Ten dzień już od początku zaczął się masakrycznie. Obudziłam się
sama, bez pomocy budzika, co nie często mi się zdarzało. Jako, że alarm w
zegarku jeszcze nie zadzwonił, z ulgą przewróciłam się na drugi bok z zamiarem
powrotu do spania, jednak coś mi się nie zgadzało. Może to, że mój budzik
wskazywał godzinę 3.15. Zaskoczona, sięgnęłam po telefon. 8.30. Od pół godziny
powinnam być w szkole. Zerwałam się z łóżka w lekkiej panice. Świetnie ! Mój
budzik musiał się zepsuć akurat dzisiaj, kiedy na jednej z lekcji miałam
prezentację semestralną, od której wszystko zależało ! Wyciągnęłam z szafy
pierwsze lepsze spodnie, t-shirt oraz za duży szary sweter wciągany przez głowę
i pognałam do łazienki. Musiałam się streszczać, jeśli chciałam zdążyć chociaż
na połowę drugiej lekcji. Umyłam twarz zimną, żeby się rozbudzić, po czym
wyszorowałam zęby i ubrałam się, a włosy ściągnęłam w koka. Wróciłam do pokoju,
gdzie spakowałam torbę. Nie miałam co marzyć o zjedzeniu śniadania, więc tylko
wyciągnęłam z szafki batonika, a do torby wrzuciłam jabłko. Porwałam jeszcze
czarną teczkę z projektem w rękę, żeby przejrzeć go po drodze, zawiązałam
szalik wokół szyi i byłam gotowa do wyjścia. Sprawdziłam godzinę w telefonie
8.45. Niezły wynik. Zamknęłam za sobą drzwi do domu i wybiegłam na ulicę.
Drogę od domu do stacji metra pokonałam
biegiem, w deszczu. Gdy tylko skręciłam w ulicę za domem, z nieba
lunęło jak z cebra. Nie miałam czas wrócić się po parasolkę, więc narzuciłam na
głowę szalik i biegłam dalej. W końcu dotarłam do wejścia na stację. Ostrożnie
zeszłam na dół, nie chcąc się przewrócić na mokrych schodach. Po chwili biegłam
już przez puste korytarze i przejścia. Najbliższy pociąg odjeżdżał za kilka
minut i jeśli chciałam na niego zdążyć, musiałam przyśpieszyć. Przepychałam się
przez tłum, coraz bardziej zdenerwowana. Kiedy byłam już na ostatnim zakręcie,
nagle uderzyłam w kogoś, kto również biegł. Zderzyliśmy się z taką siłą, że
oboje upadliśmy na ziemię, a moja teczka poleciała gdzieś w bok. Musiałam sobie nabić niezłego guza, ponieważ moje czoło
zaczęło nieźle boleć.
- Przepraszam - powiedziałam, wstając
niezdarnie. - Ał - jęknęłam cicho, ponieważ ból w czole nasilił się.
- Nie, to ja przepraszam - odezwał się
chłopak, na którego wpadłam. - Nic ci nie jest ?
- Nie, wszystko ok - odpowiedziałam. Po
raz pierwszy na niego spojrzałam.
Miał na sobie skórzaną kurtkę, pod którą nosił
biały t-shirt, jeansy i czerwony trampki. Włosy i czoło schował pod szarą
czapką, a szyję i brodę zakrył szalikiem, dość szczelnie. Jednak najbardziej
zaskoczyły mnie okulary przeciwsłoneczne. Dość dziwny dodatek jak na tę porę
roku. Miałam dziwne wrażenie, że skądś go znam, ale byłam zbyt zdenerwowana,
żeby zawracać sobie tym głowę. Odszukałam szybko wzrokiem teczkę i podniosłam
ją z podłogi metra.
- Jeszcze raz przepraszam - uśmiechnęłam się
do nieznajomego i ruszyłam w stronę pociągu, który właśnie nadjechał.
- Do zobaczenia ! - zawołał za mną.
Nie odwracając się, pomachałam dłonią w
górze i wbiegłam do wagonu.
Drzwi zamknęły się sekundę po tym jak przez
nie przeszłam. Odwróciłam się w stronę chłopaka. Nadal tam stał, patrząc w
moich kierunku. Metro ruszyło i nieznajomy zniknął mi z
oczu. Gdy tylko jego postać oddaliła się ode mnie, naszła mnie
ochota, żeby wyjść z wagonu i wrócić tam do niego, co lekko mnie przestraszyło.
