Imaginy z One Direction


Imaginy i opowiadania z One Direction

17 marca 2015

UWAGA, UWAGA!!

      Niestety stało się. Muszę zawiesić One Week Challenge na najbliższe dwa dni, ponieważ dopadła mnie złośliwość rzeczy martwych :( Mój router (tuszę, iż tak się pisze to słowo) się popsuł i dopiero jutro panowie z serwisu przyjadą z nowym, dlatego jestem odcięta od netu :( A opary mojego pakietu w telefonie starczą jedynie na napisanie tej informacji.
      Jednakże, nie poddaję się i spróbuję wstawić kolejną część jutro - niech żyje ogólnodostępny Internet w szkołach!! Dlatego bądźcie na bieżąco z blogiem, ponieważ możecie się miło zaskoczyć ;)
       Sama jestem bardzo zawiedziona tą sytuacją i złośliwością rzeczy martwych, ale nie ma co się załamywać, trzeba iść do przodu!!
       
       Do zobaczenia! (Jutro, mam nadzieję).
        Tess Lune

16 marca 2015

#4. Liam - cz. 4

~Liam~
Kiedy wróciłem do hotelu, było już po dwunastej, lecz to nie powstrzymało Zayna od rozgoszczenia się w moim pokoju. Smród dymu papierosowego doleciał do mnie gdy tylko wszedłem do pomieszczenia. Malik pojawił się sekundę później, wchodząc przez wejście na balkon.
- No proszę, proszę - powiedział na mój widok. - O której to się wraca, Kopciuszku? - zapytał z szerokim uśmiechem.
- A ty nie masz przypadkiem swojego pokoju? - zapytałem, ignorując jego pytanie.
- Teoretycznie. Praktycznie Harry zamknął się w nim jak tylko wrócił ze spotkania z tą całą laską, z którą spędził cały dzień i tworzy. Próbowałem dostać się do środka, ale zostałem wyrzucony, bo naruszam jego „twórczą strefę” - żachnął się. - Więc wychodzi na to, że dzisiejszej nocy śpisz ze mną. - Zayn poruszył sugestywnie brwiami. - Biorę lewą stronę łóżka.
Jak na potwierdzenie jego słów, doleciał do nas przytłumiony głos Harry’ego, który „darł się”: I don’t care what people say when we’re togheter!.
Jęknąłem w duchu. Kiedy Stylesa nachodziło natchnienie, potrafił pisać przez całą noc. A to oznaczało, że Zayn wylądował u mnie w pokoju, ponieważ z pewnością Niall i Louis nie przyjęliby go do siebie. Malik prawdopodobnie wyciągnął podobne wnioski, bo bezceremonialnie rzucił się na moje łóżko i rozwalił na nim, zajmując prawie całą jego powierzchnię.
- I jak tam było? - zapytał po chwili.
- Chyba dobrze - odpowiedziałem, ściągając jednocześnie buty, które później wylądowały na swoim miejscu przy drzwiach.
- O nie, nie, nie - Malik zaprotestował i podniósł się do pozycji siedzącej, opierając się o ramę łóżka. - Jest albo „dobrze” albo „niedobrze”. Żadnego „chyba” - powiedział, kręcąc głową.
- Mnie się podobało. Nie wiem jak z [T.I.] - odparłem, siadając na drugim końcu łóżka.
- Jak na tak mądrego gościa, jakim jesteś, czasami gadasz takie głupoty jakbyś był idiotą - rzucił Zayn, patrząc na mnie z politowaniem. - Spędziliście razem kilka godzin, zabrałeś ją w swoje ulubione miejsce i do tego zorganizowałeś kawę z jej ulubionej kawiarni. Musiałaby być kretynką, żeby jej się nie spodobało.
- Malik! - obruszyłem się. Zayn należał do najbardziej szczerych osób jakie znałem, jednak czasami był aż za szczery.
- No co, taka prawda. - Chłopak wzruszył ramionami. - Dotarłeś z nią do pierwszej bazy?
Nie odpowiedziałem, tylko posłałem mu spojrzenie, które spokojnie mogło zabijać.
- To jedyne normalne pytanie, jakie przyszło mi do głowy, więc uszanuj ten fakt i odpowiedz na nie.
- Nie - wymamrotałem pod nosem.
- Co?! - Niedowierzanie w jego głosie było już wystarczająco wyraźne, nie musiał go podkreślać głośnością swojej wypowiedzi.
- Nie byłem pewien czy ona też tego chce. A nie chciałem robić nic, co by sprawiło, że poczułaby się niekomfortowo - wytłumaczyłem szybko.
- Cofam to, co powiedziałem wcześniej - odrzekł Malik, podnosząc obydwie dłonie do góry. - Stary, ty jesteś skończonym idiotą. Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego jaki ogromny błąd popełniłeś?!
- Błąd? - Może nie byłem tak doświadczony w sprawach randkowania jak on, ale biorąc pod uwagę moje poprzednie związki sądziłem, że dość dobrze znałem się na sprawach damsko-męskich.
- Tak. Błąd. I to tak wielki jak dystans stąd do pieprzonego Marsa i z powrotem - powiedział Malik, gestykulując przy tym gwałtownie. - Spędzasz z dziewczyną kilka godzin - zaczął wyliczać na palcach. - Oddajesz własne ciuchy, żeby ją ogrzać. - Dopiero słysząc jego słowa uświadomiłem sobie, że mój sweter pozostał w posiadaniu [T.I.]. - Dobra decyzja, bo ten sweter był okropny, tak przy okazji. A patrząc na stan tej koszulki to trochę się poprzytulaliście. Na koniec, jak na dżentelmena przystało z pewnością odprowadziłeś ją pod same drzwi. I co? I zostawiłeś bez pocałunku! Wiesz jak ona mogła się poczuć?! To trochę jakbyś jej powiedział, no spoko spoko, fajnie fajnie, ale jednak to nie to. I ona teraz będzie biedna zachodzić w głowę co było tego powodem, a znając dziewczyny to z pewnością stwierdzi, że nie była dla ciebie wystarczająca. I zamiast czekać na ciebie aż wrócimy z powrotem do Anglii, uzna Cię za zamknięty rozdział i ruszy do przodu. A tego byśmy nie chcieli, prawda?
- Nie - odparłem.
Czy Zayn miał rację? Czy [T.I.] naprawdę poczułaby się odrzucona przez to, że nie pocałowałem jej na do widzenia? W końcu obiecałem jej, że odezwę się do niej jak tylko wrócimy. I wydawało mi się, że ona była zadowolona z tej obietnicy. Po raz pierwszy w życiu miałem taki mętlik w głowie. Im dłużej zastanawiałem się na słowami Malika, stawałem się tym bardziej niepewny swoich decyzji. Co nie było zbyt pomocne.
- W takim razie, co mam zrobić w tej sytuacji? - zapytałem Zayna.
- Jak to co? Bierz dupę w troki i zasuwaj do niej póki jeszcze nie śpi.

