Imaginy z One Direction


Imaginy i opowiadania z One Direction

23 września 2013

You and Me - Niall cz. 7

          Skończyłam. Odłączyłam prostownicę od prądu i położyłam na toaletce, żeby wystygła.
          - I jak ? - dopytywał się Styles.
          Przekrzywiłam głowę, żeby lepiej przyjrzeć się swojemu dziełu. Wyprostowane kosmyki przylegały płasko do jego głowy, sprawiając, że stawała się nieporoporcjonalna w stosunku do reszty ciała... I poza tym, wyglądał jak zmokły pies. 
          - Nie najgorzej - powiedziałam, trochę koloryzując.
          Harry postanowił sam sprawdzić jak prezentuje się w nowej fryzurze, więc podszedł do wielkiego lustra, które znajdowało się w łazience Zayna.
         
- AAAAAAAAAAA - wydarł się na cały głos. - COŚ TY MI ZROBIŁA ?!
         
Jego reakcja tak mnie rozśmieszyła, że nie byłam w stanie mu odpowiedzieć, walcząc z rozbawieniem. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wpadli Louis i Niall. Obaj mieli zdezorientowane miny.
         
- Przez te krzyki myśleliśmy, że mordujesz Hazzę - wytłumaczył Niall, uśmiechając się szeroko.
         
- Zaraz to JA zabiję JĄ - powiedział Harry przez zęby, nadal stojąc przed lustrem. - Wyglądam jak zmokła kura.
         
Louis jako pierwszy nie wytrzymał i zaczął się głośno śmiać,"ledwo utrzymując się na nogach. Nie minęła sekundach, a wraz z Niallem poszłam w jego ślady.
         
- No dzięki - sarknął Styles. - Ale z was przyjaciele - mruknął tonem naburmuszonego dzieciaka, co wywołałp kolejną falę śmiechu.
         
Nie wiem nawet kiedy, dostaliśmy głupawki. Wystarczyło tylko jedno słowo, żeby wywołać kolejny napad. Po chwili dołączył się do nas Harry i tak w czwórkę śmialiśmy się tak naprawdę z niczego. Kilka minut później mięśnie mojego brzucha zaczęły błagać o litość, więc starałam się uspokoić, jednak nie było to zbyt łatwe.
         
- Poddaje się - powiedziałam, podnosząc rękę do góry. - Przestańcie, bo zaraz nie wytrzymam.
         
- Ale co ? - zapytał Lou i zaczęło się od nowa.
          
- NIALL ! HARRY ! - rozległo się wołanie Liama.
         
Wtargnięcie Payne'a do naszej głupawki zakończyło ją na dobre, za co byłam mu wdzięczna. Z bananem na twarzy ruszyłam za wzywanymi chłopakami, którzy zbiegali już po schodach. Zejście na parter zajęło nam trochę czasu, ponieważ po drodze musieliśmy ominąć najróżniejsze przeszkody, którymi były pamiątki z poprzedniej nocy. Na ostatnim stopniu leżał jakiś trampek. Byłam pewna, że należał do Zayna.
          
Liam czekał na nas w salonie. Siedział przy stole z Danielle i Eleanor. Ta ostatnia uśmiechnęła się do mnie gdy tylko przekroczyłam próg pomieszczenia. Odpowiedziałam jej tym samym.
         
- A gdzie Harry ? - zapytał Payne, gdy dosiedliśmy się do nich.
         
Dopiero wtedy zauważyłam, że Styles nie wszedł z nami do pokoju. Za to widziałam jego sylwetkę krążącą przed drzwiami.
         
- Zaraz wracam - powiedziałam, podnosząc się z miejsca. Minęłam Louiego i Nialla, którzy siedzieli obok mnie i wyszłam z pokoju.
         
Harry chodził po korytarzu w tę i z powrotem, patrząc pod stopy, natomiast ręce miał założone za głowę.
         
- Hej, co jest ? - zapytałam, podchodząc do niego. - Nie idziesz ?
         