Odeszłam jak najdalej od drzwi, żeby przez przypadek zaraz nie pociągnąć
hamulca bezpieczeństwa i nie polecieć z powrotem na stację. Zupełnie siebie nie
poznawałam.
Do szkoły wpadłam pięć minut przed początkiem lekcji, ledwo łapiąc
oddech. Od razu ruszyłam pod salę, gdzie miałam historię.- Lily, do jasnej, czemu mnie nie obudziłaś ? - powiedziałam z pretensją, stając obok mojej siostry bliźniaczki
- Bo nie było mnie nawet w domu,
głuptasie - zaśmiała się. - Nocowałam u Carly. A z tobą co się działo
?
- Budzik się zepsuł - odpowiedziałam.’
Lily pokręciła głową z pobłażaniem i posłała mi jeden z tych
swoich cudownych uśmiechów, które działały na chłopaków jak magnes i sprawiały,
że biedacy potrafili wejść w drzwi lub stojący na ich drodze słup. Taka właśnie
była moja siostra. Oczarowywała wszystko i wszystkich dookoła.
- Sierotka [T.I.].
Chciałam odpowiedzieć, jednak przerwał mi dzwonek na lekcje. Weszłyśmy
do klasy, trzymając się pod ręce i usiadłyśmy obok siebie, jak zwykle. Po
chwili dołączyli do nas pozostali uczniowie. Miejsca obok mojej siostry zostały
zajęte jedynie przez chłopaków. Otoczona ze wszystkich stron. Ja miałam Sama,
który wystarczał mi za całą bandę. Był moim najlepszym przyjacielem i zawsze potrafił
mnie rozbawić. Jak zwykle, usiadł po mojej lewej stronie.
- I jak tam, Śpiąca Królewno ? - zapytał, gdy zajął miejsce. -
Znalazłaś już Księcia ?
- Nie śpię, jak widać, więc tak - odpowiedziałam.
Gdy tylko Sam powiedział „Książę”, przypomniał mi się chłopak na
którego wpadłam w metrze. Mimo, że nie widziałam ani kawałka jego twarzy, było
w nim coś pociągającego. Z pewnością miał niesamowity głos. Na samo jego
wspomnienie w moim brzuchu pojawiały się motylki, co było dla mnie dość nowym
uczuciem.
- Witajcie, klaso - melancholijny głos zupełnie nie pasował do
naszej nauczycielki historii, która już od progu witała nas swoim pełnym
energii okrzykiem. - Pani Mason jest chora, dlatego ja dzisiaj ją zastąpię -
Profesor Clark (których chyba był starszy niż budynek naszej przedwojennej
szkoły) usiadł za biurkiem i otworzył dziennik, po czym sprawdził obecność. -
Skoro wszyscy są, może…
- Panie Profesorze ? - Ariadna, nasza klasowa kujonka podniosła
rękę.
- Tak, panno… ?
- Swan. Czy moglibyśmy powtórzyć materiały do prezentacji na
angielski ? To 60% naszej oceny semestralnej.
Po klasie przeszedł pomruk aprobaty. Profesor Clark spojrzał na
nas uważnie i wziął głęboki wdech, jakby podejmował bardzo ważną decyzję.
- Oczywiście, ale w klasie ma panować cisza - odpowiedział po
chwili.
Jak na zawołanie wszyscy wyciągnęli swoje teczki (lub cuda
techniki, na których mieli prezentacje multimedialne). Ja swoją miałam już na
wierzchu, więc otworzyłam ją na pierwszej stronie, chcąc po raz kolejny
przeczytać referat. Lecz to co zobaczyłam w środku nie było moim projektem. W
teczce, która z pewnością nie należała do mnie, znajdowały się nuty. Kilka
stron zapisanych zarówno przez autora utworu jak i odręczne zapiski. Przez myśl
przeszło mi, że może pomyliłam teczki i wzięłam jedną z prac ojca, jednak
wychodząc z domu miałam 100% pewnością, że trzymam swoją własność. I wtedy do
mnie dotarło. Chłopak z metra ! To z nim musiałam zamienić się teczkami, kiedy
wylądowały na podłodze ! Tylko pytanie jak ja go teraz znajdę, żeby oddać mu
jego własność, a odzyskać moją ? Obejrzałam dokładnie teczkę, by sprawdzić, czy
nie jest nigdzie podpisana, jednak nic nie znalazłam. Również nuty, mimo wielu
zapisków nie zdradzały tożsamości właściciela. Zrezygnowana, uważniej
prześledziłam zapisany utwór.