~Oczami [T.I.]~
Nie mogłam zasnąć. Leżałam na plecach, wpatrując się w sufit. Winą za to obarczałam Lily, która wymknęła się przez okno w naszym pokoju, żeby porozmawiać z Joshem, swoim obecnym chłopakiem na jakiś bardzo ważny temat. A przynajmniej to odpowiedziała na moje pytanie gdzie wybiera się w sobotę o północy, używając balkonu naszego pokoju. I komu jak komu, ale Lily wierzyłam bezgranicznie. Poza tym, miałam przeczucie czego, albo raczej kogo będzie ta rozmowa dotyczyć. Drugim winowajcą mojej niemożności spania był Liam Payne, który siedział w mojej głowie odkąd tylko odjechał pick-upem spod mojego domu. O, ironio! Jego oczy, śmiech i uśmiech zajmowały moje myśli i pojawiały się pod moimi powiekami za każdym razem gdy zamknęłam oczy. No cudowanie po prostu.
Byłam na początku liczenia skaczących owieczek o oczach Liama, gdy usłyszałam dziwny hałas. Z początku zignorowałam stukanie niewiadomego pochodzenia, jednak gdy odgłos ten powtórzył się jeszcze trzy razy postanowiłam odszukać jego źródło. Znalezienie go zajęło mi kilka sekund - stało w ogrodzie za naszym domem, ubrane w skórzaną kurtkę i rzucało kamienie w okno mojego pokoju. I chyba mnie zauważyło, bo po chwili kamyki przestały uderzać szturmem w nasze okno, a ono niepewnie do mnie pomachało.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Gdyby nie przenikliwy chłód, który poczułam od rozszczelnionego okna, mogłabym przysiąc, że to był tylko sen. To jednak działo się naprawdę. Nie namyślając się długo, porwałam z krzesełka sweter Liama i narzuciłam do na siebie, z zamiarem późniejszego oddania go właścicielowi, po czym wyszłam na balkon.
Payne stał tuż pod nim.
- Czyżbyś wrócił się po swój sweter? - zapytałam, stając tuż przy barierce.
- W pewnym sensie - odparł Liam, uśmiechając się. - Jest jakiś sposób, żeby się dostać do Ciebie, o Julio?
- Jedynie kratka od kwiatów po lewej stronie, Romeo - odpowiedziałam.
- Ktoś już wchodził tam do ciebie w taki sposób?
- Lily często używa drzwi balkonowych żeby wyjść z domu zamiast frontowych.
I chociaż nigdy nic sobie nie zrobiła poruszając się w ten sposób, teraz z lekkim niepokojem patrzyłam jak Liam stara się zrobić to samo. Moje serce uspokoiło się w momencie, gdy jego stopy dotknęły płytek balkonowych.
- Niezła robota, Romeo. Poczekaj pięć sekund, to w nagrodę dostaniesz swój sweter, tylko znajdę coś innego do założenia - powiedziałam. Nie bardzo uśmiechało mi się stanie na balkonie w samej pidżamie.
- Mam trochę inny pomysł jakby mogła wyglądać tak nagroda - odpowiedział Liam.
Dwa kroki później Payne stał obok mnie i zanim zdążyłam zorientować się w tym, co się dzieje, przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Pocałował. A ja zamarłam, nie mając pojęcia co robić. Jego ciepłe, miękkie usta dotykały moich, a ja nie wiedziałam jak się zachować. Liam wyczuł moją reakcję, be sekundę później przerwał to, co robił i spojrzał na mnie ze strachem w oczach.
- Przepraszam, ja… - zaczął się tłumaczyć. - Ja nie chciałem się narzucać, ale tak dobrze bawiliśmy się na randce i ja… Myślałem, że właśnie tego chciałabyś po takim dniu. Jeśli cię uraziłem albo za bardzo się narzuciłem, to przepraszam. - Wyrzucał z siebie słowa z prędkością światła.
- Nie o to chodzi - przerwałam mu w pewnym momencie. - Byłoby to idealne zakończenie dla tego dnia - kontynuowałam, czując jak czerwienię się coraz bardziej na samą myśl o tym, co zaraz mam powiedzieć. - A zareagowałam w taki sposób dlatego, że… jeszcze…
To było trudniejsze niż myślałam. Przejmujący strach o to, co on teraz sobie o mnie pomyśli ogarnął mną i ścisnął gardło. „Liam nie należy do takich gości”, odezwał się głosik w mojej głowie. „Po prostu mu powiedz”. Odchrząknęłam, żeby dodać sobie trochę odwagi i na jednym wydechy wyrzuciłam z siebie:
- Po prostu jeszcze nikt wcześniej mnie nie pocałował. Nigdy.
- Nig… Czyli, że to był twój pierwszy pocałunek? - Liam patrzył na mnie z lekkim niedowierzaniem. - Nie miałem pojęcia, gdybym wiedział zrobiłbym to zupełnie inaczej. Albo wcale bym tego nie zrobił, bo to przecież dość ważnym moment w życiu i nie koniecznie chce się go przeżywać z daną osob…
Nie wytrzymałam i po prostu chwyciłam go za bluzkę, za którą przyciągnęłam go do siebie. I tym razem to ja złączyłam nasze usta. Nie miałam pojęcia co robię, ale robiący sobie wyrzuty Liam sprawił, że się przełamałam. Był tak kochany i uroczy, a przy tym niepewny samego siebie jak to tylko było możliwe. I chciałam mu pokazać, że był tą osobą, z którą chciałabym przeżyć swój pierwszy pocałunek.
Payne chyba zrozumiał przekaz, bo rozluźnił się, po czym położył swoje dłonie na moich policzkach i zaczął poruszać swoimi ustami. Próbowałam pójść w jego ślady i po kilku nieudanych próbach, podczas których myślałam, że zaraz zacznę płonąć ze wstydu, w końcu udało mi się złapać z nim wspólny rytm. I wtedy właśnie wyłączyłam myślenie. Przestałam zastanawiać się nad tym co powinnam zrobić i po prostu dałam się ponieść chwili i emocjom, a przede wszystkim instynktowi. Moje dłonie puściły jego koszulkę i wędrując po materiale skórzanej kurtki leżącej na jego ramionach, w końcu znalazły drogę do włosów Payne’a podczas gdy jego ręce znalazły się na moim pasie. Pozwoliłam sobie na zatracenie się w tej chwili. Czułam ciepło jego ust na swoich, czułam ciepło bijące z moich zaróżowionych policzków, czułam siłę z jaką trzymał mnie przy sobie. I podobało mi się to.
W końcu jednak zaczęło nam powoli brakować powietrza. A przynajmniej mnie, ponieważ nie miałam jeszcze takie wprawy. Co ja gadam, nie miałam żadnej wprawy. Przerwałam pocałunek, jednak od razu wtuliłam się w Liama, chcąc mu pokazać w ten sposób, że zrobiłam to dlatego, że musiałam. Payne zrozumiał o co mi chodziło, ponieważ delikatnie pogłaskał mnie po plecach. Pozwolił też mojemu przyśpieszonemu oddechowi dość do normy zanim się odezwał.
- Wszystko w porządku? - zapytał, a w jego głosie słychać była nutkę rozbawienia.
Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy.

- W jak najlepszym - odpowiedziałam.  

Wiem, wiem trochę krótko, ale obiecuję Wam, że jutro pojawi się następna i ostatnia część, którą będzie trochę (no może trochę więcej niż trochę) dłuższa. Ponieważ życie nie jest tak proste jak się wydaje ;) 
One Week Challenge, dzień 3. 
Do zobaczenia jutro! 

Edit: Za minutę północ, udało się!! :D

15 marca 2015

#6. - Harry

Imagin ten powstał już jakiś czas temu, gdy dzień i noc słuchałam "Stay With Me". Nie jest to może wielkie dzieło, ale mam do niego wielki sentyment, dlatego postanowiłam mimo wszystko go tu umieścić. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.   