- Co jest ? - powtórzył, stając gwałtownie. - Wyglądam jak idiota i nie mam zamiaru pokazywać się im wszystkim w takim stanie.
         
- Wierz mi, widzieli cię w gorszym, przynajmniej Payne - powiedziałam.
         
Chłopak skrzyżował dłonie na piersi i nic nie odpowiedział, ale jego mina mówiła wszystko. Nie miał najmniejszego zamiaru wejść do salonu.
         
- No chodźże - powiedziałam, chwytając go za skrzyżowane ręce.
         
- Nie - odpowiedział, niewzruszony.
         
- Proszę - powiedziałam, pociągając go delikatnie w stronę salonu.
         
Harry był jednak zbyt silny i nie przesunęłam go nawet o milimetr. Spróbowałam jeszcze raz, tym razem mocniej, jednak efekt był taki sam jak poprzednio. Lekko wkurzona, spojrzałam na chłopaka, który teraz uśmiechał się złośliwie.
         
- Nie bawię się tak - mruknęłam pod nosem.
          
Styles skwitował moje słowa uniesieniem brwi, co mnie trochę wkurzyło. Poprawiłam uścisk na rękach chłopaka i zaczęłam ciągnąć go z całej siły. Zacisnęłam zęby i odepchnęłam się stopami od podłogi. Hazza zrobił kilka kroków przód, lecz po chwili zaparł się nogami i znów staliśmy w miejscu. Spróbowałam kolejny raz.
          - Rusz... ten... swój... kościsty... tyłek ! - powiedziałam, siłując się z nim po każdym słowie.
          Wtedy byłam już porządnie wkurzona. Przysunęłam się bliżej Harry'ego i uwiesiłam się z całej siły na jego rękach, modląc się w duchu, żeby Hazza mnie nie puścił. Efekt był taki, że oboje wylądowaliśmy na podłodze. Styles na górze, a ja pod spodem, przygnieciona jego ciężarem.          