Tytuł brzmiał : Best Song
Ever. Zapowiadało się ciekawie. Mój tata był muzykiem, więc miłość do
muzyki miałyśmy z siostrą zaszczepioną we krwi. Tak samo jak grę na fortepianie
(w jej przypadku na skrzypcach) i czytanie nut.
- Maybe it’s the way she
walked - zanuciłam, analizując
pierwszy system. - Straight into my heart
and stole it.
Przenuciłam tak sobie połowę piosenki, kiedy przypomniało mi się,
że przecież za godzinę mam prezentację, a mój referat jest teraz w rękach
jakiegoś nieznanego gościa. Jeszcze raz przejrzałam nuty, by sprawdzić czy nie
są gdzieś podpisane. I właśnie wtedy zobaczyłam napis „Liam” na samym dole
ostatniej kartki. Świetnie. Przynajmniej teraz wiedziałam, że jeden z tysięcy
Liamów mieszkających w Londynie posiada moją teczkę. Super. Zarąbiście. Zamknęłam
ze złością teczkę i przesunęłam ją na skraj ławki, jak najdalej od siebie.
- Co tak biedna teczuszka ci zrobiła - „oburzył” się Sam, po czym
wziął ją do ręki i pogłaskał po okładce. - Oprócz tego, że znajduje się w niej
projekt za 60% twojej oceny semestralnej przez który nie spałaś przez ostatnie
kilka nocy…
- No właśnie problem w tym, że w środku go nie ma - jęknęłam,
kładąc się na ławce.
- Jak to „nie ma” ?
- Normalnie. Zderzyłam się w metrze z jakimś gostkiem i pomyliłam
teczki, gdy zbierałam je z podłogi. Teraz ja mam jakąś piosenkę, a on mój
referat.
- To najżałośniejsza wymówka jaką słyszałem. Ze swoją wyobraźnią
powinnaś wymyśleć coś bardziej sensownego - powiedział Sam z dezaprobatą w
głosie. - Już nawet pies, który pożarł pracę domową jest bardziej wiarygodny.
Szybki ruchem zabrałam mu teczkę i nie podnosząc się z blatu
trzepnęłam w ramię.
- Ale to prawda !
- Hmm… nie, nadal ci nie wierzę.
- Skoro ty mi nie wierzysz, to nikt mi nie uwierzy - jęknęłam.
- Wybuch atomowy… a nie, to już przerabiał James w zeszłym
tygodniu - Sam nadal rozważał bardziej „normalne” wymówki, kiedy ja starałam
się na kartce papieru spisać wszystko, co pamiętałam z referatu.
Najgorzej jednak było to, że straciłam swoje zdjęcia, na których
głównie opierała się prezentacja. Gdy skończyłam, przeczytałam to, co udało mi
się odtworzyć. Nie było to wszystko, jednak na 4 starczyło. Przynajmniej taką
miała nadzieję. Z westchnieniem, odłożyłam długopis do piórnika, a kartkę
schowałam do teczki. Wcześniej jeszcze ją podpisałam, na wypadek, gdyby pani
Whitake chciała ode mnie szkic referatu podczas prezentacji.
- Wiem ! - Sam aż podskoczył z ekscytacji. - Sfotografowałaś tajną
bazę CIA na terenie Anglii, zupełnie przez przypadek i teraz muszą zniszczyć
dowody, a po lekcjach mają zamiar cię porwać i zmodyfikować pamięć.
- Co jeszcze ? Może wyślą do tego facetów w czerni ? - zapytałam
kpiąco.
Sam nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ przerwał mu dzwonek. Po
przerwie na lunch nadchodziła moja zagłada. Nie miałam nawet za bardzo apetytu,
więc zjadłam jednego batonika. Gdy rozległ się dzwonek oznajmiający, że za
chwilę rozpocznie się kolejna lekcja, wstałam od stolika i krokiem zombie
ruszyłam pod klasę. Weszłam jako jedna z ostatnich, więc trafiło mi się miejsce
tuż przy drzwiach. Pani Whitake otwierała już dziennik, aby sprawdzić obecność.
