
-
Zmiana
planów,
mała.
Jedziesz
dzisiaj
z
nami,
więc
zbieraj
się
z
wyra.
-
Nigdzie
nie
jadę.
-
Jeszcze
się
przekonamy.
Zanim
zdążyłam
zaprotestować,
najbardziej-wkurzający-człowiek-świata-czytaj-Malik
ściągnął
ze
mnie
kołdrę.
Próbowałam
chwycić
jej
róg,
jednak
Zayn
był
szybszy.
Moje
nakrycie
wylądowało
na
podłodze,
a
ja
chłopak
stanął
tuż
nade
mną.
Z
tego
co
widziałam
miał
na
sobie
czerwoną
bluzę
z
kapturem
i…
okulary?
Pewnie
zerówki,
pomyślałam.
-
Nadal
nigdzie
się
nie
wybieram.
-
Na
potwierdzenie
swoich
słów
przytuliłam
się
do
poduszki.
-
Jeśli
nie
wstaniesz
wciągu
trzech
sekund,
wyciągnę
cię
stąd
siłą
-
zagroził
Zayn.
-
Już
to
widzę
-
mruknęłam.
-
Raz…
dwa…
Nie
reagowałam
tylko
nadal
leżałam.
-
Trzy!
Sama
tego
chciałaś.
Zayn
podszedł
do
drzwi.
Już
miałam
nadzieję,
że
wyjdzie,
on
jednak
tylko
krzyknął
:
-
NIALL!
Odgłos
szybkich
kroków
na
schodach
i
po
chwili
do
mojego
pokoju
wpadł
lekko
zdyszany
Irlandczyk.
-
Ktoś
mnie
wołał?
-
zapytał,
a
ja
odruchowo
uśmiechnęłam
się
słysząc
jego
pogodny
ton.
-
Ta
tutaj
nie
chce
wstać
z
łóżka,
a
my
za
godzinę
musimy
być
w
studiu
-
wyrzucił
z
siebie
Zayn,
mówiąc
tonem
zbitego
psiaka.
-
Zajmę
się
tym
-
odpowiedział
raźnie
Horan.
Nadal
miałam
zamknięte
oczy,
jednak
mogłam
przysiądź,
że
blondas
uśmiecha
się
od
ucha
do
ucha.
-
Na
to
właśnie
liczyłem.
Zayn
wyszedł
z
pokoju,
zostawiając
mnie
na
pastwę
blondasa,
który
zaczął
dość
delikatnie.
Łóżko
ugięło
się
pod
jego
ciężarem
i
po
chwili
leżał
koło
mnie.
Jego
twarz
znajdowała
się
na
wysokości
mojej.
-
Mary
-
zaczął
słodko.
-
Pora
wstawać.
-
Nie
-
odpowiedziałam
i
odwróciłam
się
tyłem
do
niego.
Niall
przysunął
się
jeszcze
bliżej
i
nagle
założył
mi
włosy
za
ucho.
Ten
gest
z
jego
strony
bardzo
mnie
zaskoczył.
Był…
czuły,
a
po
moim
ciele
przeszedł
przyjemny
dreszcz.
To
było
do
niego
zupełnie
niepodobne.
Przez
głowę
przeszła
mi
nieprzyjemna
myśl,
że
może
w
ten
sposób
budzi
wszystkie
dziewczyny
które
spały
w
jego
obecności…
-
No
już,
wstajemy
-
mruknął
tuż
nad
moim
uchem,
przywołując
kolejną
falę
dreszczy.
Tym
razem
tylko
pokręciłam
głową.
-
Nie
dasz
się
delikatnie?
Dobrze,
zaczniemy
inaczej
-
powiedział
i
zanim
skończył
zaczął
mnie
łaskotać.
Spięłam
wszystkie
mięśnie,
jednak
nic
to
nie
dało
i
po
chwili
skręcałam
się
ze
śmiechu
we
wszystkie
strony.
Niall
nie
przerwał
swoje
ataku,
wręcz
przeciwnie,
usiadł
mi
na
nogach
unieruchamiając
je
i
łaskotał
dalej.
A
ja
powoli
zaczęłam
tracić
oddech
ze
śmiechu.
Jeszcze nigdy Niall i ja nie znajdowaliśmy się tak blisko siebie, a
przynajmniej nie na tak długo. Z jednej strony byłam tym lekko
onieśmielona (zwłaszcza, że nadal byłam w mojej piżamie -
T-shircie i dość krótkich spodenkach - i działo się to na MOIM
ŁÓŻKU), z drugiej natomiast czułam pewien dreszczyk emocji. Było
to dla mnie zupełnie nowe odczucie, dlatego było lekko
dekoncentrujące. Niall czy nie Niall, musiałam wziąć się w
garść. Próbowałam
zrzucić
go
z
siebie,
jednak
nic
to
nie
dało.
-
Błagam!
-
udało
mi
się
bardziej
krzyknąć
niż
powiedzieć.
-
Przestań!
-
Nie
-
odpowiedział,
szczerząc
się
złośliwie.