Obudziłam się. Promienie słońca padały prosto na moją twarz, rażąc nadal zamknięte oczy. Jęknęłam cicho i naciągnęłam kołdrę na głowę. Po czym przekręciłam się na drugą stronę łóżka. Dopiero po sekundzie zdałam sobie sprawę, że powinnam spaść na podłogę, ponieważ moje łóżko było jednoosobowe - wygodne, ale z ograniczoną możliwością ruchów. Zaskoczona, otworzyłam oczy i wystawiłam głowę spod kołdry.
          Znajdowałam się w pokoju, który widziałam po raz pierwszy w życiu. Był niewielkich rozmiarów, a znajdowało się z nim jedynie łóżko, z szafkami nocnymi po obu stronach, pojedyncze krzesło, lustro wepchnięte w jeden z kątów i dywan na skraju podłogi niezajmowanej przez łóżko. Skąd ja się tu wzięłam?! Poczułam napływ paniki. Próbowałam przypomnieć sobie co działo się poprzedniego dnia. Pamiętałam Lucy, moją kuzynkę, która za wszelką cenę chciała wyciągnąć mnie na imprezę do jakiegoś szpanerskiego klubu. Pamiętałam ze po pewnym czasie jej się to udało. Pamiętałam jak wciskałam się w małą czarną - użytą tego wieczoru po raz pierwszy od momentu zakupu - i w czarne... trampki. Pamiętałam jej strój składający się ze skórzanej miniówki, święcącego topu i wysokich szpilek. Pamiętałam jej dezaprobatę dla minimalizmu mojego makijażu i stwierdzenie, że "z takim podejściem zostanę wieczną singielką". Pamiętałam drogę do klubu, wejście do środka. Migoczące światła, głośna muzyka, tłumy ludzi. Pamiętałam pierwszego drinka. Drugiego też. Pamiętałam wysoką postać o zielonych oczach, z delikatnymi dłońmi, które mocno trzymały mnie w pasie, gdy tańczyliśmy. Pamiętałam pocałunki, coraz bardziej zachłanne, coraz bardziej namiętne. Pocałunki, które najwyraźniej zaprowadziły nas tutaj, co o dziwo też pamiętałam. Mój urywany oddech, gdy wspinaliśmy się po schodach. Moje drżące od nadmiaru emocji palce mocujące się z guzikami jego koszuli. Jego sprawne dłonie pozbawiające mnie sukienki...I to, co działo się później.
         Oznaczało to, że nie byłam aż tak bardzo pijana. Może lekko wstawiona. Jednak nigdy nie sądziłam, że stracę dziewictwo w taki sposób. Na imprezie, z nowo poznanym mężczyzną. W końcu nie było to nic strasznego, przynajmniej w mniemaniu moich znajomych. Większość z nich zrobiła to samo, gdy byli o wiele młodsi. Ja miałam przecież dwadzieścia lat. "Najwyższy czas", skwitowaliby z uśmiechem. Jednak zawsze wdawało mi się, że jestem inna niż oni. Zawsze wyobrażałam sobie to w zupełnie inny sposób - że zrobię to z kimś, kogo kocham. A przynajmniej, że nie będzie to jednonocna przygoda. Najdziwniejsze jednak było to, że nie czułam się z tym źle. Spodziewałam się jakiś wyrzutów sumienia i poczucia winy, które mogłabym zagłuszyć tekstem: "Za dużo wypiłam, zdarza się". Nie upiłam się, nawet nie miałam kaca. A mimo to, czułam się... szczęśliwa. Po prostu szczęśliwa. No i może lekko obolała.
          Dopiero głośne nucenie, które dobiegało zza zamkniętych drzwi uświadomiło mi, że nie jestem sama w pokoju. Zdążyłam podnieść się do pozycji siedzącej, gdy drzwi otworzyły się a do środka wszedł... Harry Styles. Cholera jasna.
          - O, zobaczcie kto się obudził - zagaił wesoło, zamykając za sobą drzwi do łazienki.
          Harry Styles był moją jednorazową przygodą. Uszczypnęłam się w nogę, sprawdzając czy może nadal nie śnie. Ból, który poczułam uświadomił mi, że to rzeczywistość. Teraz ten Harry Styles lub ktoś bardzo do niego podobny stał przede mną praktycznie nagi, przepasany w biodrach jasnym, hotelowym ręcznikiem. Po jego umięśnionym i wytatuowanym torsie płynęły kropelki wody, spadające z nadal mokrych włosów. Moja pamięć podsunęła mi wspomnienie twardości jego wyćwiczonych mięśni pod moimi palcami, gdy niespiesznie poznawałam każdy centymetr jego ciała poprzedniej nocy. Na moich polikach zakwitły rumieńce, gdy próbowałam odsunąć siebie napływające obrazy naszych wyczynów.
          - Dzień dobry, [T.I.] - powiedział z szerokim uśmiechem, siadając na skraju łóżka.
          - Znasz moje imię - stwierdziłam z ulgą. - To dobrze. Przynajmniej przespałam się z kimś, kto wie jak się nazywam...
          - Wiem o wiele więcej, jeśli pamiętasz. Przeprowadziłaś ze mną niezłe przesłuchanie jeszcze tam, w klubie - odpowiedział spokojnie.
          Rzeczywiście. Moja pamięć podsunęła mi kolejne wspomnienie. Harry i ja siedzący przy stoliku. Rozmawialiśmy praktycznie o wszystkim.
          - Tak, pamiętam - odpowiedziałam, siląc się na uśmiech.
           Przez chwilę siedzieliśmy w niezręcznej ciszy, aż podjęłam w duchu decyzję. Skoro to jednorazowa przygoda, to czas się zbierać. Opatuliłam się kołdrą i wstałam. "Po co to ukrywanie się za kołdrą? On i tak widział się już nago", podsunął głosik w mojej głowie. Tu nie chodziło o niego tylko o mój komfort psychiczny.
          - Słuchaj - zaczęłam, lokalizując swoje rzeczy na podłodze, także nie musiałam na niego patrzeć. - Wiem, że to, co teraz powiem zabrzmi jak totalna hipokryzja, ale... - Wzięłam głębszy oddech, żeby zebrać myśli. - Nie jestem osobą, która bawi się w jednonocne przygody. I po prostu... chciałam, żebyś o tym wiedział - dodałam ciszej, podnosząc z podłogi moje majtki. O, ironio!
           - Nie martw się, [T.I.], jestem tego doskonale świadom. Wytłumaczyliśmy sobie to wszystko wczoraj wieczorem. Jesteśmy tylko dwójką dorosłych ludzi...
           - ... świadomych swoich czynów - dokończyłam zdanie, które usłyszałam od niego poprzedniego wieczoru.
           - Dokładnie - podsumował wesoło.
           Udało mi się zlokalizować stanik tuż pod jego spodniami, jednak nadal nie mogłam odszukać sukienki.
            - Nie pamiętasz może co stało się z moją sukienką? - zapytałam, podnosząc swój wzrok na jego twarz.
            - Oddałem ją do prania. Gdy wychodziliśmy...
          - ... jakiś debil wylał na mnie piwo.
          - Więc pomyślałem, że miło będzie ci włożyć ją czystą, a nieśmierdzącą chmielem. Powinna wrócić za jakieś dwie godziny.
          - To bardzo miłe z twojej strony, ale nie mam teraz w czym wrócić do domu - odpowiedziałam z lekką paniką w głosie. - Lucy... - No tak, wysłałam jej smsa, że wrócę dopiero następnego dnia. Musiała przeżyć niezły szok czytając go.
           - Wiem jak mniej więcej wyglądają takie sytuacje, ponieważ w przeciwieństwie do ciebie znalazłem się w niej nie pierwszy raz. Uciekanie w środku nocy albo zaraz nad ranem, jakieś niedorzeczne pożegnania na karteczkach... Naprawdę, nie musimy trzymać się schematu, w którym uciekasz jak najszybciej, dla zasady. Co powiesz na porządne śniadanie? Spaliliśmy trochę kalorii ostatniej nocy - dodał z zadziornym uśmiechem.
          - Brzmi... całkiem nieźle - odpowiedziałam szczerze. W jego spojrzeniu było coś takiego, co wręcz krzyczało: „Zostań!!"
          - To zróbmy tak: ty weźmiesz teraz w zarządzanie łazienkę, a ja wezmę się za śniadanie.
           Jak Harry postanowił, tak zrobiliśmy. Weszłam do łazienki, która była o połowę mniejsza od pokoju. Było w niej miejsce na toaletę, umywalkę i prysznic z brodzikiem. Całość jednak również urządzona skromnie, ale elegancko. Widać było, że to nie pierwszy lepszy hotel. Zrzuciłam z siebie kołdrę, która wylądowała bezszelestnie na podłodze i weszłam pod prysznic. Letnia woda rozbudziła mnie do końca. Strumienie spływały po moim ciele, zmywając ze mnie trud poprzedniej nocy i kojąc nerwy. Gdy wyszłam spod prysznica i owinęłam się w ręcznik, czułam się czysta i odprężona. Moje odbicie w niewielkim lustrze nad umywalką prezentowało mnie trochę inaczej. Mój wczorajszy makijaż spłynął wraz z wodą z prysznica i teraz na moich policzkach widniały czarne smugi, a pod oczami widać było sińce po krótkiej nocy. Szybko pozbyłam się resztek tuszu do rzęs i eyelinera, jednak nic nie mogłam zrobić z workami pod oczami. Trudno. Wytarłam się szybko, odnajdując na swoim ciele kilka siniaków, których się nie spodziewałam. Ubrałam się w swoją bieliznę... No właśnie. I co dalej? Nie bardzo miałam ochotę paradować w takim stroju przed Harrym Stylesem. Podeszłam do drzwi i uchyliłam je lekko, na tyle, że byłam w stanie wystawić głowę przez szparę.
           Zanim zdążyłam coś powiedzieć, Harry pojawił się przy mnie, trzymając w rękach jakiś materiał.
           - Proszę - powiedział, podając mi go. - Pomyślałem, że przyda ci się jakieś nakrycie.
           - Dzięki - odpowiedziałam, odbierając podarunek.
           Nagle zza pleców Harry'ego wyszła starsza kobieta, którą widziałam po raz pierwszy w życiu. Miała na sobie niebieski uniform, więc z pewnością pracowała w tym hotelu. Jednak to nie sama jej obecność wzbudziła mój niepokój. To jej spojrzenie, nie tyle oceniające to pełne wyrzutu. Nie rozumiałam jej reakcji. Pewnie nie raz spotykała się z taką sytuacją. Więc skąd wzięło się jej oburzenie?
           - To Olga - wytłumaczył Harry, widząc zdziwienie malujące się na mojej twarzy. - Poprosiłem, żeby zmieniła pościel na świeżą.
           No tak. Byłam pewna, że gdzieś na prześcieradle widniał dowód mojej straty. To w jakiś sensie usprawiedliwiało oburzenie kobiety. Z drugiej strony, to moje życie i moja decyzja.
           - Przy drzwiach stoi Kevin - kontynuował, odsuwając się tak, że byłam w stanie zobaczyć postawnego mężczyznę w garniturze ze słuchawką w uchu. - Zespołowy bodyguard.
           Mężczyzna uniósł do góry dłoń, a ja odpowiedziałam tym samym.
           - Błagam powiedz, że zaraz zaczniesz śpiewać "I will always love you" - powiedziałam, hamując śmiech.
           - If I should stay... - zanucił Harry z szerokim uśmiechem.
           W międzyczasie Olga skończyła sprzątać pokój i wyszła ze swoim wózkiem, a za nią ruszył Kevin. Poszłam w ich ślady i schowałam się w łazience. Pięć minut później wyszłam z niej ubrana w białą koszulę Harry'ego, która sięgała mi do połowy uda. Rozpuściłam też wilgotne po prysznicu włosy, które spływały teraz falą aż do końca łopatek. Harry również zdążył się ubrać, jednak tylko w spodnie, skoro ja ukradłam mu koszulę.
          - Pasuje ci - ocenił Styles, gdy podeszłam do łóżka.
          - W takim razie zachowam ją sobie - odpowiedziałam z uśmiechem.
           - Na co masz ochotę?
           - Cokolwiek - odpowiedziałam, domyślając się, że chodziło mu o śniadanie.
           "I może na powtórkę z wczoraj", pomyślałam pół żartem pół serio.
            Jak na zawołanie, rozległo się ciche pukanie, po którym otworzyły się drzwi i do środka wjechał wózek z jedzeniem prowadzony przez młodego chłopaka, który podjechał nim do łóżka, po czym szybko wyszedł. Nieodzownie towarzyszył mu Kevin, który z bliska wyglądał na jeszcze większego.
           - Bon appetit - powiedział Harry zanim rzuciliśmy się na jedzenie.
           Okazało się, że One Direction zatrzymało się w mieście na krótką przerwę między koncertami. Tak, to naprawdę był Harry Stylesem, który nawet pokazał mi swój dowód. Tak czy inaczej, zespół ruszał w trasę dopiero pod wieczór, więc te kilka godzin wolnego czasu, które mu zostały Harry postanowił spędzie zamknięty w swoim pokoju hotelowym wraz ze mną. Przez cały czas rozmawialiśmy, wygłupialiśmy się już po prostu leżeliśmy w ciszy na łóżku. Kiedy moja sukienka przyszła z prania, Styles doskoczył do niej pierwszy i powiesił na lustrze zanim zdążyłam zareagować i nie chciał mnie wypuścić z pokoju. Prawdę mówiąc ja również nie chciałam tak wcześnie wychodzić. Zebrałam się do tego dopiero wieczorem, godzinę przed wyjazdem zespołu. Przebrałam się szybko w sukienkę, nawet nie zwracając uwagi na Stylesa, który przypomniał mi o swojej obecności gwiżdżąc na mnie, gdy przez ułamek sekundy byłam w samej bieliźnie. Mogłabym zrobić to samo za każdym razem, gdy patrzyłam na jego klatę.
            - Jesteś pewna, że musisz już iść? - zapytał, gdy stanęłam gotowa przy drzwiach.
           - Spytał facet, który za godzinę rusza w trasę koncertową? - odpowiedziałam z lekkim zaskoczeniem.
           - Przekaz zrozumiany - odparł z rozbrajającym uśmiechem.
           - Dziękuję - powiedziałam kładąc dłoń na klamce. - Za śniadanie, sukienkę...
           - Ja również dziękuję - odpowiedział Harry przysuwając się bliżej do mnie, także teraz staliśmy twarzą w twarz. - Za wczoraj. I za to, że zostałaś dzisiaj rano.
            - Cała przyjemność po mojej stronie.
            Harry pochylił się nade mną (był wyższy prawie o głowę) złożył na moich ustach całusa, który zamiast w szybkiego buziaka zmienił się w namiętny pocałunek. Styles natarł na moje wargi gwałtownie i zdecydowanie, przyciągając mnie do siebie, tak blisko jak to było możliwe. Jego dłonie, z początku trzymające mnie mocno w pasie zaczęły znów na nowo poznawać na tyle na ile pozwalała im sukienka. A każdy dotyk jego palców rozpalał mnie coraz bardziej. Nie pozostawałam mu dłużna i wplotłam dłonie w burzę loków na jego głowie, przyciągając go jeszcze bliżej. Odpowiadałam na jego pocałunek z taką samą żarliwością jaką czułam od niego, zdając sobie sprawę z tego, że widzimy się po raz ostatni. To było jednak coś więcej niż pożegnanie. To był akt desperacji dwojga ludzi, którzy chcieli choć na chwilę zapomnieć o samotności i cieszyć się chwilą. Dlatego też poprzedniego dnia skończyliśmy tak jak skończyliśmy. I dlatego zostałam. Przez kilka godzin mogliśmy chociaż poudawać, że nie jesteśmy sami. Że mamy kogoś tylko dla nas. Kogoś, dla kogo jesteśmy ważni. Ale to było tylko złudzenie. Kilka minut iluzji szczęścia, które dobiegło końca. Jakby czytając mi w myślach, Harry odsunął się ode mnie, zostawiając z ogniem pożądania płynącym w żyłach. Po wyrazie jego twarzy widziałam, że jest w podobnym stanie. Świadomość, że potrafię wzbudzić w kimś takie emocje była ... przyjemna.
           - Nie zapomniałaś czegoś?
           - Nie, mam wszystko - odpowiedziałam siląc się na normalny ton.
           - Na pewno? - Drążył dalej.
           Jedyną rzeczą, którą miałam ze sobą była torebka, przewieszona teraz przez moje ramię. Wtedy mój wzrok padł na koszulę. Skoro już ją zaklepałam, mogłam ją wziąć, prawda? Bez słowa podeszłam do łóżka i zabrałam z niego koszulę.
           - Teraz mam już wszystko - powiedziałam zaczepnie.
           Harry skwitował to uniesieniem brwi, jednak nic nie powiedział.
           - Harry, ruszamy za 20 minut. Bądź gotowy za 15 - usłyszałam męski głos dochodzący zza drzwi.
            - Okej, będę! - odkrzyknął Styles.
            - To chyba znak, że już na mnie czas - powiedziałam. - Cześć, Harry.
           W odpowiedzi uniósł do góry dłoń i pomachał do mnie. Posłałam mu tylko jeszcze jeden uśmiech i wyszłam na korytarz. Nie zdążyłam dojść do klatki schodowej, gdy usłyszałam odgłos otwieranych drzwi, a po chwili ktoś chwycił mnie za ramiona i odwrócił w swoim kierunku. Tym razem nasz pocałunek był krótszy, pożegnalny.
           - Zapomniałem o jednej sprawie - powiedział skruszonym tonem. - Czy mogłabyś... zachować wszystko co się tutaj działo dla siebie?
          - Oczywiście - odpowiedziałam.
          Powinnam czuć się urażona jego brakiem zaufania, jednak rozumiałam go doskonale. Poza tym, nie miałam ochoty chwalić się tą historią z kimkolwiek.
           Harry pogłaskał mnie delikatnie po policzku i odszedł bez słowa. A ja nadal stałam tam, z zamkniętymi oczami, zapisując w swojej pamięci każdy szczegół z nim związany. Jego twarz, jego włosy, jego tatuaże, jego zielone oczy patrzące na mnie spod kurtyny czarnych rzęs. Jego delikatny uśmiech i dźwięk jego śmiechu. Nie chciałam pominąć najmniejszego detalu. Przywołałam wspomnienie zapachu jego ciała, gdy leżał obok mnie. Dotyku jego palców na mojej nagiej skórze. Tego ognia, który we mnie rozpalał. I tęsknoty za nim, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że już nigdy go nie zobaczę.
      