Przez cały czas siedziałam jak na gwoździach, modląc się, żeby nie wylosowała
mnie do odpowiedzi. Na pierwszy ogień poszła Ariadna, która przedstawiła swój
referat w ciągu 20 minut. Pod koniec jej monologu ludzie po prostu zasypiali na
ławkach. Sam i Lily również się do nich zaliczali. Ja byłam zbyt zestresowana,
żeby sobie na to pozwolić. Po Ariadnie występował Sam ze swoją barwną prezentacją
na temat postaci komiksowych. Miałam nadzieję, że uda mu się zająć cały czas
pozostały do końca lekcji, kiedy jednak wdał się w potyczkę słowną z Ianem na
temat tego który superbohater jest najlepszy, pani Whitake podziękowała mu za
wyczerpujący wykład. Gdy chłopak usiadł, kobieta przejechała wzrokiem po klasie
i zatrzymała się na mnie, uśmiechając się przy tym. Już po mnie…
- Może teraz…
Natarczywe pukanie do drzwi.
- Proszę.
Do sali wszedł chłopak, którego kojarzyłam ze szkolnych korytarzy.
Z pewnością miał dyżur w sekretariacie, dlatego był na wszystkie polecenia
sekretarki i dyrektorki.
- Dzień dobry, pani Whitake.
- Dzień dobry, Mark. W czym mogę ci pomóc ?
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam przesyłkę dla [T.I][T.N.].
Podobno to bardzo ważne.
Chłopak wyciągnął przed siebie moją teczkę.
- Proszę - pani Whitake spojrzała na niego podejrzliwie, lecz
pozwoliła mu na wejście do klasy.
- To ja - powiedziałam, gdy zaczął się rozglądać po klasie.
Chłopak podszedł do mnie z uśmiechem i wręczył moją zgubę.
- I podobno masz jakąś teczkę do oddania - powiedział półgłosem.
- Tak, tutaj.
Już chciałam podać mu teczkę, lecz coś mnie tknęło. Jej tajemniczy
właściciel najwyraźniej zadał sobie trochę trudu, żeby mnie znaleźć. Szybko
wyrwałam kartkę z zeszytu i naskrobałam na niej parę słów podziękowania, po
czym wyciągnęłam z niej swoje zapiski z referatu i wręczyłam ją Markowi.
- Dzięki - odpowiedział chłopak i ruszył do drzwi. - Do widzenia,
pani Whitake.
- Do widzenia, Mark.
Pani Whitake rzuciła mi zaskoczone spojrzenie po wyjściu Marka i
poprosiła do odpowiedzi. Tym razem się nie bałam. Z moją teczką, mogłam zrobić
wszystko. Z uśmiechem na ustach przeszłam na środek klasy i zaczęłam swoją
prezentację.
~Oczami Liama~
Kimkolwiek jesteś,
dziękuję Ci bardzo za to, że oddałeś mi teczkę. Moje życie i ocena z
angielskiego również chciałyby się dołączyć do podziękowań, ponieważ je uratowałeś.
[T.I.]
PS. Piosenka zapowiada się świetnie, nie zawal jej.
Po raz kolejny przeczytałem liścik, który znalazłem w teczce, po
tym jak udało mi się ją w końcu odzyskać. [T.I.] poprawiła mi humor za pomocą
małej kartki papieru i kilku słów, które na niej zapisała. Rzadko komu udaje
się coś takiego zrobić, dlatego tym bardziej byłem ciekaw kim jest tajemnicza
dziewczyna z metra. Znałem jej imię i nazwisko (oraz jej ojca, który okazał się
być jednym z muzyków nagrywających z nami płytę) oraz szkołę do której
chodziłem. Poza tym, nie wiedziałem nic. Jednak niska, szczupła dziewczyna o
dużych zielonych oczach i rozczochranych włosach na którą wpadłem w metrze
zapadła mi w pamięci. I to nie dlatego, że przez przypadek zabrała moją teczkę.
Miała w sobie coś takiego, że nie mogłem wyrzucić jej z mojej głowy. Może
chodziło o jej głos - niski, lekko zachrypnięty - albo o jej zakłopotany
uśmiech, który posłała mi po tym jak się zderzyliśmy. I jeszcze jej praca. Gdy
odkryłem, że moje nuty zostały zamienione na jakiś referat, przeczytałem go z
czystej ciekawości. Był napisany z humorem, ale rzeczowo i na temat, co również
wzmocniło moje zaciekawienie.