-
Niall!
-
Wszystko
w
porządku?
-
rozległo
się
wołanie
Liama.
-
Wszystko
pod
kontrolą,
Daddy!
-
odkrzyknął
Horan.
-
Wcal…-
próbowałam
krzyknąć,
jednak
blondas
zasłonił
mi
usta
dłonią.
Wykorzystałam
ten
moment
rozproszenia
uwagi,
żeby
zrzucić
go
z
siebie
i
zaczęłam
czołgać
się
do
rogu
łóżka,
żeby
się
z
niego
ześlizgnąć.
Horan
jednak
szybko
doszedł
do
siebie,
bo
nim
zdążyłam
się
wystarczająco
oddalić,
złapał
mnie
za
stopę
i
pociągnął
w
swoją
stronę,
także
teraz
leżałam
na
brzuchu
na
środku
łóżka.
-
Ciekawe
czy
pod
stopami
też
masz
takie
łaskotki…
O
cholera.
Jeśli
chodzi
o
łaskotanie,
stopy
były
moją
piętą
achillesową
-
wystarczyło
przejechać
po
nich
palcem,
a
ja
leżałam
na
ziemi
i
zwijałam
się
ze
śmiechu.
Kiedy
byłam
młodsza,
moja
mama
często
wykorzystywała
znajomość
tego
faktu
przeciwko
mnie.
A
Niall
z
pewnością
miał
mniej
skrupułów
niż
ona.
Zanim
zdążyłam
zaprotestować
chłopak
zaczął
tortury.
Chciałam
wyrwać
stopę
z
jego
uścisku,
jednak
nic
to
nie
dało.
-
JUŻ
WSTAJĘ
-
krzyknęłam.
-
Na
pewno?
-
zapytał
podejrzliwie,
przerywając.
-
Tak,
na
pewno
-
powiedziałam,
łapiąc
oddech.
Niall
posłusznie
puścił
moją
stopę,
a
ja
momentalnie
przyjęłam
bezpieczną
pozycję,
w
której
nie
miał
szansy
już
dalej
mnie
łaskotać
-
po
prostu
usiadłam
po
turecku
i
schowałam
stopy
pod
nogami.
-
Łaskotkowy
sadysta
-
mruknęłam
pod
nosem.
-
Zawsze
do
usług
-
odpowiedział
blondas.
-
A
teraz
ruchy,
bo
musimy
zdążyć.
Minutę
później
stałam
przed
lustrem
w
łazience
i
przyglądałam
się
swojemu
odbiciu.
I
odbiciu
blondasa
opierającego
się
o
drzwi.
Niall
postanowił
mnie
przypilnować,
żebym
przypadkiem
znów
nie
położyła
się
do
łóżka.
Jakbym
rozbudzona
po
jego
łaskotkowym
ataku
i również nadal dziwnie onieśmielona jego bliskością, nadal
miała
jeszcze
jakieś
szanse
na
spanie.
Westchnęłam
cicho
i
wzięłam
się
za
mycie
zębów,
nadal
przyglądając
się
sobie
krytycznie
w
lustrze.
Moje
włosy
nie
wyglądały
tak
źle
(oprócz
tego
że
były
wielkim
stogiem
siana),
gorzej
było
z
grzywką,
jednak
ją
mogłam
spokojnie
przypiąć
do
góry
spinkami.
Najbardziej
jednak
przerażały
mnie
moje
worki
pod
oczami
i
bladość,
która
je
jeszcze
bardziej
podkreślała.
Te
kilka
godzin
snu
naprawdę
by
mi
się
przydało.
Ale
cóż.
Przepłukałam
usta
z
pozostałości
pasty
i
chwyciłam
gumkę
do
włosów
i
szczotkę.
Próba
okiełznania
moich
włosów
zakończyła
się
sukcesem.
Częściowym,
ale
zawsze.
Niall
stał
bez
słowa
w
drzwiach
łazienki,
uśmiechając
się
jak
idiota.
Minęłam
go
i
ruszyłam
do
swojego
pokoju.
Horan
towarzyszył
mi
jak
cień.
Stanęłam
przed
szafą.
I
nie
miałam
zielonego
pojęcia
co
założyć.
-
Niaaaall
-
powiedziałam
żałośnie.
Chyba
zrozumiał,
bo
stanął
koło
mnie,
jednak
po
chwili
podszedł
do
znajdującego
się
przed
nami
mebla
i
otworzył
jedno
skrzydło.
I
jak
na
Nialla
przystało,
zaczął
się
wydurniać.
-
Na
twoim
miejscu
włożyłbym
to
-
rzucił
i
wyciągnął
jedną
ze
spódniczek,
które
dostałam
od
stylistów
-
zieloną,
falbaniastą,
do
połowy
uda
-
po
czym
bez
krępacji
założył
sobie
na
głowę.
Teraz
zielone
falbanki
udawały
jego
nowe
włosy,
a
on
już
sięgał
po
kolejną
rzecz.