          - Em... - odezwałam się po chwili. - ... mógłbyś ze mnie zejść ?                  
          Odpowiedziała mi cisza, ale twrz Harry'ego znajdowała się zaledwie centymetry od mojej, więc widziałam zaciesz, który się na niej pojawił.          
          - Harry ?           
          Nic. Właśnie w tym momencie doceniłam wartość jaką są młodsi bracia. A zwłaszcza młodsi bracia, którzy uczą się sztuk walki. W domu, po zajęciach byłam prywatnym trenerem moich dwóch starszych potworów, więc nauczyłam się od nich niektórych chwytów. Na przykład tego jak poradzić sobie w takiej sytuacji. Przypomniałam sobie krok po kroku co trzeba zrobić i po chwili byłam gotowa. Przesunęłam nogę na wierzch, poprawiłam uścisk i sekundę później to ja znajdowałam się na górze, a zaskoczony Harry leżał na plecach, przyciśnięty do podłogi. Wykorzystując jego zdezorientowanie, szybko stanęłam na nogach. Chwyciłam stopę Hazzy i zaczęłam go ciągnąć po podłodze, co nie było zbyt łatwe, ponieważ chłopak ważył swoje i starał się zatrzymać łapiąc się wszystkiego co znajdowało się po drodze.          
          - Może mi ktoś pomóc ?! - krzyknęłam w stronę salonu.          
          - Idziemy, młoda - odpowiedział mi głos Lou. Chłopak pojawił się z Payne'em. - Co jest, Hazza ? - zapytał wesoło, stając koło mnie.          
          - Mogę ? - Liam uśmiechnął się do mnie i wziął ode mnie nogę przyjaciela.          
          Louis z uśmiechem chwycił drugą stopę Harry'ego i we dwójkę zaczęli ciągnąć go do salonu. Szłam tuż za nimi, uważając żeby nie nadepnąć na włosy przyjaciela.           
          - Zostawcie mnie ! - wydarł się Styles, dławiąc się ze śmiechu. - No już !          
          - Słyszałeś coś, Liam ? - zapytał Tommo.          
          - Nie. A ty, Mary ? - zwrócił się do mnie Payne.          
          - Nic a nic - odpowiedziałam. Oni byli niemożliwi.          
          - Tylko nie przez, AŁA, próg ! - Harry został brutalnie wciągnięty do salonu i posadzony na kanapie obok Eleanor. Nie był zbyt szczęśliwy. Usiadłam koło niego.          
          - Wszystko ok ? - zapytałam z troską.
          Jasne, było zabawnie, ale też niebezpiecznie, zwłaszcza przy przeciąganiu przez próg. Harry zrobił minę zbitego psa i wtulił się we mnie, udając, że płacze. Zaśmiałam się cicho i pogłaskałam go po ulizanej czuprynie.          
          - No już, już - powiedziałam, nie przerywając głaskania. Styles wymruczał coś niezrozumiałego w moją koszulkę i "rozpłakał" się na nowo.          
          - Nasze biedactwo - Eleanor przyłączyła się do pocieszania Haary'ego.          
          - Ej, a ja to co ? - oburzył się Louis. - Musiałem go tu przytargać !           
          - Wiem, bohaterze - El nachyliła się i cmoknęła go w usta, ponad stołem.          
          - A co ze mną ? - zapytał Liam. W odpowiedzi, siedzący obok Tomlinson z zamachem pocałował go w policzek. Payne skrzywił się teatralnie i odsunął od Lou, co wywołało kolejną salwę śmiechu.          
          - Li, możesz w końcu powiedzieć o co chodzi ? - Harry skończył swoją histerię i teraz leżał na kanapie z podkurczonymi nogami i głową na moich kolanach. - Za 15... a właściwie 5 minut przyjedzie Olga z ekipą sprzątającą. Mają później jakieś przyjęcie do ogarnięcia, więc muszą tu sprzątnąć w dość szybkim tempie. Dlatego nam propozycję, żebyśmy im tu nie przeszkadzali, tylko zjedli coś na mieście.          
          - Mam wyjść do ludzi z takimi włosami ?! - wykrzyknął Styles. - Nie ma mowy ! Spojrzałam zrezygnowana na przyjaciela. To będzie ciekawy dzień.          
          Kilkanaście minut później, siedziałam z Harrym na tylnym siedzeniu, a na głowoe miałam szarą czapkę, łudząco podobną do tej, którą Styles zakrył swoje włosy. To było takie duchowe wsparcie, żeby jako jedyny nie musiał siedzieć w czapie. Naszym kierowcą został Louis, a oprócz niego jechała z nami jeszcze Eleanor. Droga do pizzerii minęła nam na rozmowie i wygłupach Harry'ego. Na miejscu, czekali już na nas żayn z Perrie, którzy złożyli wcześniej zamówienie, żebyśmy nie musieli czekać zbyt długo za pizzami. Gdy weszliśmy do ogrodu, gdzie znajdował się największy stolik w całej restauracji, uśmiechali się do nas znad 5 wielkich pizz. Wraz z Eleanor podeszłam do stolika, natomiast chłopcy zostali obskoczeni przez fanki. Po chwili doszła do nas Danielle, która miała małe problemy z przedostaniem się przez niewielki tłum, który się zebrał wokół 4/5 One Direction. Byłam pewna, że zanim odzyskamy chłopaków, minie trohę czasu.