Jeszcze przez chwilę patrzyłem na liścik, po czym schowałem go do
kieszeni i odetchnąłem głęboko. To był naprawdę męczący dzień i gdyby nie ona,
już dawno poszedłbym spać. Jednak gdy tylko zamykałem oczy, widziałem ją przed
sobą. W za dużym swetrze i z kolorowym szalikiem, takim jaki wtedy miała. Wolnym
krokiem wyszedłem z pokoju na balkon. Zimne, jesienne powietrze uderzyło we
mnie, jednak opatulony w sweter nie poczułem większej różnicy. Była noc, a z
bezchmurnego nieba migotały tysiące gwiazd. Oparłem się o barierkę i
popatrzyłem w górę. [T.I.] znów wdarła się do moich myśli. Zastanawiałem się co
teraz robi. Może je z rodziną kolację i opowiada im to co ją dzisiaj spotkało ?
A może postanowiła zachować to dla siebie i swojego ojca ? Może już dawno śpi ?
Albo odrabia lekcje ? Siedzi w pokoju, ale nie sama… Szybko odrzuciłem od
siebie tę myśl. Jej rzekomy chłopak zniknął tak szybko jak się pojawił. A może
dziewczyna myślała teraz o mnie tak samo jak ja o niej ? Tak, ten scenariusz
najbardziej mi się podobał.
- LIAM ! - Zayn wydarł się tuż przy moim uchu.
- Zayn ?! Co ty tutaj robisz ? - zapytałem, zaskoczony. Mulat jak
gdyby nigdy nic stał obok mnie.
- Pukałem, ale nie odpowiadałeś, więc wpakowałem się do środka -
odpowiedział, wyciągając z kieszeni papierosy. - No co ? Twój pokój jako jedyny
ma balkon, a nie chce wam smrodzić w środku - dorzucił, widząc moje karcące
spojrzenie.
- Mógłbyś w ogóle nie palić…
- Nie zaczynaj, Payne, bo to i tak nic nie da - powiedział i na
zaakcentowanie swoich słów odpalił szluga.
Malik zaciągnął się dymem i zaczął wypuszczać kółeczka.
- Nadal o niej myślisz ? - zapytał po chwili.
- O kim ?
- O córce tego basisty - Zayn teatralnie przewrócił oczami.
- T… nie…
- Czyli tak.
- Musiała być śliczna - Malik podszedł do barierki i oparł się
koło mnie.
Przywołałem twarz [T.I.]. Nie wiedziałem, czy mogę nazwać ją
śliczną. Dla mnie była idealna, lecz to był mój osąd. Nie byłem w stanie
spojrzeć na nią obojętnie.
- Trzeba było wziąć numer od jej ojca i zadzwonić - dodał po
chwili.
- Włożyłem swój numer do jej teczki. Jeśli będzie chciała, to
zadzwoni. Nie chcę się narzucać.
- Albo nie zadzwoni. Może również nie będzie chciała się narzucać
- powiedział, zaciągając się. - Czemu ludzie się tym tak przejmują ? Jeśli ktoś
ci się podoba to powiedz mu to prosto z mostu, a nie baw się w podchody.
Pieprzona romantyczność.
- Wow, głębokie - rzuciłem. - Ciekawe jak udało ci się z Perrie…
- Urok bad boya - powiedział, uśmiechając się słodko. Tak, zdecydowanie
urok bad boya. - Tak czy inaczej, myślę, że powinieneś wziąć jutro numer od jej
ojca i zadzwonić.
Zastanowiłem się nad tym. Może to jednak nie był taki zły pomysł ?
Przynajmniej wiedziałbym na czym stoję i czy istnieje jakikolwiek cień szansy
na spotkanie z [T.I.]. Oczyma wyobraźni widziałem nas, siedzących przy stoliku
w jakiejś kawiarence, nasze ręce - splecione razem. Widziałem jej uśmiech i
iskierki radości w oczach. Po chwili moje usta znalazły się zaledwie kilka
centymetrów od jej warg. Już prawie czułem ich smak…
- Te, Romeo ! - Malik przerwał moje rozmyślania po raz kolejny
tego wieczora. Tym razem przywalił mi z całej siły w plecy.
- Co ? - warknąłem, lekko poirytowany.
- Twój telefon !
Dopiero teraz doleciał do mnie dźwięk mojego dzwonka i poczułem
wibracje w kieszeni. Szybko wyciągnąłem telefon. Na ekranie wyświetlił się
numer, którego nie miałem zapisanego w kontaktach. Pierwsza myśl jaka przyszła
mi do głowy to : „To ona”. Stałem jak głupi i patrzyłem w ekran z uśmiechem na
twarzy.
- No odbieraj ! - krzyknął Malik.
Otrząsnąłem się i z sercem bijącym jak dzwon odebrałem.
- Halo ?
Dla odmiany, wracam z imagine'em i to jeszcze kilku częściowym. Druga część jutro ♥