Wyciągnął fragment materiału, który powinno nosić się jako
mega krótką bluzkę – zasłaniała jedynie piersi (oni chyba
upadli na głowę, myśląc, że namówią mnie na włożenie tego
czegoś) i założył jako spódnicę. Szczerze mówiąc, bardziej
przypomniało to pasek niż ciuch. Na koniec wskoczył w jakieś
czarne szpilki. Jego stopy były oczywiście większe od moich, więc
zmieścił w buty tylko swoje palce. Widok był dość komiczny.
-
Poczekaj - mruknęłam i szybko sięgnęłam po telefon. - Uśmiech
proszę !
Niall
uśmiechnął się jak idiota i przybrał głupią pozę. Zrobiłam
kilka zdjęć, uśmiechając się szeroko. Blondas zdecydowanie
poprawił mi nastrój.
-
Jeśli ktokolwiek inny zobaczy te zdjęcia... - zaczął swoją
groźbę.
-
To tylko dla mnie. Będę miała co wspominać kiedy wrócę do domu
- odpowiedziałam.
-
To dobrze. A teraz na poważnie...
-
To ty tak umiesz? - wyrwało mi się. Niall skwitował to śmiechem.
-
Czasem mi się zdarzy - odpowiedział i rzucił we mnie jakimiś
ubraniami. - Za pięć minut masz być na dole, bo inaczej tu wrócę.
I tym razem nie będzie tak miło - dodał tonem amerykańskiego
twardziela.
Zasalutowałam
na znak zrozumienia, na co on wyszedł z pokoju. Odprowadziłam go
wzrokiem do drzwi. Ten człowiek miał w sobie coś takiego, że na
sam jego widok wracał mi dobry humor i chęć do życia. Jeszcze na
nikogo tak nie reagowałam, więc była to miła odmiana. Podeszłam
do łóżka i położyłam na nim wybrane przez Horana rzeczy. Biała,
luźniejsza bluzka na krótki rękaw o szerokim wycięciu lekko
odsłaniała ramiona zgrywała się idealnie z ciemnozielonymi
spodniami. Naciągnęłam na nogi trampki, wzięłam swój mały
plecak, w który upchnęłam telefon oraz jakieś drobne i byłam
gotowa do wyjścia. Kiedy schodziłam po schodach przemknęło mi
przez myśl, że to może być dobry dzień.
To
był fatalny dzień. Zostałam przywieziona to studia tylko po to, by
zostać zamknięta w jednym z pustych pomieszczeń, w którym stały
stolik z jedzeniem i maszyna z napojami. Bardzo doborowe towarzystwo.
Po pewnym czasie zaczęłam nawet z nimi gadać. Co prawda nie
otrzymałam żadnej odpowiedzi, ale miło było móc otworzyć do
kogoś usta. Nawet jeśli to bezduszna maszyna połykająca
pieniądze. Jedyną rozrywką dnia była wycieczka do toalety.
Najwyraźniej nagrywające tu gwiazdy miały wysokie wymagania,
ponieważ każda kabina była sporych rozmiarów, na ścianie miała
przywieszone odświeżacze powietrza o trzech zapachach do wyboru,
ubikacje miały samoczyszczące się siedzenia i rzadko spotykany w
takich toaletach miękki, biały papier. Lustra nad umywalkami
sięgały do sufitu i każde miało osobne oświetlenie, idealne do
nakładania makijażu. Ręce można było umyć na różne sposoby -
od mydła przez pianki do środków odkażających dla tych, którym
zależało na czasie. Jak na studio nagraniowe przystało, w
wyposażeniu łazienki znalazło się także urządzenia pozwalające
puszczać muzykę. Na ścianie, tuż przy wejściu umieszczono ekran,
za pomocą którego można było wybrać jakieś utwory lub danego
wykonawcę. Wiadomo jakiego wykonawcę ja wybrałam. Jeszcze nigdy
nie korzystałam z toalety przy dźwiękach „I Want”.
No
i oczywiście nie można było zapomnieć o prysznicu do którego
wejście znajdowało się tuż obok drzwi do części z kabinami.
Zajmował on prawie całe pomieszczenie - otoczony szklanymi
ścianami, z kilkoma natryskami i wanną umieszczoną w rogu, w
której spokojnie zmieściłby się dwumetrowy olbrzym z kompanem
podobnych gabarytów. Ale co najważniejsze - całą łazienkę można
było zamknąć od środka. Mogłam spokojnie zwiedzać całość bez
obawy, że za chwilę jakaś rozkapryszona gwiazdeczka wejdzie do
środka. Spędziłam w środku co najmniej 15 minut. Było to miłe
urozmaicenie dnia.
Kiedy
wyszłam na zewnątrz, natknęłam się na jakąś wysoką blondynkę
ubraną jedynie w pasek materiału i krótkie spodenki. Ilość
makijażu jaką miała na sobie starczyłaby dla kilku osób.
Towarzyszył jej młody mężczyzna, ubrany całkowicie na czarno. W
jednym uchu miał przeźroczystą słuchawkę. Dziewczyna zjechała
mnie wzrokiem od stóp do głów, po czym uśmiechnęła się krzywo
i weszła do łazienki. Mężczyzna ruszył za nią.