***

          Siedziałam na kanapie w salonie Larry'ego. W naszym salonie, jak to zwykle mnie poprawiali. Siedziałam i rozkoszowałam się panującą naokoło ciszą. Kiedy Liam, Danielle, Zayn, Perrie, Niall, Eleanor i odwożący ją do domu Louis zniknęli, a Harry zaszył się w łazience, zapanował zbawienny spokój. Pewnie, lubiłam spędzać z nimi czas, jednak od tego ciągłego hałasu zaczynała boleć mnie głowa. To trochę jak z zepsutą lampą w klasie. Niby przyzwyczaiłaś się do tego brzęczenia, jednak gdy ktoś ją wyłączy, przychodzi wszechogarniająca ulga dla uszu i mózgu. Myślałam, że mając trzech młodszych braci będę na to w jakimś sensie odporna, lecz 9 nastolatków to już wyższa szkoła jazdy.          
          Zamknęłam oczy, odchyliłam się na oparcie i prawdopodobnie zasnęłabym tam, gdyby nie krople zimnej wody, które nagle zaczęły kapać na moją twarz. Zaskoczona, zerwałam się na nogi, żeby zobaczyć Harry'ego zwijającego się ze śmiechu. Styles miał mokre włosy, które na nowo zaczęły zwijać się w loczki.
          - Masz szczęście, że nie mam siły nawet na to, żeby się na ciebie wkurzyć - powiedziałam, opadając z powrotem na kanapę. Harry usiadł koło mnie i zamknął oczy. Poszłam w jego ślady i trwaliśmy w zupełnej ciszy.
          - Aż tak bardzo cię ten chłopak wymęczył ? - zapytał Styles po jakimś czasie, nawiązując do naszej rozmowy nad pizzami. Ja i mój wyimaginowany chłopak.
          Zaczęłam macać na ślepo w poszukiwanie poduszki. W końcu trafiłam na jedną. Nadal nie otwierając oczu, ścisnęłam jej koniec i uderzyłam obok siebie. Ciche "ał" utwierdziło mnie w przekonaniu, że trafiłam w cel.
          - Wariat - uśmiechnęłam się pod nosem.
          - I kto to mówi ? - Poczułam jak poduszka, którą rzucił Hazza przecina powietrze centymetry od mojego nosa i upada.
          - Pudło ! - krzyknął Louis, stojąc tuż za nami.
          - Aaaa ! - Harry wydarł się nad moim uchem i zerwał się z kanapy.
          - Czy wyście ogłupieli ? - powiedziałam, zakrywając uszy, w których zaczęło mi dzwonić. Larry roześmiali się i obsiedli mnie z obydwu stron.
          - Nie martw się, młoda. Przez najbliższe dni będziesz miała nas z głowy - powiedział Louis powiedział poważnie.
         - Dlaczego ? - spytałam, zaskoczona.
         - Od jutra zaczynamy nagrania do drugiego albumu, a za dwa tygodnie jest dodatkowy koncert w Arenie O2 - wytłumaczył mi Harry.
         - Czyli przez najbliższe dwa tygodnie siedzę sama w domu ?
         - Nie do końca. Jutro cały dzień spędzisz z Harrym, bo nagrywać będziemy tylko ja i Zayn, a reszta jutro. Rzadko kiedy siedzimy całą piątką razem w studiu nagrywając. Głównie to jeden nagrywa, a reszta się wydurnia - dodał z uśmiechem Lou.
          - To dlaczego chcecie zostać w domu ? To nie na sensu, mogę posiedzieć s...- nie dokończyłam, bo Harry zakrył mi usta dłonią.
          - Ich - Hazza wskazał na Louiego - to ja mam 24/7, więc dla odmiany chciałbym spędzić trochę czasu z tobą.
          Nie odpowiedziałam, tylko uwolniłam swoje usta z dłoni Styles i przytuliłam przyjaciela, a wzruszenie ścisnęło moje gardło. Niby nie powiedział nic takiego ważnego, ale dla mnie te słowa znaczyły bardzo wiele. Harry pogłaskał mnie po plecach.
          - Hej, chyba nie płaczesz ? - zapytał rozbawiony.
          - Nie - odpowiedziałam, chociaż łzy cisnęły mi się do oczu.
          - No wiesz co, Harry ! - Louis zaczął mówić tym swoim dziwnym tonem, który pojawiał się zawsze, gdy Tommo zaczynał się wydurniać. - Jak możesz ?! A co z moimi uczuciami ?! Jak mogłeś ?!
          Chciałam się zaśmiać, jednak zamiast tego ziewnęłam. Ten dzień naprawdę mnie wymęczył.
          - To wy się pokłóćcie, a ja idę spać - powiedziałam, wstając.
          - Dobranoc, śpij dobrze - Harry posłał mi całusa w powietrzu.
          - Karaluchy do poduchy, młoda.
          - Powodzenia jutro, Louis - rzuciłam, wychodząc z pokoju.
          Gdy wlekłam się po schodach na górę, słyszałam jak chłopcy nadal się wydurniają. Ledwo kontaktując, wzięłam prysznic, przebrałam się w pidżamę i  wślizgnęłam pod kołdrę. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
           