          Od mojego spotkania z Harrym minęło kilka tygodni. Powoli wróciłam do mojej szarej, samotnej rzeczywistości i jedynie wisząca u mnie w szafie koszula przypominała mi, że to, co wydarzyło się nie było tylko snem. Lecz mimo to, nie mogłam sobie pozwolić na wspominanie tego zbyt często, ponieważ za każdym razem, gdy to robiłam czułam się jeszcze bardziej zdołowana i samotna niż normalnie. Dlatego, jak przystało na samotną i zdołowaną młodą kobietę, siedziałam sama pod stertą koców i czytałam książkę w sobotni wieczór, zamiast szaleć z Lucy i jej paczką znajomych. Aż z transu książki wyrwał mnie telefon.
          - Halo? - Odebrałam nawet nie patrząc na wyświetlacz.
          - Dobry wieczór, [T.I.] - Wybełkotał ktoś po drugiej strony.
          - Dobry wieczór tajemniczy rozmówco - odpowiedziałam i szybko sprawdziłam wyświetlacz. Nieznany numer.
          - Nie pamiętasz mnie?  - bełkotał dalej. - Moje serce krwawi. Chociaż po jednej nocy można było się tego spodziewać...
          - Harry? - zapytałam, zaskoczona.
          - A jednak mnie pamiętasz - zawołał uradowany. A przynajmniej tak mi się zadawało, ponieważ całą swoją uwagę musiałam skupić na rozszyfrowaniu jego bełkotu. - Nawet nie wiesz jak mi ulżyło!
           - Harry, czy coś się stało? - Odłożyłam książkę na bok i zaczęłam wygrzebywać się spod koców. Jego telefon bardzo mnie zaskoczył.
            - Podoba mi się jak wymawiasz moje imię. Tak fajnie przeciągasz "r" - kontynuował jak gdyby nigdy nic.
           - Czy coś się stało? - powtórzyłam pytanie.
           - Nope. Wylądowałem tylko w tym samym miejscu, co sześć tygodni temu i zacząłem myśleć o tobie. Głupie, co? Zwłaszcza, że...
          - Zwłaszcza, że co?
          - Ale co, kochanie?
          - Nic takiego, Harry.
          - Czy już ci mówiłem, że podoba mi się jak wymawiasz moje imię? - zapytał, bełkocząc coraz bardziej.
          - Tak, mówiłeś. Wszystko w porządku?
          - Nie - odpowiedział. - Nic nie jest w porządku - Jego głos załamał się na ostatnim słowie. - Chciałbym... Chciałbym żebyś była przy mnie. Teraz. Zawsze - powiedział, a jego słowa wbijały się w moje serce jak nóż.
          - Mam do ciebie przyjechać? - zapytałam cicho.
          - Jeśli chcesz - odpowiedział i rozłączył się.
          Chciałam. Nie, musiałam go zobaczyć. Dlatego pół godziny później byłam już ponownie w hotelu. Kierowana instynktem poszłam do pokoju, w którym obudziłam się w pewien niedzielny poranek. Kiedy jednak otworzyłam drzwi, zastałam pusty pokój. A przynajmniej tak mi się wydawało dopóki nie dojrzałam burzy loków chowających się za łóżkiem. Zamknęłam za sobą drzwi i ruszyłam w jego kierunku.
          Harry siedział rozwalony na podłodze, opierając się o łóżko. Koło niego leżały puste butelki po piwie, a on z całą pewnością był pijany.
          - Przyszłaś! Myślałem, że mnie nie lubisz - powiedział, a przynajmniej tak zrozumiałam.
          - Gdybym cię nie lubiła, nie zostałabym wtedy - odpowiedziałam, siadając na przeciwko niego.
          - Wiesz, to tak cholernie boli - powiedział żałośnie.
          - Co takiego?
          - Bycie samotnym. Ktoś by pomyślał, że mam dziewczyn na pęczki, ale prawda jest taka, że większość leci tylko na kasę i sławę. A ciężko jest czasami odkryć która taka jest. Dlatego myślałem, że takie jednorazowe przygody będą dobrym rozwiązanie. Jednak gdy budziłem się rano w pustym łóżku, było jeszcze gorzej. Tak bardzo chciałem mieć kogoś dla siebie. Kogoś, kto się o mnie troszczy i o kogo ja mogę się troszczyć. Kogoś do przytulenia, do chronienia przed światem. Kogoś, z kim mógłbym porozmawiać o wszystkim i o niczym. Kogoś, kto mnie rozumie. I wtedy pojawiłaś się ty. Jako jedyna zostałaś i dałaś mi się poznać lepiej. Dałaś mi tę chwilę szczęścia - powiedział, podnosząc się do góry, także siedzieliśmy teraz twarzą w twarz. Jego dłoń chwyciła moją, ściskając mocno za palce. - I ja.... nie wiem, czy to, co czuję do ciebie to miłość, zauroczenie czy może po prostu sympatia... Naprawdę nie wiem, ale chciałbym, żebyś była częścią mojego życia...
           Nie wiem, czy Harry oczekiwał jakiejś odpowiedzi, ale nie byłam w stanie wydobyć z siebie słowa, ponieważ ze wzruszenia ściskało mnie w gardle. Styles chyba chciał, żebym coś powiedziała, ponieważ po chwili ciszy wymruczał coś pod nosem i zaczął wstawać. Udało mu się podnieść, ale zaczął się chwiać. Udało mi się go złapać w ostatniej chwili.
          - Może powinniśmy cię położyć - powiedziałam.
          Harry wybełkotał coś w odpowiedzi, jednak bez protestów pozwolił mi się zaprowadzić do łóżka. Kiedy tylko go na nim posadziłam, opadł na kołdrę. Po dwudziestu minutach szarpania się z jego butami, spodniami i koszulą, w końcu udało mi się go rozebrać do bielizny i poprawnie położyć do spania. Przez cały ten czas Styles był przytomny i co jakiś czas rzucał jakiś niezrozumiały dla mnie komentarz.
          Zaczęliśmy ważną rozmowę, którą miałam wielką ochotę dokończyć, jednak wiedziałam, że Harry nie będzie w stanie wypowiedzieć ani jednego wyraźnego słowa, dlatego postanowiłam, że wrócę do hotelu z samego rana. Jeśli nie będzie miał za wielkiego kaca uda nam się porozmawiać na spokojnie. Zebrałam swoje rzeczy z podłogi i chciałam już ruszyć do wyjścia, kiedy coś mnie tknęło. Podeszłam na palcach do łóżka i pochyliłam się nad Harrym. Miał już zamknięte oczy i oddychał miarowo, zapadając w leczniczy sen. Nachyliłam się jeszcze bardziej, tak że moje usta dotknęły przelotnie jego policzka, składając na nim delikatny pocałunek.
           - Dobranoc, Harry - wyszeptałam i o mało nie zeszłam na zawał ze strachu, gdy jego zielone oczy spojrzały na mnie przytomnie, a jego dłoń zacisnęła się na moim nadgarstku.
           - Zostań ze mną - poprosił szeptem, patrząc na mnie.
           Zanim zdążyłam zareagować, zamknął oczy i odwrócił się w drugą stronę. Tym razem naprawdę zasnął. Powinnam zostać? Pewnie nie. Czy chciałam? Oczywiście. Nie zastanawiając się długo, odłożyłam swoje rzeczy na stolik, zamknęłam drzwi od środka, zgasiłam światło, wyswobodziłam się ze spodni i położyłam obok Harry'ego, zakrywając się kołdrą po samą szyję. Zasnęłam, ogrzana ciepłem bijącym od jego ciała i ukołysana jego miarowym oddechem. I po raz pierwszy od dłuższego czasu zasnęłam z uśmiechem na ustach.
            Poranek przywitał mnie promieniami słońca świecącymi prosto w twarz. Znowu. Nie otwierając oczu, przeciągnęłam się delikatnie. Wiedziałam gdzie się znajdowałam, dla odmiany. Wyciągnęłam rękę chcąc przekonać się, czy aby na pewno poprzednia noc nie była tylko snem. I nie napotkałam nikogo, tylko prześcieradło. Po chwili jednak czyjaś dłoń zacisnęła się na moich palcach. Zaskoczona, otworzyłam oczy i spojrzałam prosto w zielone tęczówki pochylonego nade mną Stylesa. Musiał wstać wcześniej, ponieważ pachniał żelem pod prysznic, a z burzy loków nadal kapała woda. Mimo to nadal było widać po nim skutki wczorajszej nocy. Był nienaturalnie blady, a pod jego oczami widniały sińce.
            - Zostałaś - powiedział wesoło.
            - Chciałeś, żebym sobie poszła? - zapytałam zaczepnie. - Bo mogę sobie pójść, jeśli mnie tu nie chcesz.
            - Nigdzie nie idziesz - powiedział twardo, a na potwierdzenie swoich słów położył się koło mnie i przyciągnął do siebie, zamykając w żelaznym uścisku.
            Położyłam głowę na jego klatce piersiowej, przysuwając się bliżej do niego. Nadal trzymał moją dłoń. Przeplótł tylko swoje palce z moimi. Leżeliśmy tak przez chwilę w zupełnym milczeniu, ciesząc się tą chwilą. Po jakimś czasie jednak Harry delikatnie zsunął mnie z siebie i usiadł po turecku na łóżku. Poszłam w jego ślady i również podniosłam się do pozycji siedzącej. Na twarzy chłopaka malowało się niezdecydowanie i coś na kształt strachu...
            - Jeśli chodzi o wczoraj - zaczął niepewnie, nawet na mnie nie patrząc. - O to, co wygadywałem, te głupoty...
            - Ja również nie jestem pewna swoich uczuć do ciebie - powiedziałam. - Dlatego wczoraj nie doczekałeś się odpowiedzi ode mnie. Jest coś... - kontynuowałam, a Harry podniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy - ... takiego w tobie, co mnie do ciebie przyciąga. Nie wiem co i nie wiem jak, ale tak jest.
            Styles nic nie odpowiedział na moje wyznanie, tylko chwycił moją dłoń zamknął ją w swojej.
            - Co będzie dalej? - wyszeptałam, zbyt przerażona by zadać to pytanie na głos.
            - Nie wiem - powiedział Harry spokojnym tonem. - Nikt nie wie co przyniesie przyszłość.
            Niechciana nadzieja, która pojawiła się poprzedniej nocy w moim sercu, zaczęła powoli topnieć, a jej miejsce zastępował ten tępy ból, który towarzyszył mi od kilku tygodni. Chciałam. Nie. Potrzebowałam go. Bardziej niż byłam w stanie to wyrazić.
            -Ale ... - zaczął cicho. - Ale chciałbym, żebyś została na dłużej. Ponieważ jestem ciekawy gdzie to może nas zaprowadzić. 
            - W takim razie jest nas dwoje - odpowiedziałam równie cicho. 
            W odpowiedzi Harry uśmiechnął się, a potem płynnym ruchem nachylił się nad naszymi złączonymi dłońmi i pocałował tę część moich palców, która wystawała spod jego uścisku.
             - Jesteś pewna? - Zapytał, patrząc na mnie uważnie. 
             - Jak nigdy. 
             - To dobrze - odpowiedział zanim przyciągnął mnie do siebie i złączył nasze usta w niewinnym i słodkim pocałunku.