-
Nawzajem - mruknęłam pod nosem w jej stronę.
Kolejna
laska uważająca się za nie wiadomo kogo tylko dlatego, że jakaś
podrzędna stacja radiowa puściła jej piosenkę. Niechętnie
wróciłam do swojego małego więzienia. Położyłam się na
skórzanej kanapie stojącej na środku pomieszczenia i zaczęłam
wpatrywać się w sufit. Jeśli nie wyjdę stąd wciągu następnej
godziny - oszaleję. Siedziałam w tym pokoju od czterech i naprawdę
miałam już tego dosyć. Paul przyprowadził mnie tu i zakazał
wychodzić aż ktoś po mnie nie przyjdzie. Zagroził też, że
będzie sprawdzać czy grzeczna. Cóż, raz pojawił się facet z
jedzeniem na wynos, nikt poza nim. Skoro do tej pory nie zostałam
sprawdzona, wątpiłam, żeby przyszło mu to do głowy teraz to
zrobić. W takim razie moja mała wycieczka po studiu nie sprawi
nikomu problemu. Nie zastanawiając się dłużej, zebrałam się z
kanapy i wyszłam.
Znajdowałam
się na drugim piętrze. Według rozpiski zamieszczonej na ścianie
znajdowało się tu jedno duże studio, dwa mniejsze - każde
rozdzielone od pozostałych dużą ilością pokoi - wspomniana
wcześniej toaleta i pokoje podobne do tego, w którym byłam ja. Nad
każdymi drzwiami zainstalowana była lampka, a nad nią napis :
„Zajęte”. Na całym korytarzu były tylko trzy, które nie
raziły oczu czerwonym światłem. Postanowiłam zwiedzić te, które
wyglądały na wolne. Niestety, były one na drugim końcu korytarza,
dlatego musiałam bardzo cicho i ostrożnie przejść na drugą
stronę, tak aby nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi. W wielkim
skupieniu i ciszy stawiałam kolejne kroki, mijając kolekcję
platynowych płyt, wielkich plakatów, nagród, dyplomów i innych
rzeczy, które mówiły : „Patrz, jesteśmy taaaaaaaaaaaacy fajni”.
W końcu udało mi się dotrzeć do pierwszego pokoju - zwykłych
drewnianych drzwi z napisem: „Pokój nr 24”. Zapukałam
delikatnie. Kiedy nikt mi nie odpowiedział, nacisnęłam klamkę.
Drzwi ustąpiły i po chwili moim oczom ukazał się pokój
bliźniaczo podobny do tego, z którego uciekłam. Nic ciekawego.
Następne niezajęte pomieszczenie było tuż obok. „Pokój nr 25”.
Znów zapukałam i znów odpowiedziała mi cisza. Nacisnęłam klamkę
i otworzyłam drzwi. Ten pokój różnił się od poprzednich tylko
jednym szczegółem. W tym ktoś był.
Z
początku widziałam tylko zgarbioną postać o rudych włosach.
Kiedy jednak wyprostowała się, bez problemu poznałam z kim mam do
czynienia. I dlatego zaczęłam się powoli wycofywać.
-
Przepraszam - powiedziałam szybko. - Światełko się nie paliło i
nikt nie odpowiedział jak zapukałam, więc myślałam, że pokój
jest pusty. Naprawdę nie chciałam przeszkodzić. Przepraszam.
-
Nic się nie stało - odpowiedział rudzielec.
-
To ja już... - Zaczęłam zamykać drzwi, zawstydzona całą
sytuacją.
-
Nie, zaczekaj - powiedział. - Prawdę mówiąc, przydałoby mi się
trochę towarzystwa.
-
Ale...
-
Proszę, zostań.
Rzuciłam
mu zaskoczone spojrzenie i weszłam do środka, zamykając za sobą
drzwi. W tym samym czasie rudzielec wstał i podszedł do mnie.
-
Jestem Ed - przedstawił się. Jakby musiał.
-
Mary - odpowiedziałam, ściskając dłoń wyciągniętą w moją
stronę. - Bardzo miło cię poznać, Edzie Sheeranie.
-
Wzajemnie, Mary Watson – odpowiedział z uśmiechem.
Skąd...?
Pewnie musiał przeczytać ten głupi artykuł. Mój dobry humor
związany z poznaniem Eda Sheerana ulotnił się w ciągu sekundy.
-
Harry dużo o tobie opowiadał – zagaił, zapraszając ruchem ręki,
bym usiadła na kanapie.
-
Naprawdę ? - spytałam zaskoczona, siadając na wskazanym miejscu.
-
Tak. Nawet nie wiesz jaki był podekscytowany, kiedy Paul zgodził
się na twój przyjazd. Gęba mu się nie zamykała - dodał Ed,
patrząc na mnie przyjaźnie.
-
Długo się znacie z … Harrym?
-
Kilka miesięcy. Poznałem go i chłopaków tutaj, w studiu. Pomagam
im z ich nową płytą.