***

          Książka, którą czytałam tak bardzo mnie wciągnęła, że potrzebowałam dobrej chwili, aby uświadomić sobie, że to właśnie mój telefon dzwoni od minuty. Zerwałam się z fotela i podbiegłam do niego, odbierając połączenie w ostatniej chwili.
          - Halo ? - nie zdążyłam nawet sprawdzić kto dzwonił.
          - Mary ? - Głos Harry'ego ledwo przebijał się przez chaos panujący w tle. - Paul chce, żebyś przyjechała do studia.
          - Teraz ?
          - Tak. Nie wiem o co chodzi, prosił tylko, żeby cię tu jak najszybciej ściągnąć. - Hałas za Harrym momentalnie ustał, przez co jego ostatnie słowo zabrzmiało nienaturalnie głośno.
          - Ok. W takim razie wytłumacz mi jak mam dojechać do studia - powiedziałam, podchodząc z telefonem do biurka w poszukiwaniu kartki i długopisu.
          - Tommo może cię podrzucić, on wie gdzie jechać. - Mówisz o Tommo, który godzinę temu z moim błogosławieństwem pojechał do El ? - rzuciłam, próbując wyłowić długopis z dna torby. - Mam cię - mruknęłam pod nosem triumfalnie, gdy w końcu moje palce zacisnęły się na zimnym plastiku.
          - Kurde...
          - Hazza ? - zapytałam po chwili zupełnej ciszy.
          - Może Liam zdążyłby po ciebie podjechać ?
          - Po prostu powiedz mi jak dojechać, dam sobie radę.
          - No nie wiem, Londyn to duże miasto.
          - A ja jestem dużą dziewczynką. Och, daj spokój. Jak się zgubię to spytam ludzi o drogę - powiedziałam.
          Styles był zdecydowanie nadopiekuńczy i chociaż uważałam to za urocze, czasami wdawało się we znaki. Usłyszałam westchnięcie po drugiej stronie słuchawki.
          - Masz coś do pisania ?