             Zostałam. Zostałam na długie lata. Tak długie, że pewnego dnia stanęliśmy naprzeciwko siebie i w obecności Boga i naszych najbliższych przyrzekliśmy sobie miłość, wierność, oddanie i wiele innych zrozumiałych tylko dla nas rzeczy aż do grobowej deski. Potem doczekaliśmy się narodzin Cecily. I teraz, kiedy po tych latach patrzyłam na Harry'ego, nadal czułam się tak samo wtedy, gdy spotkaliśmy się po raz drugi. Nadal potrzebowałam go jak powietrza, by móc normalnie funkcjonować. Nadal był dla mnie najważniejszą osobą mojego życia. Mieliśmy nasze wzloty i upadki. Bywały dni kiedy miałam ochotę zadusić go własnymi rękoma, jednak po chwili przypomniałam sobie, że za to właśnie go kocham. Tak samo jak on mnie. Nasza miłość nie była nagła, gwałtowna i "od pierwszego wejrzenia". Nie, nasza miłość powstała na bazie wzajemnego poznawania się, szacunku i przyjaźni. Rozwijała się z czasem i dojrzewała razem z nami, dlatego była jedną z niewielu rzeczy, których byłam na tym świecie pewna. I to dzięki tej świadomości mogłam iść przez życie, wiedząc, że gdy obejrzę się do tyłu, Harry zawsze będzie przy mnie, gotowy wspierać mnie do samego końca. Tak samo jak ja jego. 
             