-
Harry nigdy mi nie wspominał, że się znacie. Prawdę mówiąc, nie
wspomina o czymkolwiek związanym z jego... pracą - żachnęłam
się.
-
Z tego co zrozumiałem, chciał ci zrobić niespodziankę -
powiedział Sheeran lekko sugerującym tonem.
No
tak. Hazza musiał mu wygadać, że jestem fanką jego muzyki.
Dlatego nadal nie wierzyłam w to, że siedziałam obok niego.
Ukradkiem uszczypnęłam się w nogę. Nie, to nie był sen. Nie
wiedziałam co odpowiedzieć, więc zrobiłam to, co w takiej
sytuacji robi każda dziewczyna - uśmiechnęłam się. Ed
odpowiedział tym samym. Siedzieliśmy tak przez chwilę w ciszy.
-
Harry opowiadał ci coś jeszcze? - zapytałam.
-
Parę rzeczy - odpowiedział tajemniczo Ed.
-
Bardzo źle?
-
Wprost przeciwnie.
-
To chyba dobrze, prawda?
-
Nawet bardzo.
Z
uczuciem ulgi przeniosła wzrok z Eda na stojący przy kanapie
stolik. Leżała na nim kartka papieru z wydrukowanym tekstem,
popisanym w niektórych miejscach długopisem leżącym obok.
-
Pracujesz nad nowym utworem? - Znalezisko bardzo mnie zaciekawiło.
-
Tak, to właśnie dla nich. Chociaż nie jest to jakiś nowy utwór.
Napisałem go, gdy miałem 15 lat.
-
I tak długo nic z nim nie zrobiłeś?
-
Nigdy nie miałem jakoś ochoty dzielić się z nim ze światem, a
potem z niego... wyrosłem. A kiedy poznałem chłopaków,
wiedziałem, że będzie dla nich idealny.
-
Dużo masz takich utworów? No wiesz, czekających na światło
dzienne?
-
Światło dzienne. Fajne wyrażenie - Ed zaśmiał się cicho i
krótko. - Parę by się znalazło.
Bardzo
mnie korciło, żeby przeczytać ten tekst. Byłam bardzo ciekawa o
czym mogła być ta piosenka, skoro Sheeran zdążył z niej
wyrosnąć.
-
Czy mogłabym...? - zapytałam niepewnie.
-
Jasne - odpowiedział i nawet podał mi kartkę.
Zaczęłam
czytać. „Twoja dłoń pasuje
do mojej, jakby była stworzona tylko dla mnie. Więc zapamiętaj
sobie, że to było nam przeznaczone...”.*
-
Wow - wydusiłam z siebie, gdy skończyłam czytać. - Ta piosenka
jest... niesamowita. To naprawdę... wow.
Zakochałam
się w tym utworze. Wystarczył mi tylko tekst. Wiedziałam, że
będzie genialna.
-
To tylko piosenka - mruknął Ed, lekko speszony.
-
Chciałabym, żeby ktoś napisał taki utwór dla mnie. I chciałabym
usłyszeć chłopaków jak to śpiewają.
-
To akurat możemy załatwić. - Sheeran przybrał konspiracyjny ton.
-
Dobra, teraz musimy przejść koło tego pokoju tak, żeby nas nie
zauważyli - powiedział Ed, wskazując drzwi, za którymi czaiło
się niebezpieczeństwo.
-
Przecież te drzwi są zamknięte - stwierdziłam oczywisty fakt.
-
Wierz mi, ci ochroniarze mają słuch lepszy od niejednego psa.
Lepiej jest zachować ostrożność.
-
Okej, rozumiem.
Dosłownie
na palcach przeszliśmy obok feralnych drzwi. Kiedy je minęliśmy,
Ed pokazał mi kciuk w górę, a ja nie mogłam się nie zaśmiać.
-
Cicho, bo jeszcze nas złapią - powiedział z udawaną paniką.
-
Przepraszam - wykrztusiłam szeptem, nadal się śmiejąc.
-
Widzisz trzecie drzwi po prawej?
-
Tak.
-
Tam musimy się dostać. Kto pierwszy? - zapytał po chwili.
Przytaknęłam. - Na trzy. Raz, dwa... - Nagle zaczął biec. - Trzy!
-
To nie fair! - krzyknęłam, ścigając go.
Sheeran
oczywiście pierwszy dopadł do drzwi, jednak jak na dżentelmena
przystało, otworzył je przede mną, gdy udało mi się do nich
dotrzeć.
-
Dziękuję - powiedziałam, wchodząc do środka.
Znalazłam
się w praktycznie pustym pomieszczeniu. Znajdowała się w nim
jedynie kolejna kanapa, znajdująca się na podwyższeniu,
naprzeciwko wielkiego okna, przez które widać było studio
nagraniowe będące za ścianą. A w studiu siedziało całe One
Direction.
-
Nie próbuj nawet machać. I tak cię nie zobaczą. To lustro
weneckie - odezwał się Ed.
-
Dobrze wiedzieć.