          Przeszywające spojrzenie. Właśnie to poczułam, jadąc miejskim autobusem w stronę centrum. Siedząca kilka miejsc przede mną dziewczyna lustrowała mnie wzrokiem od stóp do głów. Było to dość dziwne, biorąc pod uwagę, że przyglądała mi się bardzo otwarcie. Nie odwróciła wzroku nawet gdy nasze spojrzenia się spotkały, tylko spokojnie wróciła do oglądania szarej czapki, którą miałam na głowie jako część kamuflażu przed tłumem fanek chłopaków, czekających pod domem. Za to ja poczułam się bardzo niezręcznie. Starałam się nie spoglądać na tę dziewczynę, lecz co chwilę mój wzrok odnajdywał ją. Przez ponad 10 minut patrzyła na mnie bez przerwy, a ja nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Co chwilę poprawiałam włosy, przekładałam nogi z lewej na prawą i na odwrót oraz sprawdzałam godzinę na telefonie. Z ulgą powitałam swój przystanek, na którym szybko ewakułowałam się na zewnątrz. Jednak dziwne uczucie mnie nie opuściło, wręcz przeciwinie, miałam wrażenie, że ludzie, których mijałam na ulicy, również zatrzymują na mnie wzrok dłużej niż zazwyczaj. Zrzuciłam to wszystko na moją bujną wyobraźnię. Za dużo czasu spędzałam z chłopakami przez co przyzwyczaiłam się do zainteresowania, które wzbudali i teraz po prostu każde spojrzenie jest dla mnie przejawem zainteresowania. Przynajmniej tak to sobie tłumaczyłam.
          Z autobusum musiałam przesiąść się na metro, więc prosto z przystanku ruszyłam do najbliższej stacji. Od urodzenia mieszkałam w Holmes Chapel, gdzie wszystko toczyło się spokojnie, swoim rytmem. Nawet ruch uliczny. Dlatego wielki i zatłoczony Londyn budził we mnie pewien lęk. Zwłasz tłum w którym się poruszałam. Każdy szedł przed siebie, nie zwracając uwagi na innych ludzi, więc dostawałam z łocki i barków przy każdym kroku. Zaczęłam powoli żałować, że nie uległam propozycji Harry'ego, gdy nagle zauważyłam biało-czerwony znak metra. Z uśmiechem na ustach wręcz podbiegłam do wejścia i zeszłam po schodach w dół. Z niegasnącym entuzjazmem kupiłam bilet i przeszłam przez bramki. Niestety, na stacji przystanek miało kilka stacji, więc trochę czasu zajęło mi znalezienie dobrego zejścia, lecz w końcu znalazłam się na dobrym peronie. Tablica informacyjna głosiła, że do przyjazdu metra zostały 3 minuty, więc oparłam się wygodnie o ścianę (w miejscu, gdzie nie była wybrudzona sprayem lub wymiocinami). Oprócz mnie, czekało jeszcze kilka osób, w tym dwie dziewczyny, które przez cały czas szeptały między sobą, chichocząc co chwilę. One również zaczęły mi się przypatrywać. Spojrzałam w przeciwną stronę i zaczęłam czytać hasła reklamowe na bilbordach po przeciwnej stronie.
           Nagle poczułam, że ktoś stoi bardzo blisko mnie. Będąca za mną osoba praktycznie chuchała na mój kark, co nie było zbyt przyjemne. Odwróciłam się i spojrzałam na nastolatki znajdujące tylko metr ode mnie. Uśmiechnęłam się do nich, a one odpowiedziały tym samym, jednak nie odezwały się.
          - Mogę wam jakoś pomóc ? - zapytałam uprzejmie. Gdy tylko się odezwałam, dziewczyny zachichotały i uśmiechnęły się jeszcze szerzej.
          - Czy... mogłabyś dać nam swój autograf ? - zapytała jedna z nich, wyciągając w moim kierunku kartkę z długopisem.
          - Chyba mnie z kimś pomyliłyście - odpowiedziałam z uśmiechem.
          - Jesteś Mary Watson, przyjaciółka Harry'ego, prawda ? - odezwała się druga. Spojrzałam na nią zaskoczona. Nie wiem co mnie bardziej przerażało. To, że poznała mnie i skojarzyła z Harrym czy to, że wiedziała jak się nazywam. Gdzie te dziewczyny znajdowały takie rzeczy ?!
          - Tak - odpowiedziałam.
          - I to właśnie o ciebie nam chodzi.
         - Podpiszesz ? - zapytała pierwsza, znów podsuwając mi kartkę.
         - Nie obraźcie się, ale nie dam wam autografu.
         - Ale dlaczego ? - przerwała mi druga.
         - Ponieważ nie zrobiłam nic takiego, za co zasługiwałabym na takie zainteresowanie, oprócz tego, że przyjaźnię się z Harrym. Naprawdę chcecie autograf od kogoś takiego ?         
         Zapanowała sekundowa cisza, podczas której dziewczyny patrzyły na mnie z niedowierzaniem.
         - To może chociaż zdjęcie ? - zaproponowała jedna.
         Poddałam się z cichym westchnięciem.
         - Pewnie - odpowiedziałam z uśmiechem.
         Ta, która spytała, wyciągnęła z torebki telefon, po czym stanęłam między nimi. Dziewczyna wyciągnęła przed siebie rękę, gotowa do robienia zdjęć. Wykrzesałam z siebie odrobinę entuzjazmu i na mojej twarzy zakwitł uśmiech.