             Cecily miała już sześć lat. Jak każde dziecko w jej wieku była ciekawa świata. Jednak w jej przypadku ciągły quiz "Kto? Co? Jak? Po co? Dlaczego?" trwał odkąd skończyła trzy latka. Oczywiście, jednym z pytań, które musiało paść było "Tatusiu, jak poznałeś mamusię?". Mina Harry'ego gdy usłyszał to pytanie była bezcenna. Oczywiście zmyślił na poczekaniu jakąś historyjkę, którą uraczył naszą nic niepodejrzewającą córkę. Teraz Cecily uczyła się pisać. Harry, korzystając z kolejnej przerwy w trasie koncertowej wrócił na dwa tygodnie do domu i od paru dni siedział z nią nad zeszytem do nauki pisania. Duma, którą widziałam w jego oczach, gdy patrzył na naszą córkę sprawiała, że czułam się najszczęśliwszą osobą na świecie. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, co miałam mu za chwilę oznajmić. 
             Wzięłam głęboki oddech zanim weszłam do pokoju Cecily, która siedziała przy biurku i kreśliła kolejne litery. Harry kucał koło niej i co jakiś czas dawał jakąś wskazówkę. 
              - Co robicie? - zapytałam, podchodząc do nich. 
              - Tata uczy mnie "g" - odpowiedziała Cecily i z dumą wyciągnęła w moją stronę zapisaną do połowy kartkę. 
              - Ślicznie, kochanie. Bardzo dobrze ci idzie - powiedziałam, biorąc ją od niej. Literki nadal były trochę koślawe, ale z pewnością wyglądały lepiej niż te z poprzednich kilku dni. - Widzę, że tatuś zrobił kawał dobrej roboty. 
              Cecily energicznie pokiwała głową i zabrała ode mnie kartkę, po czym wróciła do pisania. 
              - Ponieważ tatuś zrobi wszystko dla swoich dziewczynek - odpowiedział Harry i ucałował Cecily w czubek głowy. 
              Sekundę później stał już na przeciwko mnie  z uśmiechem na ustach i ramieniem, które otaczało mnie w pasie, 
              - Kochanie, mogę porwać tatę na chwilę? - zapytałam, wkładając dłoń do tylnej kieszeni spodni mojego męża. 
              - Pewnie. - Mój ciemnowłosy aniołek obrócił się szybko w moim kierunku i posłał mi szeroki uśmiech, w którym brakowało górnej, prawej jedynki. Jej loki podskakiwały przy każdym ruchu głową. 
              Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, Harry wyciągnął mnie na korytarz i zamknął za sobą drzwi do pokoju Cecily.
              - Harry... - zaczęłam niepewnie.
              - Coś się stało? - zapytał, a z jego twarzy zniknął beztroski uśmiech, który widniał na niej jeszcze kilka sekund temu. 
             - Czemu pytasz? - Udałam zaskoczenie. 
             - Ponieważ przez ostatnie kilka dni byłaś taka nieobecna i zamyślona. I zdystansowana. Zacząłem się już martwić - powiedział Harry, przyglądając mi się uważnie. - Więc powiesz mi o co chodzi? Wiem, że ostatni okres był bardzo trudny zwłaszcza z nagrywaniem albumu i teraz tą trasą. Rozumiem, że mogłaś poczuć się osamotniona i niedoceniona, ale postaram ci się to wynagrodzić w każdy możliwy sposób...
             Zanim zdążył wyrzucić z siebie jeszcze więcej słów, zamknęłam mu usta pocałunkiem. 
             - Takiego obrotu spraw się nie spodziewałem - wysapał Harry, kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy. Mnie również zaczynało trochę brakować tchu. - Skoro udało ci się tak efektywnie odwrócić moją uwagę, to może w końcu wytłumaczysz mi co chodzi? 
             Harry nadal trzymał mnie w pasie, więc odchyliłam się odrobinę od niego, żeby móc spojrzeć mu w oczy. 
              - Pamiętasz to stare łóżeczko Cecily, które kupiliśmy po jej narodzeniu? 
              - To z baldachimem? - Przytaknęłam. - Tak, jest gdzieś na strychu. 
              - W takim razie będziesz musiał się po nie tam wybrać, ponieważ niedługo znów nam się przyda - odpowiedziałam.
              Mój mąż patrzył na mnie przez chwilę w osłupieniu, analizując słowa, które przed chwilą usłyszał. Kiedy w końcu dotarł do niego ich sens, na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech. 
              - Naprawdę? - Przytaknęłam. 
              Harry nic nie odpowiedział, tylko uniósł mnie do góry i okręcił parę razy wokół własnej osi, po czym odstawił na ziemię i przytulił. W tym samym momencie drzwi do pokoju Cecily otworzyły się i stanęła w nich nasza córka, która nie czekając na zaproszenie podbiegła do nas i przytuliła się do naszych nóg. Harry zaśmiał się krótko i wziął ją na ręce, także znajdowała się na równi z nami. Jej ramiona oplotły nasze szyje i zmusiły do kolejnego uścisku. I to właśnie wtedy, gdy tak stałam otoczona ludźmi, którzy tak wiele dla mnie znaczyli przyznałam sama przed sobą, że zostanie w pewnym pokoju hotelowym pewnego pamiętnego niedzielnego poranka było najlepszą decyzją, jaką podjęłam w całym swoim życiu. 
             
 One Week Challenge cz. 2 za nami. 5 przed. Do zobaczenia jutro ;) 