-
Chłopak dostali tekst i melodię dzisiaj, więc dopiero uczą się
utworu - wyjaśniał dalej. - Myślę, że będą mieli nic
przeciwko, jeśli usiądziemy i posłuchamy.
Bez
słowa usadowiłam się na kanapie i zaczęłam oglądać odgrywające
się przede mną sceny.
Zayn
i Liam siedzieli pochyleni nad tekstem, tak samo jak Harry i Louis.
Jedynie Niall siedział samotnie. No, może nie do końca, bo w ręce
trzymał swoją gitarę. Ed wcisnął jakiś przycisk i nagle byłam
wstanie słyszeć co działo się w pokoju obok. Każdy z chłopców
coś nucił, jednak nad wszystkim wybijała się gitara Horana.
Chłopak grał i śpiewał z niesamowitym skupieniem na twarzy, lecz
przy tym wydawał się... szczęśliwy. Robił coś, co kochał a to
jedynie dodawało mu niesamowitego uroku. W jego błękitnych oczach,
które robiły na mnie wrażenia za każdym razem, gdy w nie
spoglądałam i w których mogłam się zgubić, świeciły teraz z
podniecenia i radości. Za każdym razem gdy coś mu nie wychodziło
lub musiał się bardziej na czymś skupić między jego brwiami
pojawiała się jak zwykle urocza zmarszczka, która znikała już po
sekundzie. I jego śmiech. Chłopcy co jakiś czas rzucali jakiś
głupi tekst i wybuchali śmiechem. A śmiech Nialla powodował, że
ja także się uśmiechałam.
- Dobra,
zacznijmy od początku - rozległ się z głośników głos, którego
nie poznawałam
- Okej
- odpowiedział w imieniu zespołu Liam. - Gotowi, chłopcy?
Reszta
mruknęła coś w odpowiedzi i po chwili ustawili się razem, w
jednej linii. Niall zaczął grać na gitarze. Patrzyłam uważnie na
jego palce poruszające się po strunach i zasłuchiwałam się w
melodii, która spod nich wypływała. Zawsze chciałam nauczyć się
grać na gitarze, dlatego zazdrościłam każdemu, kto umiał wydobyć
z tego instrumentu choć kilka dźwięków. Byłam tak zapatrzona w
blondasa, że nawet nie zauważyłam kiedy Zayn zaczął śpiewać.
Skapnęłam się dopiero w momencie, w którym chłopak pomylił się
w tekście i reszta wybuchnęła śmiechem, jednak Niall nie przestał
grać i po chwili to Payne śpiewał już swoją partię. Siedzący
obok mnie Ed trząsł się ze śmiechu za każdym razem, gdy któryś
z chłopaków się mylił, ponieważ w niektórych momentach
wychodziły śmieszne rzeczy.
-
You still love to squeeze into your tea, though it makes no sense to
me
- zaśpiewał Harry, a ja składałam się ze śmiechu.
Stiles
wzruszył ramionami, a na jego ustach błąkał się uśmiech. „Nadal
lubisz się wciskać w swoją herbatę, choć nie ma to dla mnie
żadnego sensu”. Tak, Hazza, to nie ma sensu. I wtedy zaczął
Niall. Swoim cudownym (jak dla mnie) głosem. Jego partia miała
najbardziej emocjonalny tekst. A on śpiewał ją tak przekonująco
jak to tylko było możliwe. Coś ścisnęło mnie w gardle, kiedy
kolejne słowa wypadały z jego ust i dochodziły do nas, zamkniętych
w małym pomieszczeniu. Jeśli każdy z nich włoży w ten utwór
tyle serca, ta piosenka z pewnością stanie się hitem, a co
najważniejsze - sprawi, że wiele dziewczyn na tym świecie poczuje
się dobrze takie jakie są. Bo ja właśnie tak się czułam w tym
momencie - czułam się kochana taka jaka jestem. I to było
niesamowite uczucie.
-
Ziemia do Mary - powiedział Ed, tuż przy moim uchu czym mnie
wystraszył.
-
Obecna - odpowiedziałam, podnosząc powieki.
Chłopcy
skończyli nagrywanie i teraz bezimienny głos z głośników
ogłaszał,
że
na
dzisiaj
już
skończyli
i
następnym
razem
zobaczą
się
dopiero
za
tydzień.
I
że
do
tego
czasu
mają
poćwiczyć
utwory,
których
uczyli
się
dzisiaj.
W
końcu
mieli
choć
trochę
wolnego.
I
wtedy
właśnie
przypomniało
mi
się,
że
już
za
półtorej
tygodnia
jedziemy
do
domu.
Mojego
domu.
Przez
cały
czas
ogłoszeń
z
głośnika
patrzyłam
na
chłopców,
zwłaszcza
na
Nialla.
Nadal
byłam
oczarowana
Horanem
śpiewającym
i
grającym
na
gitarze
z
taką
pasją.
-
Idziemy? - zapytał Ed.
-
Jasne - odpowiedziałam i wstałam z wygodnej kanapy.