          - Smile ! - powiedziała dziewczyna i nacisnęła przycisk zdjęcia.
          Telefon wydał z siebie charakterystyczne kliknięcie/
          - Dzięki wielkie ! - dziewczyny rzuciły mi się na szyję i tylko cudem nie wylądowałam na podłodze.
          - Nie ma za co - odpowiedziała, gdy już mnie puściły.
         Z ulgą usłyszałam jak metro wjeżdża na stację i już po chwili pojazd stał spokojnie na torach.
         - Do zobaczenia ! - rzuciłam szybko i pobiegłam w stronę najbliższego wagonu.
         Drzwi otworzyły się i z jego wnętrza wydostała się grupa ludzi, dla których ten przystanek był końcowy. Przeczekałam spokojnie aż ostatnia osoba opuściła wagon i dopiero wtedy weszłam do środka. Rozejrzałam się w poszukiwaniach wolnego miejsca, jednak nie znalazłam ani jednego. Wszystkie siedzenia były pozajmowane, a kilka osób stało, trzymając się poręczy, co czekało również mnie. Przeszłam na tył wagonu, gdzie było trochę luźniej. Niestety, nie grzeszyłam wzrostem (165 cm to nie tak dużo), więc musiałam stanąć na palach, żeby dosięgnąć górnej poręczy, modląc się w duchu, żeby nie polecieć do przodu, gdy metro będzie hamowało. Na razie pociąg ruszył, dlatego odrzuciło mnie odrobinę do tyłu. W ostatniej chwili złapałam równowagę i stanęłam z powrotem na swoim miejscu. Droga mijała mi dalej bez większych atrakcji do momentu, w którym nie poczułam, że ktoś kładzie rękę na moim ramieniu.
          - Kochana, nie powinnaś się przemęczać w takim stanie - usłyszałam głos przemiłej starszej pani, która stała teraz tuż za mną.
          Jej słowa bardzo mnie zaskoczyły. Byłam przekonana, że spódnica, którą miałam na sobie dość dobrze zakrywała plastry na moich kolanach, jednak kobiecie i tak udało jej się je wypatrzyć.
         - To nic takiego - odrzekłam uprzejmym tonem.
         - Jak to nic takiego ?! - oburzyła się. - Nie wolno ci się przemęczać ! Już, siadaj, bez gadania !
         - Dobrze - odpowiedziałam, lekko speszona. - Dziękuję pani bardzo.
         - Nie ma za co, kochana - powiedziała z uśmiechem.
         Gdy tylko zobaczyłam nazwę przystanku, na którym miałam wysiąść, szybko zerwałam się z miejsca i ruszyłam do najbliższych drzwi. Chwilę później byłam już na stacji i szłam w kierunku wyjścia. Ten dzień z minut na minutę robił się coraz bardziej dziwny, a ja z minuty na minutę czułam się coraz bardziej nieswojo. A poruszanie się w wielkim tłumie nie bardzo pomagało zwalczyć to uczucie. Co chwilę ktoś trącał mnie ramieniem lub nadeptywał. Lecz ja nie byłam lepsza. Prawdopodobnie przyłożyłam komuś z łokcia, jednak nie sprawdzałam, ponieważ było mi zbyt głupio. Jedno uderzenie poczułam szczególnie mocno. Idąca z naprzeciwka dziewczyna akurat obracała się w momencie, gdy przechodziłam obok niej i przez to porządnie walnęła w moje ramię. Byłam pewna, że zostanie mi po tym siniak.
         Wyjście z metra na ulicę było jak zbawienie. Światłość i powiew świeżego powietrza przyniosły mi niesamowitą ulgę. Ruszyłam drogą, którą wytłumaczył mi Harry. Styles prowadził mnie po charakterystycznych budynkach, pomnikach i innych rzeczach, przez co praktycznie przez cały czas szłam wyciągając szyję do góry i patrząc wszędzie, tylko nie przed siebie.
         - Gratulacje ! - Wśród gwaru ulicy wybił się dziewczęcy krzyk.
        "To się nazywa entuzjazm", pomyślałam, uśmiechając się pod nosem.
        Nie musiałam sprawdzać adresu, by wiedzieć, że dotarłam do budynku studia nagraniowego. Wystarczyło spojrzeć na grupę dziewczyn, koczującą pod bramą wjazdową. Niektóre z nich trzymały transparenty z napisami "Kocham Cię, Liam" albo "...Louis" albo "...Niall" albo "...Zayn" albo "...Harry", natomiast jednak trzymała nad głową karton "Mam dla ciebie marchewkę, Lou!" Wszystko fajnie, tylko jak miałam się dostać do studia ?! Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Harry'ego. Odebrał po pierwszym sygnale. Pewnie musiał czatować przy aparacie.
        - Halo ?
        - Hej, jak mam teraz wejść do środka ? - zapytałam.
        - Już tutaj jesteś ?
        - Tak, stoję obok waszego fanclubu.
        - Świetnie. Widzisz ten czerwony samochód zaparkowany  niedaleko.
        Rozejrzałam się, szukając wskazanego auta.
        - Z flagą na dachu ?
        - Tak. W takim razie, wsiądź do niego.
        - Mam do niego wsiąść ? - powtórzyłam, zaskoczona.
        - Tak.