14 marca 2015

You and Me - Niall cz.11

Siedziałam po turecku na środku dywanu beznamiętnie wpatrując się w okno. Starałam się przy tym ignorować Harry'ego, który chodził po pokoju w tę i z powrotem, wydeptując w dywanie ścieżkę prowadzącą od drzwi do ściany, na którą padał obraz z rzutnika. Minęło dziesięć minut, lecz żadne z nas nie odezwało się ani słowem. Po prostu trwaliśmy w ciszy, przerwanej jedynie od czasu do czasu śmiechem dochodzącym zza drzwi. I za każdym razem, gdy słyszałam ten śmiech miałam ochotę walnąć któregoś z nich między oczy.
- Nie wyjdziecie stąd dopóki się nie pogodzicie. - Głos Zayna przedarł ciszę.
- Wystarczy, że poczekamy aż wam się znudzi - odkrzyknął Harry, którego wędrówka po pokoju zaprowadziła akurat w tym momencie pod wejście.
- Stary, mamy tu łazienkę, telewizor w salonie, Playstation i pełną lodówkę jedzenia - odpowiedział Malik. - Możemy tak siedzieć przez kilkanaście godzin, jeśli nie kilka dni.
Zazgrzytałam zębami. Tu Zayn miał rację. Oni mieli dostęp do wszystkiego, podczas gdy my byliśmy zamknięci w niewielkim pokoju paczką chipsów, która była już do połowy opróżniona i resztkami napoju w jednym z kubków. Albo głód albo potrzeba skorzystania z toalety będzie chciała nas stąd wykurzyć. I to już całkiem niedługo.
Styles nic nie odpowiedział, tylko wystawił środkowy palec w kierunku drzwi (dobrze, że chociaż w tym jednym się zgadzaliśmy) i dalej kontynuował swoją wędrówkę.
Z cichym westchnięciem zmieniłam pozycję i położyłam się na kanapie, z głową wspartą o jedno z oparć. Nadal miałam doskonały widok na Hazzę, dlatego teraz zamiast go ignorować, po prostu śledziłam jego ruchy. Pięć rund zajęło mu zorientowanie się, że to robię.
- Co jest? - zapytał lekko szorstkim tonem.
- Nic - odpowiedziałam ze wzruszeniem ramion. - Tak się patrzę.
- I jak się bawisz?
- Cudownie. - Moja odpowiedź wręcz ociekała sarkazmem.
Harry chyba zrozumiał przekaz, bo nie odezwał się.
Po kolejnych dziesięciu minutach sytuacja nie wyglądała wcale lepiej. Ja nadal leżałam na kanapie, natomiast Hazza przerwał wydeptywanie dywanu i zamiast tego położył się na nim. Wpatrywał się intensywnie w sufit, jakby chciał policzyć wszystkie ledwo widoczne plamki, które się na nim znajdowały.
- Dobra, miejmy to już za sobą - oświadczył znienacka.
Jego słowa zaskoczyły mnie na tyle, że podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Choć na jego twarzy malowało się zdecydowanie, chłopak nadal dotykał plecami podłogi, dlatego postanowiłam pójść w jego ślady i wróciłam do leżenia na kanapie.
- Ok - odpowiedziałam, poprawiając się. - W takim razie może zaczniesz? - zaproponowałam.
- Czemu nie. Dlaczego nie chcesz udawać mojej dziewczyny? - Hazza od razu wytoczył ciężka artylerię. Odczekałam kilka sekund zanim zaczęłam swoją odpowiedź.
- Ponieważ… - starałam się jak najdokładniej dobrać słowa. - Ponieważ jesteś moim przyjacielem. Co ja gadam, Harry jesteś dla mnie jak brat. I nie licząc tego, że udawanie twojej dziewczyny byłoby dziwne i niekomfortowe dla nas obojga, to nie chcę przykładać ręki do … twojego zaprzeczania sobie.
- Dlaczego uważasz, że udawanie przez nas pary byłoby dziwne i niekomfortowe? - Styles postanowił drążyć temat.
- Jestem na 100% pewna, że nie bardzo uśmiechałoby ci się ciągłe migdalenie się w obecności innych ludzi z kimś, kogo nawet nie kochasz. A przynajmniej nie w taki sposób, jaki mam na myśli - dodałam szybko, słysząc jak wciąga powietrze, by zaprzeczyć moim słowom. - I co prawda mogę mówić tylko za siebie, ale jestem przekonana, że czujesz to samo, a przynajmniej jakaś cząstka twojego ptasiego móżdżka podpowiada ci, iż po tym wszystkim między nami nie byłoby już tak samo. A przyjaźń z tobą, chociaż potrafi dać w kość, jest najdłuższą, najszczerszą i najmocniejszą relacją, jaką kiedykolwiek nawiązałam z innym człowiekiem, dlatego nie chciałabym jej stracić za żadne skarby świata. - Poczułam jak łzy napływają mi do oczu, więc zaczęłam szybko mrugać by się ich pozbyć. Nie chciałam się rozkleić, a przynajmniej nie teraz.
Harry potrzebował chwili na przyswojenie tego wszystkiego, tak więc znów spędziliśmy kilka minut w ciszy. Tym razem jednak w powietrzu wysiało napięcie składające się z naszej niepewności i niewypowiedzianych słów.
- Mary Elizabeth Watson - zaczął Styles. Hazza używał mojego pełnego imienia jedynie w sytuacji, gdy poruszany był bardzo ważny temat. Ostatni raz zwrócił się do mnie w taki sposób, gdy informował mnie o odejściu mojego taty. - Jesteś jedną z najbliższych mi osób. Zawsze byłaś i mam nadzieję, że zawsze będziesz. Jednak uważam, że odrobinę przesadzasz twierdząc, że udawany związek zniszczy naszą przyjaźń. W końcu oboje będziemy wiedzieli, że to nie jest naprawdę. Mamy jedynie nabrać ludzi, co w tym złego?
- Haroldzie Edwardzie Styles - odpowiedziałam mu w podobnym tonie. - Nie mogę uwierzyć jakim idiotą jesteś - dodałam. - Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy?
- Bo… - Harry wziął głęboki wdech, a szuranie, które usłyszałam musiało znaczyć, że zmienił pozycję. Rzeczywiście, kiedy na niego spojrzałam siedział po turecku z rękoma skrzyżowanymi na piersi. - Ponieważ… chciałbym przez chwilę odpocząć od tego wszystkiego. Znaczy od prasy. Mam dosyć ciągłego oglądania się za ramię za każdym razem gdy z kimś rozmawiam, żeby sprawdzić czy nikt nie posługuję. Mam dosyć tego, że muszę uważać na każde słowo i każdy gest, żeby za moment nie wywołać jakiejś burzy w Internecie. A gdybym wszedł w ten udawany związek z tobą, to wszystko by się na chwilę uspokoiło. I może w końcu przestaliby wyskakiwać z tematem Larry’ego - dodał ciszej, uciekając wzrokiem w podłogę.
A kiedy po paru sekundach znów na mnie spojrzał smutek widoczny w jego oczach po prostu… złamał mi serce. Te zielone, otoczone długimi czarnymi rzęsami patrzałki wyrażały cały jego smutek, żal i zawód związany z tą sytuacją i sprawiły, że miała ochotę po prostu podejść do niego, przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Musi być dobrze. I wtedy po raz pierwszy w mojej głowie zabrzmiała nutka zwątpienia w słuszność mojej decyzji.
- Harry, ja… - zaczęłam, ale mój głos odmówił posłuszeństwa.
Odchrząknęłam dwa razy, próbując pozbyć się ucisku, który pojawił się w moim gardle. Gdy to nie pomogło, podniosłam się do pozycji siedzącej. Odchrząknęłam jeszcze raz zanim zaczęłam mówić.
- Czyli naprawdę tego chcesz? - zapytałam.
- Nie… tak… to znaczy… - Harry zająknął się. - Paul. Paul uważa, że to dobre wyjście z sytuacji i wyłożył mi ten cały plan oraz wszystkie jego za i przeciw. Wiem, że za bardzo za nim nie przepadasz, ale… on zna się na rzeczy. I jeśli chodzi o tego typu sprawy, ufam mu bezgranicznie.
- Lecz jeśli chodzi o takie typu sprawy, powinieneś też kierować się swoim rozumem i swoimi odczuciami. Naprawdę uważasz, że nie ma nic złego w oszukiwaniu tysięcy, jeśli nie milionów ludzi, w tym naszych znajomych i dalszej rodziny? - zapytałam, bardzo ciekawa jego odpowiedzi.
Oczywiście, wiedziałam, że istnieją na tym świecie ludzie, którzy zrobiliby coś takiego bez mrugnięcia okiem. Dla sławy, rozgłosu, pieniędzy - z jakiegokolwiek powodu, który można wymyślić. Jednak miałam cichą nadzieję, że mimo wszystko Hazza do takich ludzi nie należał.
- Ja… nigdy nie patrzyłem na to w ten sposób. Ale to właśnie dlatego pomyśleliśmy z Paulem o tobie. Ponieważ gdybyś się zgodziła, to byłoby bardziej wiarygodne, bardziej… bliskie prawdy. Słuchaj, sam nigdy bym czegoś takiego nie zaproponował i się nie podjął, ale tu chodzi o cały zespół. Ale tu chodzi też o tych chłopaków. Jeśli jestem w stanie im jakoś pomóc, to chcę to zrobić. To dzięki nim spełniam teraz swoje marzenia. Marzenia, które siedziały w mojej głowie od tak dawna, sama doskonale o tym wiesz - zadeklarował Harry, patrząc mi w oczy przez cały czas.
Kolejna nutka wątpliwości pojawiła się w moim umyśle. A może on i Paul mieli rację. Gdyby to rzeczywiście pomogło ustabilizować wizerunek Harry’ego w mediach… W mojej głowie pojawił się zamęt. Wzajemnie wykluczające się myśli i uczucia zaczęły się mieszać, walcząc o dominację. Z jednej strony chciałam im pomóc, zwłaszcza Stylesowi, jednakże z drugiej chciałam być wierna swojej poprzedniej decyzji. A jeśli to nie była dobra decyzja?
Znalazłam się na rozstaju z dróg, z zamętem w głowie i uciekającym czasem. Czułam się bezsilna, po raz kolejny w swoim życiu i nienawidziłam tego uczucia z całej siły. Zawsze mi się zdawało, że należę do osób, które twardo stąpają po ziemi, wiedzą czego chcą i umieją podejmować trudne decyzje, bez względu na konsekwencje. Jednak teraz, siedząc na tej przeklętej kanapie z Harrym czekającym na moją decyzję, po prostu spanikowałam wewnętrznie. Miałam ochotę po prostu rzucić to wszystko i wyjść stamtąd, jednakże za przyczyną pięciu idiotów było to awykonalne. Dzięki chłopaki.
Wzięłam głęboki wdech, żeby się uspokoić. Przyniosło to sekundową ulgę i ta sekunda starczyła, żebym podjęła decyzję.
- Ok. Zrobię to - powiedziałam spokojnym tonem, nie dowierzając, że byłam w stanie się na niego zdobyć.
- Zrobisz to? - wydukał zaskoczony Harry.
- Tak, zrobię - odpowiedziałam. 
- Naprawdę?
- TAK! - odrzekłam głośniej niż powinnam, rozdrażniona. - Mam ci to przeliterować. - T-a-k. Z-r-o-b-i-ę  t-o.
Hazza zerwał się z podłogi z prędkością światła i podbiegł do kanapy. Zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku zanim zdążyłam powiedzieć kolejne słowo, przyciskając moją twarz do materiału swojej koszulki. Niezbyt przyjemne doświadczenie. Znaczy wciskanie twarzy w koszulkę, nie przytulas.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję - powtarzał Harry, kołysząc się ze mną w rytmie w jakim wypowiadał te słowa. - Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję.
- Dusisz mnie - powiedziałam, używając tej końcówki powietrza z moich płuc, której nie zdążył jeszcze wycisnąć.
- Wybacz. - Zreflektował się szybko. - Po prostu nie mogę uwierzyć, że się zgodziłaś.
„Wierz mi, ja również” pomyślałam, jednak zachowałam to dla siebie.
- Zrobię to, ale tylko jeśli ty będziesz czuł się z tym dobrze - zastrzegłam.
- Dziękuję. - Harry znów zamknął mnie uścisku, tym razem bardziej ogarniętym. - Nie będzie tak źle zobaczysz. Usiądziemy i wszystko obgadamy...
- Później - przerwałam mu szybko. - A teraz skończ temat, bo zaraz się rozmyślę.
- Ok, ok - Hazza przycisnął mnie jeszcze mocniej.
Ulżyło mi. Tak po prostu. Może nie do końca, ale ciężki kamień, który spoczywał na moim sercu od kilku dni spadł z niego z głośnym hukiem. Byłam zaskoczona, że nie było tego słuchać. Wyswobodziłam się z objęcia Stylesa i spojrzałam na niego. Na jego ustach rozkwitł szeroki uśmiech, a w smutnych oczach widać było promyk nadziei. Widząc to poczułam w środku rozlewające się ciepło. Jeśli on był tak optymistyczny, dlaczego ja nie miałabym być.