Sheeran
znów otworzył przede mną drzwi na korytarz. Kiedy przechodziłam
koło niego, powiedział znienacka :
-
Gdybym był dziewczyną, też bym się tak w niego wpatrywał.
Rzuciłam
mu zaskoczone spojrzenie, jednak nie zdążyłam odpowiedzieć na
zaczepkę, ponieważ One Direction również opuściło już swoje
studio i Louis pojawił się koło nas jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki.
-
Cześć, młoda - rzucił.
-
Cześć, LouLou - odparł Ed, stając za mną.
-
Już się znacie? - Tommo patrzył na nas z niedowierzaniem. - A
mieliśmy ci zrobić niespodziankę - dodał smutno.
„Wierz
mi,
sama
się
nieźle
niespodziałam”,
pomyślałam.
-
Przeznaczenie chciało inaczej. To znak od niebios.
-
Już nie bądź taki mądry, Sheeran. Jeśli dotkniesz ją choć
jednym palcem, to cię go pozbawię - ostrzegł Louis. Zgrywał się.
Chyba. - Wracamy do domu - zwrócił się do mnie.
-
W końcu! Pójdę tylko po swoje rzeczy i możemy jechać -
powiedziałam.
Z
szybkością światła pognałam do mojego więzienia, zabrałam z
niego rzeczy i wróciłam do chłopaków. Stali teraz całą grupą z
Edem i rozmawiali. Kiedy doszłam do nich, wcisnęłam się między
Liama i Nialla.
-
Gotowa do drogi - oznajmiłam wesoło. Im dalej stąd tym lepiej.
-
Miałabyś coś przeciwko, gdyby Ed i chłopaki wpadli jutro
wieczorem? - zapytał Harry.
Wow.
Pierwsze zdanie od trzech dni. Sukces. Powstrzymałam się od
komentarza, że w końcu raczył mnie zaszczycić dźwiękiem swojego
głosu, więc zrobiłam tylko lekko przesadnie słodką minę i
odpowiedziałam: - Nie, skądże.
-
Super - Louis klasnął w ręce. - W takim razie ustalone. Do
zobaczenia jutro, stary.
-
Trzymajcie się, chłopaki - Ed uśmiechnął się szeroko. - I nie
próbujcie wciskać się herbaty. Nie polecam.
Z
tymi słowami na ustach odwrócił się i ruszył w kierunku z
którego przyszłam. Spojrzał się tylko raz do tyłu. Na mnie. I
puścił mi oko, a ja przypomniałam sobie jego ostatnie słowa zanim
pojawili się chłopcy. I poczułam się, jakby ktoś mnie na czymś
przyłapał. Lubiłam Nialla. Nawet bardzo. Może za bardzo?
Wieczór
z Edem i chłopakami mijał mi bardzo szybko. Siedzieliśmy w pokoju
kinowym gadając, wygłupiając się, słuchając muzyki i zajadając
się niezdrowym żarciem. W ruch poszły tony żelek, ciastek,
chipsów i napoi gazowanych. Nawet tych procentowych. Kiedy jadłam
kolejna ciastko, obiecałam sobie że od następnego dnia przechodzę
na dietę - wodę i sucharki. Jedzenie takie jak tego wieczoru nie
wróżyło za dobrze moim i tak już zaokrąglonym kształtom. I to
nie tak, że miałam jakieś wielkie kompleksy na tym punkcie -
trochę zaokrągleń nie zaszkodzi, jednak chciałam utrzymać się w
takiej formie w jakiej byłam. Jednakże to nie było największe
zmartwienie tego wieczoru (i nawet przyjazd Paula w połowie wieczoru
nie przeszkadzał mi tak bardzo). Najgorsze było analizowanie moich
uczuć względem pewnego blondwłosego chłopaka, który jak na
ironię losu prawie cały czas siedział koło mnie. Poprzedniego
dnia po powrocie do domu słowa Eda nadal nie dawały mi spokoju, a
przecież nie powiedział nic takiego szczególnego. I chociaż tego
wieczoru chciałam uzyskać jakiś odpowiedzi, cała sprawa tylko
jeszcze bardziej się gmatwała. Aż do czasu przyjazdu Paula, który
zabrał chłopaków na dół do salonu, by tam omówić z nimi plany
na najbliższy czas, zostawiając mnie i Eda samych w pokoju.
-
Więc... - zaczął Sheeran. - Od dawna czujesz coś do Nialla?
-
Co? Nic do niego nie czuję. To tylko... - próbowałam znaleźć
dobre określenie. - Przyjaciel.
-
Jesteś pewna?
-
Tak. W ogóle, skąd ten pomysł, Ed? - zapytałam, lekko zirytowana.
Nawet jeśli, to nie jego sprawa.
-
O, włączyłaś właśnie trym obronny. Coś musi być na rzeczy,
skoro tak reagujesz.
-
Reaguję tak, ponieważ nic takiego nie ma.
-
Podoba ci się? - zapytał Ed, przyglądając mi się uważnie.
-
Niall? Niall jest... przystojnym chłopakiem, każdy ci to powie...
-
Nie pytam się wszystkich tylko ciebie.