        Nie wiem jakim cudem kierowcy samochodu udało się wjechać na teren studia bez rozjechania po drodze ani jednej fanki, bowiem w pewnym momencie dziewczyny przylgnęły do samochodu robiąc zdjęcia przyciemnianym szybom samochodu. Gdy tylko wysiadłam z auta Alfred (bo tak miał na imię kierowca) zaprowadził mnie do tylnego wejścia i oddał pod opiekę Hazzy.
        - Choć, Paul już czeka - powiedział Harry.
        - Cześć, ciebie też miło widzieć - odpowiedziałam z przekąsem.
       Mój przyjaciel w odpowiedzi chwycił mnie za dłoń i pociągnął w głąb korytarza. Minęliśmy kilka par drzwi, kiedy Hazza gwałtownie stanął przed jednymi i zapukał.
       - Proszę ! - rozległo się.
       Chłopak niepewnie otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka. Weszliśmy do wielkiego pomieszczenia, gdzie za pokaźnych rozmiarów biurkiem siedział Paul. Na ścianach wokół niego znajdowały się złote lub platynowe płyty, dyplomy i zdjęcia jakieś starszego mężczyzny w towarzystwie  różnych celebrytów. Ozdoby na ścianach jak i wyposażenie miały pokazać, że właściciel tego pokoju z pewnością jest człowiekiem sukcesu.
       - O, już jesteście. Doskonale - Paul odłożył czytaną gazetę na bok i spojrzał na nas uważnie. - Siadajcie - wskazał na stojące po drugiej stronie stołu krzesła.
       Zajęłam swoje miejsce, a moje wnętrzności zwinęły się w supeł. Mina menedżera nie była zbyt pogodna, co nie wróżyło nic dobrego. Harry musiał mieć podobne odczucia, ponieważ również miał stres wypisany na twarzy.
       - Mary - zwrócił się do mnie po chwili Paul. - Mam do ciebie jedno, ważne pytanie. Oczywiście, mógłbym spytać Harry'ego, ale wolałbym usłyszeć to od ciebie.
       Mężczyzna wstał ze swojego fotela i podszedł do nas, po czym przysiadł na skraju biurka, na przeciwko mnie, a ja powoli dostawałam zawału serca. Paul przeszył mnie wzrokiem od góry do dołu i westchnął, jakby czekało go zaraz coś nieprzyjemnego.
       - Spytam tylko raz i oczekuję szczerej odpowiedzi - zaznaczył. - Rozumiemy się ?
       Przytaknęłam. Trwaliśmy w zupełnej ciszy, aż w końcu odezwał się.
       - Czy jesteś w ciąży z Harrym ?


Tess powraca. Może nie w wielkim stylu, ale zawsze. Do przeczytania w krótce :)