Chciałam coś powiedzieć, jednak zanim zdążyłam otworzyć usta doleciał do nas dźwięk przekręcanego klucza i drzwi do pokoju otworzyły się z głośnym hukiem.
- Trzeba będzie się jakoś na nich zemścić za tę akcję - wyszeptał Harry, mrugając do mnie porozumiewawczo.
- Coś się wymyśli - odpowiedziałam i wyciągnęłam dłoń, po czym przybiliśmy piątkę.
- Alleluja! - Louis jako pierwszy wszedł do pokoju i od razu rzucił się na kanapę, zajmując miejsce po mojej lewej. - Myślałem, że już nigdy się nie pogodzicie. Takie siedzenie pod drzwiami i słuchanie jest męczące. Nie rozumiem jak niby ci wszyscy szpiedzy w filmach i książkach są w stanie wytrzymać siedzenie na obserwacjach. To jest piekielnie nudnie! - Z tego, co chłopcy mówili wcześniej Tommo nie był wielkim fanem filmów szpiegowskich, a on sam najwyraźniej lubił to podkreślać.
- Skoro rodzinka cała i pogodzona, to może coś obejrzymy? - zapytał Zayn, który jako ostatni wszedł do pokoju za Niallem i Liamem.
- Gdzie jest Ed? - Harry zaczął rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu Sheerana.
- Zwinął się do domu jak tylko usłyszał, że się pogodziliście - odpowiedział Liam, siadając u stóp kanapy. - Ma jutro dużo pracy, ale chciał dopilnować, żeby się ogarnęli.
- Okej.
Malik chciał zająć miejsce po mojej prawej stronie, jednak Styles go uprzedził i usiadł na nim, wystawiając język w kierunku Zayna. Bardzo dojrzałe, Harry.
- Na co macie ochotę? - zapytał Niall, podchodząc do stojącego za nami komputera.
- Głupie filmiki z Internetu! - wykrzyknął Louis, chociaż Horan znajdował się dwa metry od nas.
- Jakieś propozycje? - Blondyn spojrzał wyczekująco na Tommo.
- Och, cała masa, przyjacielu. - Tomlinson zerwał się z kanapy i podbiegł do niego.
I gdy tak siedziałam, patrząc na tych dwoje pochylonych nad klawiaturą komputera poczułam jak cały stres dzisiejszego dnia mnie opuszcza. Nagle poczułam się zmęczona, a w mojej głowie pojawiła się bardzo kusząca wizja łóżka i mojej poduszki. Moja energia życiowa była na tak niskim poziomie, że kilka dobrych sekund zabrało mi zebranie się w sobie, żeby poinformować chłopaków o moich „ambitnych” planach.
- Wiecie co, będę się już zbierać - powiedziałam na głos, podnosząc się z kanapy.
- Nie bądź taka, to będą naprawdę fajne rzeczy - powiedział Louis, przenosząc wzrok z monitora na mnie.
- Jestem co do tego przekonana w stu procentach, ale padam na twarz i nie będę w stanie docenić genialności tych filmików. Lub ich debilizmu - dodałam po chwili namysłu. - To był długi dzień.
- Mary ma rację - odezwał się Harry. - To był emocjonujący dzień.
Słysząc jego słowa, uśmiechnęłam się dziękczynnie do przyjaciela. Styles wstał i sprzedał mi szybkiego przytulasa.
- Dobranoc - powiedział z uśmiechem starszego brata.
- Branoc.
Zanim wyszłam z pokoju zostałam wyściskana przez wszystkich, a Horan nawet zaofiarował się na zostanie moją eskortą do pokoju. Był tak dokładny, że nawet ze mną do niego wszedł.
- Dostarczona bezpiecznie i w całości - zaśmiał się, kładąc rękę na klamce.
- Nie chcesz zostać i sprawdzić czy jakiś potwór nie wciągnie mnie pod łóżko? - zapytałam zaczepnie.
- Uważaj, bo jeszcze zostanę tu na noc.
- Nie ma sprawy - odpowiedziałam, starając się na nonszalancję. - Cała podłoga do twojej dyspozycji - odpowiedziałam.
- Ok. - Niall uśmiechnął się szeroko i zniknął za drzwiami.
Przeklęty Ed Sheeran. Czy naprawdę musiał zaczynać ze mną temat Nialla? Teraz nie będę w stanie już nigdy nie spojrzeć na Horana w ten sam sposób i to była przerażająca myśl. Tak samo jak przerażające było znalezienie go na podłodze w moim pokoju, gotowego do spania. Owszem plan był taki, że chłopaki mieli u nas nocować i owszem rzuciłam tekstem o zajmowaniu podłogi, ale nie sądziłam, że Niall naprawdę to zrobi. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że może jednak zasnęłam na tej kanapie zanim zdążyłam wrócić do pokoju. Jednak bolesne uszczypnięcie w łokieć przywołało mnie do rzeczywistości. Horan pochwycił moje zaskoczone spojrzenie gdy tylko weszłam do pokoju i uśmiechnął się szeroko.
- Przecież cię ostrzegałem - powiedział i puścił do mnie oczko.
Ostrzegał, ostrzegał.
Horan był nawet nieźle przygotowany. Leżał na grubym, co najmniej 30 centymetrowym materacu, który był prawie takiej wysokości jak moje łóżko. Do tego zaopatrzył się w dwie poduszki i kołdrę.
- To teraz ja cię ostrzegam, że gadam przez sen - powiedziałam, podchodząc do komody, by położyć na niej złożone ubrania. - Dużo. I głośno. - No dobra, tylko trochę i zazwyczaj jakieś głupoty, ale on nie musiał o tym wiedzieć. - I chrapię. Jak kosiarka - dodałam, siadając na brzegu łóżka.
Horan nic nie odpowiedział tylko spojrzał na mnie z miną mówiącą „mów, co siebie chcesz, ja tu zostaję”.
- Twój wybór - mruknęłam i weszłam pod kołdrę.
Zanim zdążyłam wyciągnąć rękę, Niall zgasił światło włącznikiem koło mojego łóżka. Bowiem odległość między naszymi materacami wynosiła może z dwa centymetry.
Położyłam się na lewym boku, przodem do Horana. Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do panującej wokół nas ciemności zobaczyłam, że chłopak również był obrócony przodem do mnie. Przez chwilę leżeliśmy tak w milczeniu, patrząc na siebie. I gdyby był to ktokolwiek inny (no może oprócz Hazzy) czułabym się skrępowana już po kilku sekundach. Przy Horanie jednak czułam się tak swobodnie jak to tylko było możliwe. Co było dla mnie również nowym odczuciem, ponieważ dość dobrze pamiętałam jak zdenerwowana byłam zawsze gdy Jack znajdował się blisko mnie. Uciekałam przed jego spojrzeniem i podskakiwałam wewnętrznie za każdym razem gdy czułam jego dotyk, czułam się naprawdę skrępowana. Z Niallem jednak było inaczej. Miałam ochotę być jak najbliżej niego. Dlatego musiałam się pilnować, żeby nie przybliżyć się do niego za bardzo.  
- I jak się czujesz ze swoją decyzją? - Odezwał się pierwszy.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? - zapytałam szeptem. - Z jednej strony czuję się jakbym zrobiła dobrze. Z drugiej strony czuje się jakbym popełniła ogromny błąd - odpowiedziałam, unikając jego przeszywającego spojrzenia.
Nawet w ciemności byłam w stanie dojrzeć błękit jego oczu oraz to jak uważnie mi się przygląda.   
- A które uczucie przeważa? - dopytywał.
- Chyba…
Gdy tylko zadał to pytanie przed oczami stanął mi uśmiechnięty Harry. I na mojej twarzy momentalnie pojawił się uśmiech.
- Chyba pierwsze - powiedziałam po chwili.
- To dobrze - odpowiedział Niall i wyszczerzył się. - Jeśli ty będziesz się dobrze z tym czuła, to masz za sobą pół drogi.
- A co z drugą połową? - zapytałam, czując jak narasta we mnie strach przed tym, co czeka nas dalej.
- Myślę, że w ciągu najbliższych dni czeka was parę rozmów z różnymi ludźmi. Ale nie martw, będziemy was z chłopakami wspierać ze wszystkich sił.
Nie odpowiedziałam na jego zapewnienie, które sprawiło, że mój niepokój trochę opadł.
- Czy tak właśnie wygląda show-biznes? - zapytałam, bardziej siebie niż jego, kładąc się na plecach. Cienie na suficie tańczyły niespokojnie w szum wiatru wiejącego za oknem. - Robienie tego, co ci każą? Te wszystkie kłamstwa, oszustwa, uważanie na każde słowo i każdy krok… Zawsze sądziłam, że to życie jest prostsze.
- Chciałbym - odpowiedział Niall. - Chciałbym, żeby było prostsze. Chciałbym, żeby to wyglądało inaczej… normalniej. Nie zrozum mnie źle, kocham to, co robię. Koncerty, nagrania, wywiady, spotkania z ludźmi, dla których to, co robisz ma znaczenie, to najlepsze, co w tym wszystkim może cię spotkać. - Nie spodziewałam się takiego potoku słów od Nialla. Rzadko kiedy tak się otwierał, ale kiedy to robił, dawał cząstkę siebie. - A najgorsza jest świadomość, że oczy całego świata są skierowane na ciebie. Zostajesz całkowicie obdarty ze swojej intymności, ze swojego świata. Jeśli chcesz zatrzymać choć trochę tego świata dla siebie, musisz się bardzo starać. Bardzo. Paul próbuje nas tego nauczyć i nawet całkiem nieźle mu idzie. Czasami musimy coś udać, opowiedzieć jakieś kłamstwo, tylko po to, żeby zatrzymać coś dla siebie. I ta świadomość jest dobijająca i bolesna.
Znów przewróciłam się na lewy bok i spojrzałam na Nialla. Leżał na plecach z zamkniętymi oczami, a jego blond włosy opadły mu na czoło, zasłaniając przymknięte powieki. Miałam ochotę przesunąć palcami po tej blond grzywie, dlatego wsunęłam obydwie dłonie pod poduszkę, by oprzeć się pokusie.
- Jednak od tego jak widzi nas świat dużo zależy - kontynuował, a w jego głosie słychać było smutną nutę. - Dlatego musimy być tacy uważni. Dlatego mamy wokół siebie tylu ludzi, którzy nam doradzają. Dlatego musimy też czasem robi coś przeciwko sobie dla dobra zespołu. Dlatego musimy zachowywać się tak a nie inaczej. Dlatego musimy czasami udawać - powiedział na koniec. - Dlatego czasem nie możemy sobie pozwolić na to, żeby się zakochać chociaż bardzo byśmy chcieli - dodał po chwili. - A jeśli to zrobimy, to potem płacimy ogromną cenę.
Czyżby mówił o Demi? To znaczyłoby, że nadal nie wyleczył się z niej. W moim sercu pojawiło się ukłucie zazdrości o nią. Jednak trwało tylko sekundę, ponieważ upomniałam samą siebie, że nie mam prawa być o niego zazdrosna.
Wyznanie Nialla bardzo mnie poruszyło, dlatego przez chwilę nie byłam w stanie nic powiedzieć. Poza tym, nie wiedziałabym co mu odpowiedzieć. Siedziałam pogrążona we własnych myślach, dopóki jego głos mnie z nich nie wyrwał.
- Wybacz, nie chciałem cię tak bardzo dołować.
Wróciłam do rzeczywistości tylko po to, żeby znów spojrzeć w jego oczy. Znów leżał przodem do mnie.
- Nie przepraszaj. Cieszę się, że to zrobiłeś. W sensie, że powiedziałeś mi o tym, nie że mnie zdołowałeś - wytłumaczyłam szybko.
Niall zaśmiał się słysząc moją odpowiedź, a ja spaliłam buraka. Zawsze muszę wyskoczyć z czymś takim.
- Dobrze wiedzieć - odpowiedział.
- Jakie plany na jutrzejszy dzień?
- Jutro mamy wywiad w BBC Radio 1 - odpowiedział Niall. - Ale to dopiero pod wieczór, więc rano mamy trochę czasu zanim trzeba będzie tam jechać. Ty oczywiście jedziesz z nami.
- Muszę? - jęknęłam.
- Tak, musisz.
- Ok - wyrzuciłam z siebie szybko zanim zaczęłam ziewać.
- O, ktoś tu jest zmęczony. Chyba czas iść spać - powiedział Niall przesłodzonym tonem. - Dobranoc, Mary.
- Dobranoc, Niall - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
Świadomość, że blondas znajduje się tak blisko mnie napawała mnie niesamowitym spokojem wewnętrznym i poczuciem bezpieczeństwa. I to właśnie było mi bardzo potrzebne. Zanim wślizgnęłam się niepostrzeżenie w krainę snów miałam wrażenie, że usłyszałam jak Niall śpiewa swoją partię z Little Things.


 One Week Challenge - dzień 1. Początek tego rozdziału siedział mi w głowie już od dawna i w końcu udało mi się go przenieść na klawiaturę laptopa wraz z całą resztą. :)
A jutro? Pożyjemy, zobaczymy :)