Czy
podobał mi się Niall? No cóż. Był wysoki, wysportowany, nie miał
tatuaży, za to miał niesamowicie piękne niebieskie oczy...
Oczywiście, że mi się podobał. Od momentu, w którym zobaczyłam
go po raz pierwszy.
-
Tak - odpowiedziałam Edowi po chwili. - Tak, podoba mi się Niall.
-
Lubisz spędzać z nim czas?
-
Tak. Ale co to ma do rzeczy? Z wieloma osobami lubię spędzać czas,
a chyba nie powiesz mi, że zakochałam się z nich wszystkich.
-
Nie, nie powiem - powiedział lekko rozbawiony.
-
Więc skąd ten pomysł.
-
Widzę jak na niego patrzysz.
-
Niby jak?
-
Tak
samo
jak
on
patrzy
na
ciebie.
Jest
coś
takiego
między
wami,
nie
nazwałbym
tego
miłością,
ale
z
pewnością
pewnego
rodzaju
przyciąganie.
I
twoja
mina
mówi
mi,
że
wiesz
o
czym
mówię.
-
Lubię Nialla. Lubię go i lubię spędzać z nim czas. Ale nie myślę
o nim w ten sposób.
Już
od jakiegoś czasu (dokładnie od czasu Ladies' Night) podejrzewałam,
że Niall nie jest mi do końca obojętny, jednak starałam się nie
dopuszczać do siebie tej myśli. A przede wszystkim nie dać niczego
po sobie poznać. Ed jednak momentalnie mnie rozgryzł.
-
Jesteś pewna?
-
Tak. Poza tym... moje życie uczuciowe to dość zawiły temat.
Zanim
Ed zdążył na to odpowiedzieć, do pokoju wleciało całe One
Direction, wyraźnie czymś poruszone. Zwłaszcza Larrym targały
jakieś mocniejsze emocje. Obydwaj mieli naburmuszone miny.
-
Musicie to załatwić jak najszybciej - odezwał się Liam, patrząc
w moją stronę i od razu zrozumiałam o co mu chodzi. - Najlepiej
dzisiaj. TERAZ.
-
Li, czy nie możemy sobie tego odpuścić, przynajmniej TERAZ? -
zapytałam. - Jutro też jest dzień. A raczej za dużo się do tego
czasu nie zmieni.
Naprawdę
nie chciałam psuć sobie tego wieczoru kolejną kłótnią z Harrym.
W ciągu tego wieczora wymieniliśmy nawet kilka zdań, co uważałam
za postęp, a kolejna sprzeczka mogłaby wszystko popsuć.
-
Zgłodniałem - oznajmił nagle Niall.
Coś
mi nie pasowało. Jeśli Horan był głodny to po prostu przypuszczał
atak na lodówkę, a nie oznajmiał tego całemu światu.
-
Macie coś w lodówce? - zapytał Horan.
-
Coś tam się znajdzie - podłapał temat Lou, który nagle się
ożywił. - Poszukajmy czegoś.
Ramię
w ramię wyszli z pokoju zanim ktoś zdążył zaregować.
-
O, mój telefon dzwoni - Ed zerwał się z kanapy, na której
siedzieliśmy i wziął do ręki telefon, po czym przystawił go do
ucha. - Halo? Cześć, Rachel...
-
Idę do toalety - rzucił Zayn.
Liam
podążył za nim jak cień aż do samych drzwi.
-
Ty też z potrzebą, Daddy? - spytał podejrzliwie Hazza.
-
Tak - powiedział Li z uśmiechem. - No wiesz...
Payne
nie dokończył, tylko momentalnie wyszedł z pokoju i zatrzasnął
za sobą drzwi. Zaskoczona wstałam z kanapy i chciałam ruszyć ku
drzwiom, jednak Styles był szybszy. Dopadł do drzwi w momencie, w
którym usłyszeliśmy przekręcanie zamka. Chłopak nacisnął
klamkę i naparł na drzwi, te jednak nie ustąpiły.
-
Ej, chłopaki, nie wydurniajcie się - krzyknął, próbując
otworzyć drzwi. - Otwierajcie!
Hazza
walnął pięścią w przeszkodę, tak jednak nie ustąpiła.
Niepewnym krokiem podeszłam do drzwi i zapukałam w nie delikatnie.
-
To było naprawdę śmieszne. A teraz możecie nas już wypuścić -
powiedziałam głośno. - Proszę?
-
Nie wyjdziecie stąd dopóki się nie pogodzicie - odpowiedział
Zayn.
-
Nie wygłupiajcie się. Nie możemy tego załatwić jutro rano? -
jęknął Hazza.
-
Nie, nie możemy. Wypuścimy was dopiero jak się pogodzicie. Możemy
tak stać nawet całą noc.
Zrezygnowana,
spojrzałam na Harry'ego. Minę miał równie nietęgą jak ja.
Jednak założone na piersi ręce oznaczały, że będzie walczył o
swoje. Tak samo jak ja.
Zapowiadała
się przed nami dłuuuga noc.